Nie ma mebla bardziej wytrzymałego, odpornego i pojemniejszego niż konfesjonał. Szafy gdańskie w jednym procencie nie dorównują pierwszemu lepszemu konfesjonałowi, nawet zwykłej „przystawce”, wystawianej z komórki przed odpustową spowiedzią. Przewodnik Katolicki, 29 lipca 2007
Święty Proboszcz z Ars naraził się na straszne oskarżenia o rzekome ojcostwo nieślubnego dziecka, ale milczał na ten temat jak grób. Dopiero jakiś konający rzezimieszek wyznał przed samą śmiercią, że to on jest ojcem dziecka i sprawcą plotek, a o wszystkim celowo powiedział na spowiedzi księdzu Vianey’owi, by w ten sposób zamknąć mu usta. W takiej sytuacji księdza czeka raczej męczeństwo niż zdrada tajemnicy konfesjonału. Tak zginął św. Jan Nepomucen, który był gotów raczej utonąć w nurtach Wełtawy, niż napomknąć słowo o grzechach praskiej królowej.
Ale męczeństwo konfesjonału nie wymaga koniecznie umierania. Wystarczy dużo spowiadać. Ojciec Pio spędził w konfesjonale pewnie z połowę swego zakonnego życia, siadał rano, wychodził nieraz w nocy, skonany, ale nigdy się nie skarżył na ciężar spowiedzi. Denerwowało go tylko, gdy ktoś do spowiedzi przystępował lekkomyślnie i beztrosko albo ze świadomym zamiarem zatajenia grzechów – wtedy wpadał w pasję: „Chrystus umierał za ciebie na krzyżu, a ty chcesz Go oszukiwać?”. Iluż jest takich bezimiennych męczenników spowiedzi? Może także nasz proboszcz?
Kiedyś znałem konfesjonał tylko od zewnątrz. W każdy pierwszy piątek czekałem w długiej kolejce do spowiedzi. Ile to było nerwów i strachu: czy aby czegoś nie pominąłem w rachunku sumienia, czy zapamiętam co powiedzieć, a co powie na to ksiądz? To była istna męka, prawdziwy czyściec, owo czekanie przed spowiedzią. Potem kilka chwil mroku, szeptu i wstydu, ulga, że wszystko powiedziałem, wsłuchanie się w słowa księdza i zapamiętanie pokuty. A potem utęsknione słowa: „i ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen”. Jaka ulga!
Muszę przyznać, że spowiadałem i spowiadałem się w różnych miejscach: na pieszej pielgrzymce idąc skrajem asfaltowej szosy kilkadziesiąt kroków za grupą, w autobusie w drodze do Lichenia, przy szpitalnym łóżku, pod parasolem w zagajniku na polach lednickich, na taboretach, kanapach i fotelach u chorych, odwiedzanych w pierwsze piątki miesiąca, w biurze parafialnym na kilka minut przed liturgią Wielkiego Piątku… Także na przystawianych konfesjonałach w czasie odpustów lub spowiedzi rekolekcyjnych, w tłoku i pośpiechu. I nie mogę powiedzieć, że miejsce nie odgrywa roli, że się nie liczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.