Spokój w Monachium

Przewodnik Katolicki 40/2015 Przewodnik Katolicki 40/2015

Wraz z nowymi uchodźcami, niemiecka gościnność nie słabnie. „Wiem, że gdyby u nas wybuchła wojna, otrzymałabym taką samą pomocą, jaką dzisiaj otrzymują uchodźcy” – usłyszałem.

 

Mustafa

Na rozmowę daję się namówić Mustafa Josef. Wygląda na ponad 50-letniego gentlemana, który odzywa się tylko wtedy kiedy musi. Szczupły, wysoki, siwy, z lekko przystrzyżonym wąsem. Okazuje się być doktorem farmacji. W Damaszku miał własną aptekę. Została zbombardowana. Tak samo jak dom i samochód. Jest ojcem trzech córek w wieku 8, 10 i 12 lat. Jak mówi: rodzinę ukrył w bezpiecznym miejscu. Pociesza się, że zrobił naprawdę wiele, by jego rodzina mogła tutaj przyjechać.

Uciekł przez Turcję. Przeżył 8-dniową tułaczkę na Morzu Śródziemnym. Wylądował na Sycylii. Źle wspomina Włochy. Nie chce mówić o tym, co widział. Najgorsze, że zostawił tam swój odcisk palca. Tego nie może sobie wybaczyć. Zgodnie z konwencją dublińską państwem, w którym składa się wniosek o azyl jest państwo pierwszego pobytu. Dla Mustafy to Włochy. Mówi dobrze po angielsku i niemiecku. Niemieckiego nauczył się sam. Jak? Z komórki, z YouTube'a. Pieniądze z zapomogi dla uchodźców przeznacza na internet w telefonie. Nie chodzi na kurs, bo tam wszyscy zaczynają od podstaw. Gdy przechodzimy na niemiecki, okazuje się, że mówi płynnie. Dla innych uchodźców jest tłumaczem. Znają go wszędzie w mieście. Niestety, na razie prawo o azyl mu nie przysługuje. Co prawda kanclerz Angela Merkel zapowiedziała rezygnację z konwencji dublińskiej, ale jak mówi Mustafa, powtarzając urzędniczy żargon: procedury. I czeka. To jest najgorsze. Czasem jest dzień, gdy nie potrafi wstać z łóżka. Ciężko przeżywa rozmowy z żoną. Żona myśli, że żyje mu się tu jak w raju, a ona i dzieci żyją sami w środku wojny. Gdy się z nią żegnał mówił, że za dwa tygodnie się zobaczą. 31 sierpnia minął rok. Właśnie zaczyna swoją pierwszą pracę. Będzie pomocnikiem dla osób niepełnosprawnych. Pytam go, czy odwiedził jakąś aptekę w mieście. Odwraca wzrok. Coraz częściej myśli o powrocie.

Ibrahim

Gdy uchodźcy przedostają się do Monachium, trafiają do ośrodków krótkiego pobytu, gdzie po okresie około dwóch miesięcy część z nich otrzymuje odpowiedź w sprawie przyznanego azylu, a wraz z nią nowe lokum i ofertę pracy. Przez ten czas uchodźcy mieszkają w specjalnie przygotowanych miejscach: salach sportowych, domach społecznych. W przypadku Pfaffenhofen na ten cel przygotowano jedno skrzydło hipodromu, które dzierżawi starostwo. Tuż obok hipodromu znajduje się meczet i najdroższe osiedle w okolicy. Przed domami, które wyglądają jak bunkry, stoją luksusowe samochody. Nikt się tutaj nie skarży na uchodźców. Poza jednym incydentem. Uchodźcy z hipodromu otrzymali od mieszkańców rowery. Doszło do kilku przetarć samochodów. Drobne uszkodzenia wywołały artykuł w lokalnej prasie. Zdaniem jednego z czytelników, uchodźcy powinni poruszać się pieszo. Okazało się, że przybysze mieli problem z hamowaniem, zostali więc przeszkoleni przez wolontariuszy.

