Zdrowie nie polega na braku pierwiastków chorobowych w organizmie czy psychice człowieka, lecz na równowadze między nimi a mechanizmami odpornościowymi. Ta równowaga na skutek różnych czynników ulega zachwianiu. Traktowanie ludzi chorych jak szczególnej kategorii jest rodzajem ucieczki od tej fundamentalnej prawdy o każdym z nas. Życie duchowe, 49/2007
Choroba w życiu człowieka nie jest niczym wyjątkowym. Jest integralną częścią jego kondycji, polegającej na przygodności i przemijalności, a więc pewnej fundamentalnej niedoskonałości, która w chorobie dochodzi do głosu, niekiedy w sposób bardzo dojmujący. Zdrowie nie polega wcale na nieobecności żadnych pierwiastków chorobowych w organizmie czy psychice człowieka, lecz na równowadze pomiędzy nimi a mechanizmami odpornościowymi. Jest więc czymś dynamicznym. Ta równowaga na skutek różnych czynników ulega zachwianiu i to im człowiek starszy, tym częściej. Rzymski pisarz Terencjusz posunął się nawet do stwierdzenia: Senectus ipsa est morbus! – „Sama starość jest chorobą!”. Traktowanie ludzi chorych jako szczególnej kategorii jest rodzajem ucieczki od tej fundamentalnej prawdy o każdym z nas.
W stanie choroby
Nie godzimy się na naszą przemijalność, na ból istnienia przeciekającego nam przez palce, dlatego też relegujemy chorobę, która jest jej sygnałem i wysłanniczką, poza nawias tzw. normalności, a wraz z nią i chorych. Nie chcemy, by nam przypominali o tym naszym nierozwiązanym i nierozwiązywalnym problemie. Dzieje się tak nawet w szpitalach, które przecież mają być miejscem pomocy chorym. Sam jako kapelan szpitala byłem świadkiem, jak zdrowy personel szpitalny traktuje chorych jako inną kategorię, jakby inny gatunek ludzi. Owszem, świadczy się ich chorym ciałom czy chorej psychice fachową pomoc i to niekiedy na bardzo wysokim poziomie, ale nie ma mowy o wspólnocie losu, w którym przecież wszyscy – i leczeni, i leczący – uczestniczymy. Przed owym stawianiem poza nawias i brakiem solidarności w chorobie chorzy sami się bronią, większość robi to tylko wewnętrznie, ale są i tacy, którzy walczą o to w sposób otwarty. Nie brak i w naszym społeczeństwie ludzi chorych, którzy pokonując swoje ograniczenia wynikające z choroby, w pełni uczestniczą w życiu społecznym czy politycznym, zajmując także wysokie stanowiska.
Owo odsuwanie chorych i niepełnosprawnych poza nawias normalności to nie tylko krzywda, jaką się im wyrządza, to z chrześcijańskiego punktu widzenia także uniemożliwienie im misji, którą mają do spełnienia, czyli przypominania tzw. zdrowym o przemijalności i kruchości życia ludzkiego oraz o mocy Boga objawiającej się w ludzkiej słabości. Choroba nie jest nieszczęściem, nie jest jakimś fatum, które zwaliło się na człowieka, jest nieodłączną częścią życia i duchowym zadaniem, jakie Pan Bóg daje człowiekowi i właściwie przyjęta staje się źródłem niezwykłej płodności duchowej. Nie przypadkiem też sam Jezus utożsamia się z chorymi (Byłem chory, a odwiedziliście Mnie – Mt 25, 36). W historii Kościoła nie brak świętych, których życie przez długie lata czy nawet dziesięciolecia naznaczone było ciężkimi chorobami. Wystarczy wspomnieć św. Teresę od Dzieciątka Jezus, św. Siostrę Faustynę czy Papieża Jana Pawła II, który – jak ufamy – rychło zostanie wyniesiony do chwały ołtarzy.
[1] Artykuł zostanie opublikowany w książce Sztuka kierownictwa duchowego, która ukaże się nakładem Wydawnictwa WAM.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.