Co zrobić by utrzymać wyż?

Znaczny wzrost liczby urodzeń, który notujemy od 2008 r., to świetna wiadomość dla polskiej gospodarki. Dla młodych rodziców to jednak prócz radości także powód do stresu. Uzasadniony? Przewodnik Katolicki, 14 lutego 2010



Pobieżnie, w kolejce i za pół roku

Większa liczba małych Polaków to także kolejki u specjalistów. Choć, jak podkreśla Anna Tefelska, z dostaniem się ze swoimi córkami do pediatry nie ma większych problemów, to „lekarz rodzinny ma tylu pacjentów, że średnio poświęca mu 5 minut wraz z wypisaniem recepty”. – Zmiana przepisów, mówiąca o tym, że lekarz może wypisać receptę tylko podczas wizyty, wydłuża kolejki w przychodniach, w których w poczekalniach dziecko może złapać nową chorobę – mówi mama Dominiki i Liliany.

Tefelska podkreśla też problem z wizytami domowymi. – Teraz, by prosić o wizytę, dziecko musi być nieamlże w stanie agonalnym, bo gdy moja córka miała 40 st. gorączki, kazano mi z nią przyjechać do przychodni – dodaje oburzona, mówiąc, że w związku z tym coraz częściej korzysta z lekarza prywatnie. – Płacę 120 zł, ale gdy dziecko jest chore, to wiem, że lekarz zjawi się niezależnie, czy jest to sobota, niedziela czy święto – mówi. A co ze specjalistami? Anna Tefelska daje przykład laryngologa. – Dzwoniąc 26 stycznia termin wizyty mam na 19 kwietnia. Jeśli jest to pilna sprawa, nie mam wyjścia, znów muszę iść z dzieckiem prywatnie – wyjaśnia młoda mama.

Przedszkole, lekarze to tylko część wydatków, które musi ponieść rodzic na dziecko. Do tego dochodzą ubrania, wyjścia, przybory, zabawki. – Jedno dziecko jest zawsze droższe w utrzymaniu niż dwójka; szczególnie gdy rodzeństwo jest tej samej płci; wtedy w przedszkolu za drugie dziecko płacisz połowę mniej, mają też wspólne zabawki, wyjścia na basen, do kina też są tańsze – wylicza Anna Tefelska, której koszty jednak nie przerażają, bo jak sama mówi, chęć posiadania rodziny, przekazania swoich doświadczeń i podzielenia się tym, co ma z dziećmi, jest większa niż kalkulacja rodzinnego budżetu.

Tak dla gospodarki alarm dla władzy

Skoro o ekonomii mowa. Wyż demograficzny to dobra wiadomość dla polskiej gospodarki. – Nasz dobrobyt i przede wszystkim przyszłe emerytury zależą od tego, co wytworzą nasze dzieci. Zatem, jak będzie ich więcej i do tego będą dobrze wykształcone, to gospodarka będzie się miała lepiej, a przyszłym emerytom będzie się żyło bardziej dostatnio. Jednym słowem, niezależnie od systemu emerytalnego, bezpieczeństwo emerytur jest większe, gdy mamy do czynienia ze wzrostem i odbudową demograficzną społeczeństwa – uważa Ireneusz Jabłoński, ekspert z Centrum im. A. Smitha. – Każda gospodarka opiera się na kapitale i zasobach pracy. Nowi Polacy będą więc przede wszystkim jej podstawową siłą wytwórczą. Od tego, w jakim stopniu wpłyną oni jednak na gospodarkę, zależeć będzie aktywności tych ludzi za 20-30 lat. Dlatego nie podejmowałbym się wiązania 400 tys. kilku urodzeń z jakimś wskaźnikiem makroekonomicznym – mówi ostrożnie ekspert z Centrum im. A. Smitha.

Kluczowy wpływ przyrostu naturalnego na gospodarkę i poziom życia Polaków w dłuższej perspektywie czasowej nie budzi jednak wątpliwości, dlatego tak ważne są zachęty przede wszystkim płynące ze strony państwa, by powstały trend utrzymać. – Polityka państwa w zakresie wsparcia rodzin, szczególnie tych, które decydują się na posiadanie większej liczby dzieci, w zasadzie od dwudziestu lat jest niespójna i niekonsekwentna. Pojedyncze inicjatywy, jak słynne „becikowe”, to za mało – uważa Jabłoński.

Co zatem powinno zrobić państwo? – Zapewnić bezpłatne przejazdy MPK i PKP dla dzieci do 12. roku życia, regularne, także bezpłatne zajęcia sportowe, np. basen z instruktorem, by zapobiegać schorzeniom ortopedycznym, a nie później je tylko diagnozować i poszerzać statystyki udziału inwalidów w polskim społeczeństwie – wymienia jednym tchem Anna Tefelska. – Skonstruowanie systemu podatkowego, szczególnie podatku dochodowego, w ten sposób, by pozostawiał on możliwie dużą część dochodów wypracowanych przez rodziców w rodzinach posiadających dzieci i uzależniał tę pozostawioną część dochodu od liczby dzieci będących na utrzymaniu.

Po drugie, wspierać ze środków państwowych nie z rozdzielnika na podstawie konkretnej ustawy, a podmiotowo konkretną rodzinę, która znalazła się w złej sytuacji. Należy też znacznie szerzej rozbudować system stypendiów, poczynając już od szkół średnich po to, aby dawać szanse zdobycia właściwego wykształcenia dzieciom z rodzin mniej zamożnych – przekonuje Jabłoński.

Wszystkie te zachęty to tak naprawdę niezbędne minimum, byśmy korzystną tendencję, którą mimo przeciwności ekonomiczno-społecznych, ale i kulturowych zafundowało nam w prezencie młode pokolenie wyżu lat 80., została podtrzymana dłużej niż tylko w tym roku.




«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...