W hipodromie mieszka Ibrahim, uchodźca z Senegalu. Nie mam pozwolenia na wejście na teren zajmowany przez uchodźców, ale możemy spotkać się w mieście. Z jego 50-osobowej sali zostały dwie osoby. Reszta zakończyła okres dłuższego pobytu i została skierowana do mieszkań i domów udostępnionych przez samorząd. Ibrahim na spotkanie przychodzi uśmiechnięty. Przeprasza za spóźnienie, ale nie ma roweru. Woli chodzić pieszo. Ubrany jest w brązową koszulę z długim rękawem, mimo że jest wyjątkowo ciepło. Na głowie ma szary kaszkiet, który rzuca cień na jego oczy. Pochodzi z Senegalu. Pracował jako kelner i kucharz w hotelach na wybrzeżu. Na dowód przedstawia mi się w różnych językach. Zna też polskie „dzień dobry” oraz „tak, tak” i „nie, nie”. To zasłyszane od polskich turystów, których obsługiwał. Był wolontariuszem UNICEF-u, odwdzięczał się w ten sposób za pomoc, jaką on i jego rodzina otrzymała, gdy był dzieckiem.

Uciekł z kraju, bo czuł się prześladowany. Wyrzucono go z domu. Własna rodzina odwróciła się od niego, bo jego najbliższy przyjaciel okazał się homoseksualistą, co miało rzucić cień i na jego orientację seksualną. Homoseksualizm w Senegalu i w części krajów zachodniej Afryki jest nielegalny. W Senegalu kara za akty homoseksualne to pozbawienie wolności na okres do pięciu lat. Mimo zaprzeczeń Ibrahim nie mógł przekonać najbliższych, dlatego uciekł. Przez Maroko dostał się do Hiszpanii. Stamtąd trafił do Niemiec. Dlaczego tutaj? Od zawsze był fanem niemieckiej piłki. Mówi: „Beckenbauer, Müller”.

Ibrahim żałuje, że nie może mieszkać w mieście, w mieszkaniu wraz z innymi uchodźcami. Ugotowałby ceebu jen, czyli typową potrawę senegalskiej kuchni: ryż z marchwią i rybą z dodatkiem tamtejszych składników: maniokiem i olejem z orzechów arachidowych. Gdy to mówi, jest rozpromieniony. Gdy pytam o tutejsze jedzenie, smutnieje. Jesteśmy w Bawarii, tutaj tłuszczu się nie żałuje. W Senegalu pozostawił dwie córki: 11-letnią Abybatou i 9-letnią Adja. Chciałby je tutaj sprowadzić. Zna pobieżnie angielski i płynnie francuski. Na razie nie może pracować. Czeka na azyl. Pytam, czy przyjechałby do Polski, gdyby został do tego zmuszony. Odpowiada, że tak. Wszędzie jest lepiej niż w jego własnym kraju i na odchodne rzuca: „Lewandowski!”.

Wsparcie

Jedną z najprężniej działających instytucji, które udzielają pomocy imigrantom jest katolicka Caritas. Wraz z innymi, przy pomocy urzędów podległych rejencji, Górna Bawaria stara się pomóc rzeszom uchodźców. Tylko w pierwszej połowie 2015 r. liczba pracowników Caritas w archidiecezji Monachium i Fryzyngii zwiększyła się z 33 do 65. Dodatkowo wspiera ich ponad 4 tys. wolontariuszy. Arcybiskup Reinhard Marx na ten rok przeznaczył 2 mln euro, które zostały skierowane na bezpośrednią pomoc uchodźcom. Świadomi, że obecna sytuacja to jedynie początek procesu aklimatyzacji uchodźców, niemieckie instytucje starają się włączyć imigrantów do społeczeństwa. Niemal natychmiast uruchamiane są dodatkowe kursy języka niemieckiego, które są  finansowane m.in. przez archidiecezję.

Wraz z nowymi uchodźcami przybywającymi do Monachium, możliwości niemieckiej gościnności nie maleją. Jak mnie wszędzie zapewniano, niemieckie instytucje są gotowe na ich przybycie. Podczas spotkania z jedną z wolontariuszek Caritas usłyszałem: „Wiem, że gdyby u nas wybuchła wojna i gdybym uciekała wraz z rodziną, otrzymałabym taką samą pomocą, jaką dzisiaj otrzymują uchodźcy”.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...