Przeprowadzone w 2007 roku badania blogosfery wykazały, iż sprzyja ona powierzchownym znajomościom i umożliwia nawiązywanie kontaktów na odległość, które jednak bardzo rzadko wychodzą poza stadium monitorowo-klawiaturowe. Mamy raczej skłonności do przenoszenia do sieci kontaktów z „realu” niż w drugą stronę eSPe, 85/2009
Przeprowadzone w 2007 roku badania blogosfery wykazały, iż sprzyja ona powierzchownym znajomościom i umożliwia nawiązywanie kontaktów na odległość, które jednak bardzo rzadko wychodzą poza stadium monitorowo-klawiaturowe. Mamy raczej skłonności do przenoszenia do sieci kontaktów z „realu” niż w drugą stronę (por. http://kaznowski.blox.pl/2008/02/Wideo-badanie-blogosfery-raport.html). Badania potwierdziły zdroworozsądkowe przewidywania: nie da się „zabliźnić” z drugim człowiekiem, jeśli istnieje między nimi elektroniczny bufor. Życie jednak jest przekorne i lubi przeczyć zarówno badaczom, jak i zdroworozsądkowym myślicielom.
Wojna domowa
Jasny poranek. Dzwoni budzik, pani wstaje i na dzień dobry całuje pana w policzek. Sielanka. Do sekundy później, kiedy pan zaczyna rozpaczliwie krzyczeć z łazienki, że zupełnie stracił wzrok. Widownia w kinie ze spokojem, pogryzając popcorn, przyjmuje informacje z ekranu o chorobie powodującej ślepotę i zamienieniu miasta w getto dla ociemniałych, a nawet kończące zwiastun filmu ujęcie twarzy płaczącej kobiety. To tylko kolejny thriller oparty na katastroficznym, lecz nierealnym scenariuszu. Nierealnym?
„Życie chorych na stwardnienie rozsiane przypomina wojnę. Nigdy nie wiadomo, kiedy choroba znowu zaatakuje. Chory może obudzić się rano i widzieć tylko ciemność, bo choroba zabrała mu wzrok. Może obudzić się i nie móc wstać z łóżka – to znak, że choroba znów zaatakowała. Nie wiadomo, czy leczenie pomoże” – notatka Morfeusza, autora bloga Szpitalne życie, przeczy temu, że opisana wyżej sytuacja to całkowita fikcja. Dalej w tym wpisie czytamy: „Jedną z takich osób walczących ze stwardnieniem jest Ania.
Możecie jej pomóc i znów zadziwić nas swoją hojnością”. Dalej jest odsyłacz do bloga Anny Black.
Jedno kliknięcie i lądujemy w świecie kogoś, kto uderzony w wieku 19 lat wyrokiem, jakim jest diagnoza o SM, postanawia walczyć. Kończy studia, uczy się języków, znajduje pracę i ją podejmuje, chociaż sama tylko droga do miejsca jej wykonywania wymaga olbrzymiego wysiłku: „Wraz z pogarszającym się stanem zdrowia, obiektywna ocena odległości stała się coraz trudniejsza. Przechodzę trzy kroki i przystaję. Już nie mogę. Wyciągam telefon, udając, że do kogoś dzwonię. Każdy powód jest dobry, żeby choć na chwilę przystanąć. Nogi mam zmęczone, jak po maratonie. Raz-dwa-trzy... dobra, ruszam dalej.
Następny przystanek za cztery kroki. Przejście przez ulicę. Z nadzieją wpatruję się w migające zielone. Niech szybciej się zmieni na czerwone! Przynajmniej zanim dojdę do przejścia. Przy czerwonym można bezkarnie odstać aż do zmiany świateł. (...) Im gorzej się czuję, tym dłużej trwa moje wprawienie się w ruch. Podchodzę z wolna, niby nonszalanckim krokiem, a ja po prostu nie mogę iść szybciej. (...) Dzwonię do domu.
Potrzebuję prawdziwej rozmowy, nie mam ochoty znów grać mojej scenki. Show must go on? «Już nie mogę. Proszę, mów coś do mnie» – mówię. Jak ty coś opowiadasz, to mi łatwiej iść, bo nie skupiam się na tym, że nie mam już siły i zaraz się przewrócę” (http://annablack.blox.pl/).
Pod koniec zeszłego roku stan Ani pogorszył się tak, że musiała zrezygnować z pracy. I wtedy pojawiła się nadzieja: Black napisała na blogu, że jest szansa na lek, który zatrzyma chorobę, a możliwe, że nawet cofnie jej objawy. Ania nie należy do ludzi, którym proszenie o coś przychodzi z łatwością, dlatego nie oczekiwała zbyt wiele po tym wpisie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.