Katolik na Korei

Na styku polskości i katolicyzmu mrowi się potężna szara strefa, legion nijakich wiernych, do świątyń popychany siłą bezwładu i tradycji, traktujących uczestnictwo w niedzielnej Mszy jak patriotyczny obowiązek. Tygodnik Powszechny, 3 maja 2009


Uważam, że bp Tadeusz Pieronek ma prawo do krytykowania procedury in vitro, ale jestem zbulwersowany użytym przez niego porównaniem dzieci poczętych pozaustrojowo do Frankensteina. Uważam, że Kościół ma prawo do odzyskiwania utraconych po wojnie posiadłości, ale uważam też, że odzyskuje je w sposób skandaliczny, wykorzystując serwilizm polskiej kadry urzędniczej.

Obawiam się, że religia w szkołach przynosi Kościołowi więcej szkody niż pożytku, służąc przede wszystkim utrzymywaniu szarej strefy i niszcząc zapał nawet najlepszych katechetów. Materialna potęga Kościoła mi nie imponuje, ale na widok zachodnioeuropejskich świątyń zmienionych w muzea albo składowiska narzędzi czuję bolesny skurcz.

Uważam, że Kościół jest królestwem nie z tego świata, ale nie rozumiem, dlaczego opisuje świat widzialny językiem skostniałym i niezrozumiałym, przeciekającym przez wiernych jak woda przez palce. Rozumiem dbałość o narodowy depozyt, ale jestem przekonany, że wyradza się ona w ksenofobiczne formy.

Jest we mnie duży podziw dla środowiska „Frondy”, ale jest też przeczucie, że ich apel o ekskomunikę dla minister Kopacz świadczy o absolutnym niezrozumieniu zdania „Bogu, co boskie, cesarzowi, co cesarskie” i ma w sobie zapach szariatu. Jak w „Życiu na Korei” Andrzeja Sosnowskiego, wierszu, który być może jest wierszem, a być może wierszem nie jest, być może sens posiada, choć równie prawdopodobne, że sensu w nim za grosz:

(...) I życie jest tak nagle
rozkosznym przeciąganiem się,
protekcjonalnym
ziewnięciem do słońca: już tu jesteś
staruszku? I wy, kochane ptaszyska?
Tak. Proponuję obrządek i pacierz,
i martwię się. Oby ci się udało,
obyś nie zemdlał na szynach, na których dni
grzmią w błyszczących sleepingach,
a noce stoją w wagonach towarowych
pod sygnałem. Rozum troszeczkę przysypia,
zmysły zajmują kolejkę i znów biorą mnie
bardzo piękne sprawy: jabłka, woda, mleko,
przeczyste powietrze. (...)


Nawet zdanie zasłyszane w piekarni interpretuję dwojako. Tak, niewątpliwie hipokryzja, ale z drugiej strony, jeśli ktoś w trakcie codziennych czynności myśli o Kościele, to być może znaczy, że naprawdę czuje się jego częścią.

Inaczej mówiąc: należę do rzeszy „Polaków-katolików”, którzy przyjęli strategiczną i najwygodniejszą pozycję. Tą pozycją jest ławka najbliżej drzwi (tam jest zresztą zawsze najtłoczniej). Jeszcze wewnątrz, ale w razie czego łatwo się wymknąć.

I wejść można w każdej chwili, nie robiąc rumoru.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...