Jan Paweł II wzywał, żeby takich jak my przygarnąć, ale ilu księży go posłuchało? Proboszcz się zgodził wywiesić w gablocie plakat o rekolekcjach dla niesakramentalnych, ale z ambony się o tym nie zająknął. Bo „u nas takich związków nie ma”. Tygodnik Powszechny, 2 sierpnia 2009
Kamila: Normalny katolik, kiedy ma krótką przerwę w przyjmowaniu komunii, nie jest w stanie sobie wyobrazić tego głodu.
Liczyliśmy się z karą, bo zlekceważyliśmy naukę Pana Jezusa z Kazania na Górze. Więc pilnujemy dziewięciu przykazań, a w tym jednym prosimy Boga o miłosierdzie.
Na początku było w nas trochę buntu: „Bóg pozwala nam być razem, ale nie pozwala przyjmować komunii?”. Ale to nie Bóg nam nie pozwala.
Bóg spowodował, że jesteśmy z Bogdanem razem. A to, że nie przystępujemy do komunii, wynika z tego, że musimy się liczyć z regulaminem. Tak już jest: łamiesz zakaz, więc nie będzie tego i tego. Coś za coś.
Czasem płaczę, ale już się nie buntuję. Bo widzę, że Bóg nas nie opuścił, że nam pomaga. Dobrze nam się wiedzie, żyjemy dla nas i dla naszych dzieci. W naszych poprzednich związkach to było niemożliwe.
Kościół nie zmieni swojej nauki i nie powinien. Nie może sugerować, że rozwody są dopuszczalne. Bo jak raz już człowiek obali tę barierę, to zrobi to i w drugim związku, i w trzecim...
Bogdan: Denerwuje mnie, że tak ważne rzeczy nie zależą od Pana Boga, tylko od Kościoła. Mam wiele szacunku dla papieża Benedykta. Ale ostatnio znowu przeczytałem jego przemówienie do roty rzymskiej ze stycznia 2009 r. Pogroził, że za dużo stwierdzeń nieważności małżeństw, że statystyki idą w górę. A przecież ci sędziowie kościelni to księża, ludzie wykształceni, sami odpowiadają przed Bogiem. I co, według Papieża otwierają jakieś furtki? Tu nie o statystyki, tylko o ludzi chodzi...
Czy Papież wie, co się dzieje na Zachodzie, że tam są puste kościoły? Bo rodzi się mentalność, że młodzi razem zamieszkają, że ślub im żaden niepotrzebny, a z Panem Bogiem sami jakoś się dogadają. Z księdzem nie muszą. Żyją na kartę rowerową i kichają, na co Kościół zezwala, a na co nie.
Biskupów to nic nie interesuje. O czym oni tyle obradują? Czemu nie o problemach ludzi takich jak my? Ja, Polaczek-szaraczek, nic z tego nie rozumiem i nic z tego nie mam.
Po naradzie z duszpasterzem postanowiliśmy pójść do sądu kurialnego, żeby sprawdzić, czy możemy stwierdzić nieważność naszych pierwszych małżeństw. Jedna para w naszym duszpasterstwie ma już proces za sobą – okazało się, że facet był chory psychicznie i zataił to przed nią. Żona znalazła potem w papierach szpitalnych historię jego choroby.
Nie wiem jak, ale od razu wyniuchała nas jakaś kancelaria prawna: że mogą pomóc, że mają wejścia tu i tam. Mówię im: „Nie potrzebuję żadnego adwokata, chcę być wysłuchany przez kapłana, człowieka wiary”.
Kuria: a w niej ściany, korytarze, ludzie – wszystko zdaje się pytać: „Po coś tu przyszedł?”. Wszystko jest tam takie zimne. Ksiądz mnie wysłuchał i powiedział, że przypadek kwalifikuje się do tego, żeby składać dokumenty. Dał druki. Czytam. Co ich za przeproszeniem obchodzi, jakie było wesele, ile osób się na nim bawiło i co zdarzyło się po przyjęciu? Przecież powinni rozpatrywać tylko moment zawarcia związku.
Kamila: Rozmawiałam z tym samym księdzem. Idąc do kurii myślałam, że to będzie rodzaj spowiedzi. Denerwowałam się strasznie. Chciałam opowiedzieć moją historię ze wszystkimi szczegółami. Wyszło chaotycznie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.