Człowiek współczesnego świata coraz częściej podejmuje debatę na temat ingerencji w prawo naturalne, również to związane z życiem i śmiercią człowieka. Jednym z nich jest „kontrowersja eutanazji”.
Co kryje się pod pojęciem eutanazji?
Eutanazja oznacza dobrą śmierć, śmierć bez bólu. Polega ona na przerwaniu życia pacjenta przez zwiększenie dawki leku narkotycznego (eutanazja aktywna) lub też zaprzestanie dalszego leczenia w „przypadku beznadziejnym” (eutanazja pasywna), w którym należałoby prowadzić terapię paliatywną. „Tak” mówione eutanazji powszechnie głosi prawo do usunięcia cierpienia z życia człowieka.
Przyjrzyjmy się jednak, co na temat eutanazji mówił ten, który mimo cierpienia żył do końca, zostawiając współczesnemu światu naukę o godnej śmierci. Jan Paweł II w Evangelium vitae pisze: „Przez eutanazję w ścisłym i właściwym sensie należy rozumieć czyn lub zaniedbanie, które ze swej natury lub intencji działającego powoduje śmierć w celu usunięcia wszelkiego cierpienia (…). Od eutanazji należy odróżnić decyzję o rezygnacji tak zwanej «uporczywej terapii», to znaczy z pewnych zabiegów medycznych, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów (…). Praktyka eutanazji zawiera zależnie od okoliczności – zło cechujące samobójstwo lub zabójstwo!” (nr 65).
Czy człowiek ma prawo do dobrej śmierci?
Zdecydowanie TAK! Religia chrześcijańska nie wyklucza prawa do dobrej śmierci, ale nie jest nią eutanazja! Co należy rozumieć pod pojęciem dobrej śmierci? Dobra śmierć jest wtedy, gdy człowiek jest pojednany z Bogiem, a dzięki Niemu z samym sobą i bliskimi. Konieczne jest wspomnienie w tym kontekście o możliwości korzystania z sakramentu pojednania. Szczególny wydźwięk znajduje to w przeżywanym obecnie Roku Miłosierdzia, w którym Bóg na wiele sposobów mówi do nas: „Nie bójcie się przyjść do spowiedzi, dobrej, szczerej spowiedzi”.
Pochylając się nad tajemnicą śmierci, nasuwa się kolejne rozważanie wypływające z uczynków miłosierdzia, na które Kościół zwraca naszą uwagę w sposób szczególny we wspomnianym już Roku Miłosierdzia: „Modlić się za żywych i umarłych”. A dlaczego nie modlić się o łaskę dobrej śmierci? Ta śmierć jest bowiem bramą prowadzącą żywych do świata zmarłych. Warto przywołać w pamięci słowa św. o. Pio, aktualne również dziś: „Droga Kalwarii jest długa, wejście na ołtarz całopaleń niesie ze sobą składanie ofiary, a śmierć na krzyżu jest bolesna. Jednak po przeżyciu tego wszystkiego dusza będzie śpiewać «Alleluja», które będzie tak wieczne jak przedmiot naszej szczęśliwości”.
Podobne stwierdzenie czytamy w deklaracji o eutanazji Iura et bona Kongregacji Nauki Wiary: „Każdy człowiek powinien żyć zgodnie z planem Bożym. Życie zostaje mu powierzone jako dar, który powinien przynosić owoc już tutaj, na ziemi, osiągnie on pełnię doskonałości tylko w życiu wiecznym”.
Śmierć bez bólu
Zatrzymajmy się na chwilę nad drugim tłumaczeniem słowa „eutanazja” jako śmierć bez bólu. Nauka zarówno medyczna, jak i ta głoszona przez Kościół katolicki nie zabrania stosowania leków przeciwbólowych, uwzględniając również te narkotyczne. Należy jednak postawić pytanie, czy pozbawienie człowieka bólu fizycznego poprzez „zabójstwo medyczne prawnie dozwolone” nie spowoduje dużo dotkliwszego bólu duszy, który dotknie nie tylko pacjenta, rodzinę, ale również personel medyczny?
Eutanazja jest zatem „pozbawieniem człowieka możliwości nawrócenia oraz zadośćuczynienia za grzechy, jak również odkrycia związku naszego życia z życiem Chrystusa”. A zatem powiedzenie „tak” eutanazji, chociażby na najgłębszym poziomie serca jako aktu „dobroczynnego względem cierpiącego człowieka”, sprawia, że jesteśmy chrześcijanami tylko z nazwy, bo nie upodabniamy się do Chrystusa, którego jako ludzie deklarujący się za wierzących podobno chcemy naśladować i z którym, żywimy nadzieję, spotkamy się w domu Ojca Niebieskiego. Każdy, kto chce dojść do domu Ojca, „niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” – mówi Jezus Chrystus.
Ufaj duszo, bo Pan zlituje się nad tobą
Po chrzcie świętym zostaliśmy włączeni w życie Chrystusa, a zatem w Jego mękę i śmierć. Chrzest kojarzy nam się z początkiem życia, a właśnie na jego początku zostajemy zanurzeni we krwi Chrystusa. Czy zatem w momencie, gdy kończymy życie ziemskie, nie powinniśmy wszystkiego łączyć z ofiarą Jezusa, tak aby koniec życia w ciele stał się początkiem nowego życia w Bogu? Żyjmy i umierajmy oraz pozwólmy umierać innym tak, aby każdy, oddając ostatnie tchnienie, mógł powiedzieć jak św. Hilarion: „Czego się lękasz duszo moja? Tyle lat służyłaś Bogu, pełniłaś Jego wolę. Ufaj, bo Pan zlituje się nad tobą”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.