Z Grzegorzem Górnym, dziennikarzem, publicystą, współautorem książki „Dowody Tajemnicy. Śledztwo w sprawie zjawisk nadprzyrodzonych” rozmawia Cezary Sękalski
Wiara jest bliską relacją z Bogiem, a nauka zajmuje się opisem zjawisk, które można zbadać jakościowo i ilościowo. Są to zatem dwie równoległe rzeczywistości, które posługują się odmienną metodologią. W Pana książce uderza fakt, że często inicjatorem badań naukowych nad nadprzyrodzonymi zjawiskami jest Kościół? Jak Pan myśli, dlaczego tak się dzieje?
Chrześcijaństwo zakłada syntezę wiary i rozumu. Dlatego Kościół zawsze głosił, że jest możliwa zgodność religii i nauki. Pisał o tym Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio, że wiara i rozum są jak dwa skrzydła, które wznoszą człowieka do góry, w kierunku poznania prawdy, a więc kontemplacji Boga. Kościół nie boi się więc badań, bo nie boi się prawdy.
Wiara nie musi karmić się cudami, a niekiedy nadmierne zainteresowanie przypadkami nadnaturalnymi może być nawet dla niej niebezpieczne... Jaki jest Pana osobisty stosunek do tych rzeczywistości?
Dla mnie te wszystkie zjawiska, które opisuję w swej książce, nie są do wiary konieczne. Rzeczywiście, istnieje niebezpieczeństwo nadmiernego koncentrowania się na niezwykłościach i cudownościach, wszystko jest jednak kwestią harmonii i proporcji. Nie można skupiać się na darach, zapominając o Dawcy. Nie można zachwycać się dziełem stworzenia, ignorując jego Stwórcę.
Na kartach książki opisuje Pan cuda eucharystyczne, maryjne, przypadki nadnaturalnych uzdrowień, stygmatyków, inedii (wieloletnie odżywianie się wyłącznie Komunią Świętą) oraz przypadki braku rozkładu ciał świętych po śmierci. Które z tych zjawisk były dla Pana najciekawsze?
Wszystkie one były niezwykle interesujące. Na początku budziły we mnie pasję poznawczą, by odkryć prawdę. Im jednak człowiek dłużej się takimi sprawami zajmuje, tym bardziej odkrywa, że prawdę można odkrywać na różne sposoby, i że nie tylko rozum, lecz także wiara jest sposobem poznawania świata. Uświadomił mi to zwłaszcza przypadek Marty Robin – francuskiej mistyczki, stygmatyczki i inedyczki, której historię opisałem w swej książce. Zjawiska nadprzyrodzone, które towarzyszyły jej życiu, były całkowicie drugoplanowe wobec głębi jej życia duchowego, mistycznych doświadczeń i osobistej relacji z Bogiem.
W jednym z końcowych rozdziałów pisze Pan, że „znaki – jak uczą mistrzowie życia wewnętrznego – nie podlegają rozeznawaniu duchowemu. Można je przyjąć albo odrzucić”. Jak Pan to rozumie?
Cuda, jak uczy teologia katolicka, są pewnymi znakami, zaś znaki, jak podkreśla duchowość ignacjańska, nie podlegają rozeznawaniu duchowemu, lecz są do osobistego odczytania. Wszystko zależy więc od indywidualnego wyboru. Byłem świadkiem historii, które jednych ludzi pchały do nawrócenia i całkowitej przemiany życia, a innych pozostawiały obojętnymi, budząc co najwyżej wzruszenie ramion. Wiele rzeczy rozstrzyga się więc w głębi ludzkiej duszy. W tym kontekście najciekawsza jest zatem relacja między danym zjawiskiem a wnętrzem człowieka.
Ale czy „osobiste odczytanie” znaków nie jest właśnie ich rozeznawaniem? Oczywiście nie jest obowiązkiem każdego katolika, aby badać wszystkie zjawiska nadprzyrodzone, o jakich się dowiaduje, i zajmować stanowisko wobec nich, ale rozeznawać autentyczność i wiarygodność znaków, jakie Bóg kieruje do niego, aby móc iść za nimi...
Podam przykład: kiedy w 2006 roku Benedykt XVI modlił się w obozie zagłady Auschwitz, wtedy nad Oświęcimiem pojawiła się tęcza – dla jednych ewidentny znak nawiązujący do przymierza Boga z Noem po potopie, dla innych zwykłe zjawisko atmosferyczne.
Kościół nie zmusza nikogo do jednej interpretacji tego wydarzenia i nie czuje się upoważniony do dawania oficjalnej wykładni w tej sprawie. Nie daje też żadnych wskazówek, jak je duchowo rozeznawać. To znak, który każdy odczytuje indywidualnie.
Dam inny przykład. Ktoś może np. leżeć na fotelu dentystycznym i być poddawany bolesnej procedurze stomatologicznej. Patrzy w tym czasie na szybę i w formie ram okiennych dostrzega kształt krzyża. W tym momencie może mu się to skojarzyć ze znakiem krzyża Chrystusowego i dzięki temu, starając się złączyć swój ból z cierpieniami Jezusa, łatwiej zniesie zabieg. Czy ma do tego prawo? Jak najbardziej. Czy to oznacza, że wszyscy mają widzieć w ramach okiennych krzyże? Oczywiście, że nie. Jest to kwestia indywidualnego, osobistego odczytania. Dlatego w sprawie znaków nie ma reguł rozeznawania duchowego.
Jakie znaczenie dla Pana wiary miało śledztwo w sprawie zjawisk nadprzyrodzonych?
Przekonało mnie jeszcze bardziej, że Pan Bóg jest dla nas nie tylko nieskończenie wielki i nie do objęcia rozumem, lecz także troszczy się o nas i nie ustaje w wysiłkach, by na różne sposoby dotrzeć do nas ze swą miłością. Przecież te wszystkie cuda to tylko różne metody, by dobić się do naszych zamkniętych serc.
„Głos Ojca Pio” [83/5/2013] www.glosojcapio.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.