Ludzie są tu bardzo zadowoleni z obecności księdza, ale to niekoniecznie zawsze oznacza głęboką wiarę. Zamieszkiwanie księdza w jakiejś wiosce czasem oznacza po prostu jej większy prestiż wobec innych. Niedziela, 19 października 2008
Raz jeszcze powtórzę: nie wiesz, co przyniesie jutro. Jedyne wyjście w tej sytuacji, aby się nie zniechęcać, to przyzwyczaić się do tego. Poza tym trzeba się oswoić z brudem, pchłami, dużymi karaluchami i szczurami, choć te dwa ostatnie nie przywiązują się do człowieka, a jedynie korzystają ze schronienia i jedzenia.
Pobyt w tych okolicach daje mi możliwość lepszego poznawania ludzi. Potwierdza się pierwsze wrażenie, że są bardzo emocjonalni – w obie strony. W zdecydowanej większości jednak bardzo mili i życzliwi. To nie przeszkadza im jednak praktykować zwyczajów ich przodków. Mam na myśli przede wszystkim… kradzieże. A są one tutaj codziennością – zazwyczaj pod czyjąś nieobecność. Nie są to typowi bandyci, ale po prostu ludzie „chwytający okazje”. W ten sposób mój kolega stracił całkiem dobre buty, zaraz po ich wypraniu, w czasie próby wysuszenia.
Najczęściej znika jedzenie, ale ostatnio zdarzyło się, że sprzed plebanii zniknęły dwa psy. Dla niektórych Papuasów to też jedzenie. Te dwa miały szczęście. Ktoś interweniował i wróciły do nas. Takiego szczęścia nie miał, niestety, kot ks. Marka.
Kilka dni temu z plebanii zniknął też koc. Ten ostatni fakt nie wydaje się być zaskakujący. Okoliczności jednak – tak. Zabrał go jeden z katechistów (odprawia nabożeństwa pod nieobecność księdza). Przyszedł z jednej ze stacji misyjnych i chciał pozostać na noc. Daliśmy mu dwa koce i miejsce do spania. Kolejnego dnia przyniósł jeden koc, przekonując, że to wszystko, co otrzymał.
Tak przy okazji – dla wielu Papuasów to wielka radość oszukać białego. W tym przypadku ta radość nie trwała długo. Po interwencji, tego samego dnia koc wrócił na miejsce. Kradzież nie jest tu sposobem na przetrwanie, ale po prostu sposobem życia. Nie omija to także władz Papui. W tym przypadku jednak odbywa się to na większą skalę. Nie mogę powiedzieć, że dotyczy to wszystkich. Poprzestanę na jednym fakcie.
Kilka lat temu Amerykanie chcieli zainwestować w Internet w Papui. To wymagało zakupienia w Australii odpowiednich urządzeń na dość dużą kwotę. Takie transakcje wymagają pośrednictwa władz państwowych. W skrócie: klient płaci rządowi, ten potwierdza, a gdy sprzedawca wysyła zamówienie, wtedy przekazuje mu pieniądze. Wszystko wydaje się w porządku. Kto by nie chciał gwarancji rządu? Wspomniana firma z Australii? Okazało się, że rząd już zalega z płatnością sporej sumy tej właśnie firmie. Gdzie się podziały pieniądze? Kto to wie...
Jeszcze w temacie kradzieży. Zdarza się – nie za często, ale słyszy się o tym – że na drodze zatrzymywane są samochody dla okupu albo rabunku. Mnie to się jeszcze nie zdarzyło, ale przytrafiło się innym. Zatrzymujący domagali się opłaty, a czasem zabierali zakupy. Niekiedy, gdy zorientowali się, że to „pater” – przepuszczali. Nie ma w tym reguły.
Pewnego dnia uzbrojona grupa tubylców zatrzymała jednego z misjonarzy na drodze. Powiedzieli, że chcą pożyczyć samochód. Byli dość „przekonujący”. Wyładowali wszystkie zakupy i pozostawili wraz z autem w ich wiosce. Robiło się późno i nie wyglądało na to, że wrócą. Zapadła noc. Misjonarz przespał się w tej wiosce, ale kolejnego dnia miał odprawiać Mszę św. w swojej miejscowości. Ludzie z wioski zachęcali go, żeby poczekał jeszcze, że Mszę św. może odprawić u nich. Rzeczywiście, tego dnia „chłopcy” przyjechali. Oddali samochód, dolali ropy, załadowali zakupy i zapłacili 50 kina za „wynajem”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.