Związek polityki i odpowiedzialności u chrześcijanina zdaje się być zbyt powikłany w kontekście XIX i XX w. i dlatego wymaga teoretycznych analiz, aby można było się zdobyć na uzasadnioną odpowiedź pozytywną. Dla jasności rozważań wpierw poddamy analizie rozumienie terminów: „odpowiedzialność” i „polityka”, by na tym tle skonstruować odpowiedź pozytywną, którą na końcu zilustrujemy biegiem wypadków, jakie zdarzyły się w Gdańsku i innych miastach Polski w ostatnim okresie.
Jeśli Ewangelia jest uszlachetnieniem życia ludzkiego, albowiem otwiera przed człowiekiem nowe horyzonty, albowiem daje mu nowe impulsy do intensywnego ludzkiego życia, daje mu przykłady życia dobrego, to chrześcijaństwo jest tylko uszlachetnieniem życia ludzkiego. I nic, co jest ludzkie, nie może być niechrześcijańskie. Zatem chrześcijaństwo nie zwalnia nas z obowiązku bycia człowiekiem pełniej, lepiej. I dlatego nie można być chrześcijaninem nie będąc w jakimś sensie politykiem. Ucieczka (zresztą zawsze nieudana, bo nie-działanie jest już moralnym działaniem!) od polityki jest więc swoistą „zdradą” samego człowieczeństwa człowieka.
Jest prawdą, że w niektórych systemach społeczno-politycznych sprawa uprawiania polityki społecznej, w tym polityki państwowej, jest do tego stopnia związana z afirmacją ustroju, że wszelkie formy opozycji są uważane za próby kontrrewolucji. Dlatego też większość obywateli wycofuje się z czynnego życia politycznego, gdyż z jednej strony nie chce afirmować obecnego stanu rzeczy, a z drugiej obawia się, że wszelkie formy czynnego udziału w polityce – jeśli nie są tylko afirmacją zastanego stanu – narażają na bardzo przykre następstwa w postaci przesłuchań policyjnych, inwigilacji, a nawet procesów sądowych. Z tego też tytułu ludzie masowo zgłaszali swą nieobecność w życiu politycznym, dlatego iż wewnętrznie nie zgadzając się z obowiązującymi zasadami polityki nie chcieli narażać się przez swe działanie bądź własnemu sumieniu, bądź władzom politycznym. Stąd też usiłowano tworzyć teorię o polityce, jako o niemoralnym zajęciu chrześcijanina. „Nie bawić się w politykę” było hasłem bardzo dużego odłamu społecznego. Ja spełniam mój obowiązek zawodowy sumiennie, „a w politykę się nie bawię”. Ale rzecz dziwna – polityka wyrzucona przez drzwi frontowe człowieczeństwa, powróciła bardzo gwałtownie tylnymi drzwiami przez zaburzenia ekonomiczne, przez gwałtowne pogorszenie życia ludności, przez wzmożone poczucie własnej, ludzkiej, osobowej godności uzyskanej z życia religijnego. A życie religijne było traktowane przez wielu jako ucieczka od polityki, jako szukanie sensu bycia człowiekiem w bezsensie społecznym, na który nie widziano już skutecznych środków zaradczych.
Przykładem takiego powrócenia wzmocnionej polityki do życia poszczególnych ludzi stały się strajki w Polsce, gdy najpierw o polityce w ogóle nie było mowy, a jedynie jawiły się postulaty poprawy sytuacji ekonomicznej społeczeństwa, albowiem margines ludzkiej wytrzymałości został przekroczony. Ale rzecz dziwna, ci sami strajkujący robotnicy, afirmujący polityczny stan rzeczy, uświadomili sobie, że sama poprawa ekonomiczna, że szacunek dla pracy, szacunek dla człowieka nie jest możliwy w oderwaniu od spraw czysto politycznych. Stąd samorzutnie wyrosło hasło „nie ma chleba bez wolności”. Wolność przede wszystkim przejawia się w możliwości niezależnego myślenia, możliwości sprawdzalnego formowania myśli w postaci słowa pisanego. Stąd spontaniczny postulat polityczny ograniczenia cenzury, albowiem człowiek niemający możności wypowiedzenia się, nie ma możności ostrego sformułowania swej myśli; a człowiek, który nie ma możności myślenia sprawdzalnego, przestaje być w istotnym momencie człowiekiem. Wraz z postulatem ograniczenia cenzury pojawił się postulat konieczności wolnego zrzeszania się, by stworzyć grupę samoobrony człowieka z jednej strony i zarazem grupę nacisku z drugiej strony. I tak polityka ogarnęła wszystkich: od robotników, poprzez inteligencję aż do chłopów jako głównych producentów chleba i żywicieli społeczeństwa. Dziwne, że społeczeństwo, które świadomie odcinało się od polityki, potem – nolens volens – zaczęło intensywnie politykować, rozumiejąc, że sprawa uprawiania polityki jest sprawą bycia po prostu człowiekiem. A nikt człowieka nie może zwolnić z bycia człowiekiem. Tak zatem na gruncie czysto ekonomicznym z jednej strony i religijnym z drugiej, zrodziła się konieczność politykowania dla chrześcijańskiego narodu.
o. Mieczysław A. Krąpiec OP - 1921–2008, profesor dr hab., filozof, teolog, rektor KUL w latach 1970–1983, twórca lubelskiej szkoły filozoficznej; był członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Nauk, Polskiej Akademii Umiejętności i Papieskiej Akademii św. Tomasza z Akwinu w Rzymie; wielokrotny doktor honoris causa; piastował funkcję honorowego prezesa Polskiego Towarzystwa Tomasza z Akwinu – oddziału Società Internazionale Tommaso d’Aquino, był inicjatorem prac nad Powszechną encyklopedią filozofii; autor ponad 40 pozycji książkowych oraz ponad 300 artykułów (zob. bibliografia na www.ptta.pl//krapiec).
Artykuł przedrukowany za: M. A. Krąpiec, Suwerenność – czyja?, w: Dzieła, t. 16, Lublin 1996, s. 113–118.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.