Nigdy chyba nie dowiemy się, dlaczego obraz Bergmana narzuca się jako surowy, chorobliwy czy nudny. Jak wszystkim z mego pokolenia udało mi się odkryć tego reżysera dzięki filmowi, który nagrodzono w Cannes w maju 1956 r. w kategorii „humoru poetyckiego”. Przegląd Powszechny, 6/2008
Na filmy Bergmana należy patrzeć przez kompozycję, porządek muzyczny, polifonię. Tak więc w „Gościach Wieczerzy Pańskiej”, których akcja wypełnia trzy godziny, uczestniczymy w „pasji”. Pastor jest psychicznie i duchowo chory. Czy traci wiarę? Wśród parafian, komunikujących się, jest zdesperowany człowiek, imieniem Jonas. Tomasz nie zapobiegnie jego samobójstwu. Pewna kobieta, Marta, nauczycielka kocha pastora. Mieli romans, lecz on nie chce jej poślubić, gdyż jej nie kocha.
Czyż spotkanie tych trzech postaci nie inscenizuje trzech „cnót teologalnych”: wiara (pastor), nadzieja (Jonas), miłość (Marta)? Tomasz traci wiarę, Jonas nadzieję, Marta miłość. A jednak każde walczy, nie chce stracić tego, co wydaje mu się żywotne, konieczne do przeżycia – własnego ciała i swojej duszy. Jonas tragicznie umiera. Tomasz i Marta są rozdarci. Ni jeden, ni druga jednak nie mogą odzyskać utraconej wiary i miłości.
Czwarta postać (filmy Bergmana często mają formę kwartetów) – zakrystian, najpokorniejszy i najbardziej chory. Paradoksalnie to właśnie on będzie głosił „dobrą nowinę” zagubionemu w milczeniu i wątpliwości pastorowi. Po prostu pokaże mu humanizm Boga: Chrystus znał pokusę beznadziei i cierpień z opuszczenia (może cięższych od fizycznych). Tomasz szukał boga-magika, wszechmocnego, pocieszającego. Ale spotkać można tylko Chrystusa, cierpiącego człowieka.
W końcu filmu pastor decyduje się na odprawienie obrzędu, mimo pustego kościoła. Jest ich jednak troje: Tomasz, Marta i zakrystian – czworo z organistą. Pastor zwrócił się do nas, by powiedzieć: Święty, Święty, Święty jest Pan Bóg wszechmogący. Cała ziemia napełnia się Jego chwałą. Jak należy rozumieć ten finał? Nie wygląda to na rozwiązanie, film się nagle zatrzymuje. Jednak w ciągu wspomnianych trzech godzin powiedziano wszystko. Prawdziwe problemy – wiarę, nadzieję i miłość – przedstawiono. Film nie daje odpowiedzi: nie jest „budującym” filmem, nie jest kazaniem. Sztuka przedstawia, nie narzuca.
Na ekranie tylko napis: Świętość Boga na tej ziemi. Bergman powie, że przestał o Bogu mówić, wzywać Go, ale uzna za wartość ludzką świętość: W każdym z nas jest świętość, ludzka świętość. Wszystko inne to tylko atrybuty, przebierańce, gestykulacje, oszustwa. Nie można zrozumieć i pojąć świętości. A jednak to coś do zaczepienia się, coś do zaczepienia się aż do śmierci.
2004 r. – jeszcze raz wiejski kościół w ostatnim filmie, w samym środku „Sarabanda”. Nie ma pastora, jest kobieta, nowa, kochająca i matczyna Marta. Bez pastora, ale z muzyką Bacha i innym Tomaszem, też niepocieszonym po stracie żony. Nie znają się; ona jest drugą żoną jego ojca. Wyznaje jej swoją nienawiść do ojca. Ona słucha, słyszy jego udrękę. On płacze jak dziecko. Nie ma kazania, nie ma nawet jakiegoś sensownego słowa, które usatysfakcjonowałoby widza. Rozstają się. Ona jeszcze zostaje dłuższą chwilę w kościele omiatanym chłodnym promieniem słońca. Patrzy na rzeźbę nad ołtarzem: widać Jezusa, Wieczerzę, Jana od Apokalipsy. Bergman notuje w scenariuszu: Rzeźba w drewnie sękatym, wrażliwym.
Pięćdziesiąt lat po artykule w „Cahiers”, filmowy rzeźbiarz spełnił zamiar, rzemieślnik urzeczywistnił marzenie.
W lecie roku 2007 straciliśmy ostatniego reżysera chrześcijańskiej kultury.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.