Komercja nie jest zagrożeniem dla prawdy czy dobra społecznego. Można mówić prawdę na sposób encyklik papieskich, a można mówić jasno, prosto i „tabloidalnie”, jak Jezus. Prawda jest ta sama, przekaz gorszy lub lepszy. Przegląd Powszechny, 3/2007
Niespecjalnie podoba mi się takie definiowanie dziennikarzy jako grupy zawodowej, która potrzebuje kuracji. Spędziłem kiedyś cały rok w Anglii, w Oxfordzie i, jeśli chodzi o poziom dyskusji, to z „Polityką” mógłbym porównać właściwie tylko „Spectatora”.
Dziennikarz, nawiążę tu do pana Jana Lityńskiego, nie jest substytutem społeczeństwa obywatelskiego. Sam jako naukowiec brałem udział w tym projekcie, o którym Pan wspominał, w badaniach, które pokazywały nędzę społeczeństwa obywatelskiego. To są wielkie badania porównawcze. Wystąpiło w nich ok. 90 tys. młodych ludzi z 28 krajów, to był rok 1999 i byłem odpowiedzialny za część polską. Wynikało z tych badań, że Polacy właściwie nie działają, w porównaniu do innych, ani w samorządach szkolnych, ani w zawodowych, ani w młodzieżówkach partyjnych, ani w akcjach charytatywnych, nie działają na swoim rynku lokalnym. Myślę jednak, że jest to błąd pomiaru. Wtedy Nowak powtarzał, że tutaj istnieje rodzina i państwo a między tym istnieje próżnia. Była taka sugestia, że Polska jest konfederacją rodzin otoczoną granicami państwowymi. Ale tam nie były uwzględnione zachowania, których w Polsce mamy bardzo dużo – a to straże pożarne, a to ktoś sprząta kościół i nie bierze za to pieniędzy, działają komitety rodzicielskie... Polacy po prostu nie lubią formalnej przynależności. Skandynawowie, którzy te badania organizują, czy Anglosasi, oni się zapisują, dostają legitymacje i płacą składki. Polacy unikają takich form przynależności. To, że nie potrafimy zmierzyć społeczeństwa obywatelskiego w naszym kraju, to jest błąd socjologów. Społeczeństwo współdziała i prowadzi ze sobą żywą rozmowę, w której dziennikarze mają duży udział.
Ale razi mnie również definicja dziennikarza, jako sługi społeczeństwa, albo dobra wspólnego. To niepotrzebna próba uwznioślenia tego zawodu. Można powiedzieć, że dziennikarze z socjologami grają w jednej lidze, mogę zatem przy okazji też się jakoś uwznioślić, bo jestem sługą prawdy... Można powiedzieć, że pani sprzedająca znaczki na poczcie również pełni wzniosłą misję, służąc dobru wspólnemu. Każdy zawód ma określoną misję i służy dobru ogólnemu. Ale myślę, że nie należy tego wszystkiego uwznioślać. Niech dziennikarze solidnie wykonują swój zawód, tak jak solidnie sprzedaje znaczki pani na poczcie.
Kolejny mit dotyczący dziennikarza: jest to osoba związana z polityką. Oni przecież nie są w służbie państwa, ale w służbie społeczeństwa. Uważam, że dobrze się dzieje, że tych polityków, którzy pchają się na pierwsze strony gazet jest coraz mniej. W mediach ma się toczyć rozmowa, którą prowadzi ze sobą społeczeństwo. Politycy są tam elementem i to ani nie najważniejszym, ani najbardziej chlubnym. W tej rozmowie uczestniczą dziennikarze, uczestniczą też naukowcy. Socjolog pod pewnymi względami konkuruje z dziennikarzami, ponieważ obaj chcieliby być tym lustrem, w którym społeczeństwo się przegląda. Ta rozmowa społeczna jest ułomna, ale powiedziałbym, że status quo jest całkiem dobre.