To była wyłącznie nasza decyzja. Potem dopiero oznajmienie rodzicom. Tygodnik Powszechny, 16 grudnia 2007
– Nie widzę żadnego przełożenia momentu zaręczyn na narzeczeństwo – uważa Radek. – W koncepcji bycia narzeczonymi nie ma nic poza pierścionkiem i oświadczynami. Więc jeśli by się upierać przy takim terminie, to jest to okres poznawania się i docierania. Możliwy wyłącznie wtedy, gdy para razem zamieszka. Jeśli tego nie zrobimy, to czym w ogóle ten okres będzie się różnił od tego przed zaręczynami? Nie widzę potrzeby, żeby fakt, że jesteśmy dla siebie ważni, podkreślać jakimś momentem. Związek to coś, co się dzieje w czasie i co wymaga zaangażowania w każdej chwili. Po co cezury?
Z Basią znają się od pięciu lat, mieszkają razem od ponad dwóch. Oboje nie przejmują się opinią rodzin, które wolałyby, żeby postąpili tradycyjnie, tak jak wszyscy.
– Dużym błędem jest odkładanie wspólnego mieszkania na okres po ślubie – mówi zdecydowanie Radek. – Widzimy się wtedy nieustannie, na wierzch wychodzą osobiste nawyki, słabostki, poglądy. Rzeczy, które robisz mimo woli, bo u ciebie w domu. Treścią tego okresu powinno być dopracowywanie się. Stwierdzenie, co muszę w sobie zmienić: bo drugiego człowieka zmienić nie można.
Nauka Kościoła jest nieubłagana. – Dziś żyje się jak mąż z żoną, ale bez sakramentu – mówi o. Rachmajda. – Jeśli ktoś mówi o dopasowywaniu się w ten sposób, to zapomina, że w przykazaniach Bóg zawarł troskę o nasze dobro. Praktyka pokazuje, że wcale nie oznacza to poznania siebie, „dopasowania się". Jest to kolejny mit; jak kiedyś mówiono o dopasowaniu seksualnym. To „mieszkanie na próbę", któremu sprzyja dzisiejsze prawo, jest wyrazem lęku przed decyzją, wiernością, odpowiedzialnością.
A co jeśli inaczej młodzi, jak to się coraz częściej zdarza, po prostu nie mieliby się czasu spotykać? – Jeśli teraz go nie mają, to jak go znajdą dla siebie później? Przecież możliwości rozwoju kariery będzie coraz więcej, problemów rodzinnych także, pojawią się dzieci – odpowiada karmelita. – To źle wróży przyszłej rodzinie i miłości małżonków.
Model życia zmienił się o 180 stopni w ciągu pokolenia: trudno sobie wyobrazić młodych, wykształconych ludzi, którzy najpierw się pobierają, a potem, mając w dodatku dzieci, starają się rozwijać ową karierę. Odwrotnie: zwykle najpierw trzeba zdobyć pozycję gwarantującą godziwe zarobki. Choćby po to, żeby potem mieć więcej czasu dla współmałżonka i dzieci.
– Ja nie nazwałbym wspólnego mieszkania dogrywaniem się – oponuje Paweł Gibuła. – To nie tak: „uda się albo nie uda i w razie czego się rozejdziemy". Ja już się czuję, jakbym był po ślubie. Nie przysięgałem jeszcze przed Bogiem, ale w duszy – tak. Zresztą chcielibyśmy wziąć ślub już teraz, ale nie pozwalają nam właśnie względy zawodowe. Kasia pisze doktorat i prowadzi zajęcia na uczelni, ja mam często szkolenia wyjazdowe. Nie chcemy pobierać się w biegu: nie moglibyśmy wtedy ślubu zasmakować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.