Chciałem robić coś fajnego

Kiedy byłem w VIII klasie szkoły podstawowej, znalazłem się w Centrum Zdrowia Dziecka jako pacjent i tam poznałem wspaniałego człowieka – ks. prof. Józefa Gniewniaka, który przychodził i rozdawał nam cukierki (dostawał je z darów ze Szwecji). Nadźwigał się tych toreb, ale nam rozweselał słodyczami życie. Don BOSCO, 9/2008



Rodzice was wspierali w tych poczynaniach?

Najpierw rodzice patrzyli na to, jak na kolejny pomysł małolatów – niegroźny, szybko minie. Nie sprzeciwiali się, później ogromnie wspierali. Za to spotykaliśmy się z tzw. działaczami, jedynie słusznymi w tamtych czasach, którzy twierdzili, że młodzież to powinna się tylko uczyć, a na takie ważne sprawy, jak pomoc dzieciom, to oni mają patent. Nawet „przypięliśmy się” do jednej organizacji na pół roku, ale na szczęście uznali, że jesteśmy niepotrzebni i nas „rozwiązali”. Jesteśmy im za to ogromnie wdzięczni, bo gdybyśmy zostali to pewnie nauczylibyśmy się ich podejścia do pracy, a tak przekonaliśmy się, że pomaganie ma jednak wyglądać nieco inaczej.

A jak ma wyglądać?

Na patrzeniu przez pryzmat drugiego, a nie siebie. Na tym, żeby przede wszystkim wiedzieć, czego ten drugi człowiek oczekuje.

Chce czy potrzebuje?

Potrzebuje. Ale to nie ma być też tak, że my wiemy lepiej. Dam przykład. Większość instytucji robi paczki na św. Mikołaja. I dobrze, bo dzieci się cieszą. W SERCU robimy to trochę inaczej. Nasi podopieczni piszą listy i w tych listach przedstawiają swoje marzenia. Realne. Dorośli natomiast znajdują dla każdego dziecka jedną osobę bądź instytucję, która to marzenie spełnia. Dzieci dostają różne paczki, każda jest inaczej zapakowana, robiona przez kogo innego. Obserwuję, jak ich marzenia z czasem się zmieniają. Zaczynało się od podkoszulków, ciepłych butów na zimę, kurtki, piórnika – to się jeszcze oczywiście pojawia, ale także już klocki lego, mp3, hulajnoga. Na szczęście to nie jest nieosiągalne, bo wypracowaliśmy już cały sztab tych świętych mikołajów, ludzi, którzy czekają od końca października, a jak się nie odezwiemy to sami dzwonią do Stowarzyszenia, pytając czego w tym roku potrzeba. Zazwyczaj są to zamożni ludzie, którzy wiedzą, że świat nie kończy się tylko na pieniądzach.

Na co trzeba zwracać uwagę, wychowując dzieci chore?

Przede wszystkim na to, żeby z nimi szczerze rozmawiać. Pamiętam, jak sam na to czekałem. Dziecko ma prawo wiedzieć, co mu jest, jakie są rokowania, jak będzie szło, czy będzie bolało... O tym wszystkim można rozmawiać szczerze i umiejętnie, jak u pani profesor Alicji Chybickej z Wrocławia na hematologii. Oni to bardzo pięknie robią, dzieci są przygotowywane, wiedzą, kiedy im zaczną włosy wypadać, jakie będą konsekwencje, wiedzą też, że może to być choroba śmiertelna, więc trzeba walczyć, nie poddawać się. To też pomaga ją pokonać. Dziecko musi wiedzieć, co się dzieje, wtedy nie będzie przerażone, nie będzie myśleć: co się ze mną dzieje, czy ja jestem nienormalny. Wystarczy usiąść i porozmawiać, oczywiście odpowiednio do wieku.




«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...