Zdrowie nie polega na braku pierwiastków chorobowych w organizmie czy psychice człowieka, lecz na równowadze między nimi a mechanizmami odpornościowymi. Ta równowaga na skutek różnych czynników ulega zachwianiu. Traktowanie ludzi chorych jak szczególnej kategorii jest rodzajem ucieczki od tej fundamentalnej prawdy o każdym z nas. Życie duchowe, 49/2007
Bóg nie jest źródłem cierpienia i go nie potrzebuje. Nie jest tyranem sycącym się krwią poddanych. Przeciwnie – jest Miłością i płacze nad tragedią swych dzieci, jak to widzimy zwłaszcza u Pana Jezusa w Nowym Testamencie. To miłość Boga, która wyraziła się w krzyżu, zbawiła świat. Jezus, objawiając miłość Boga, wszedł w skrajne wyniszczenie i śmierć najhaniebniejszą ze wszystkich, ale Bóg Go wskrzesił. Odtąd krzyż, cierpienie i śmierć straciły dla wierzących w Niego charakter definitywnego wyroku i opuszczenia przez Boga. W samym środku beznadziejnego cierpienia i haniebnej śmierci rozbłysła nadzieja chwały. Dopiero w tym paschalnym kontekście można właściwie zrozumieć, w jaki sposób dopełnia się cierpienie Jezusa w naszym ciele. Przyjrzyjmy się dokładnie samemu tekstowi św. Pawła.
Pisze on: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Jego sługą stałem się według zleconego mi wobec was Bożego włodarstwa: mam wypełnić [posłannictwo głoszenia] słowa Bożego. Tajemnica ta, ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jakie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus pośród was – nadzieja chwały (Kol 1, 24-27). św. Paweł mówi o tajemnicy ukrytej od wieków i pokoleń, która teraz została objawiona. Chodzi tu właśnie o mądrość krzyża, o życie mocniejsze od śmierci, o Miłość Boga i o tę radość, której chrześcijaninowi nikt nie odbierze, a która pochodzi ze zwycięstwa Chrystusa nie tylko kiedyś – dwa tysiące lat temu, ale i dziś w tych, którzy z Niego czerpią swe życie. Dlatego Paweł może powiedzieć raduję się w cierpieniach i nie być masochistą ani cierpiętnikiem. Rzeczą najważniejszą nie jest to, że Jezus dużo cierpiał, ale to, że Bóg wszedł w śmierć, że samo ŻYCIE weszło w śmierć, w najdalsze odmęty ludzkiej egzystencji i że tam właśnie przełamało śmierć, że tam zajaśniało Zmartwychwstanie.
Także nasze cierpienia i krzyże same z siebie nie zbawiają nikogo. Mają taką moc tylko wtedy, gdy w nas jest ta miłość, wierność i ufność, która była w Jezusie, kiedy przez cierpienie i krzyż chrześcijanina codziennie przechodzi Jezus Chrystus i daje mu życie, swoje życie. A takie życie jest widoczne dla innych i w ten sposób dopełniamy udręk Chrystusa, gdyż świat widzi w nas moc i miłość Boga, która jedynie zbawia, a której nie może teraz zobaczyć konkretnie w Jezusie uwielbionym, przebywającym w niebie. Tak więc w cierpieniach chrześcijanina objawia się moc i miłość Boga. Inni doświadczają tego i w ten sposób buduje się Kościół. Kościół bowiem rodzi się i rozwija przez świadectwo. Dlatego chorzy i cierpiący są dla niego takim skarbem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.