Pismo Święte rośnie wraz z czytającym

Przede wszystkim trzeba uwierzyć w to, że jest to Słowo natchnione, pełne mocy. Co to oznacza? Mimo że mam przed oczami ludzkie znaki, ludzki zapis, „nędzę słów” – jak powie św. Hieronim, to jestem przekonany, że w tekście, który czytam, jest obecny Duch Święty. List, 10/2006




Co to znaczy „zejść do poziomu serca”?

Lektura Pisma Świętego wywołuje w nas całą serię pozytywnych i negatywnych uczuć. Czasem Słowo rodzi we mnie radość i pokój. Doświadczam miłości do Boga, do człowieka. Najczęściej oznacza to, że Słowo Boże dotyka we mnie jakiegoś dobra i zachęca, abym o nie dbał. Potwierdza we mnie istnienie tego dobra, nie po to jednak, żebym kontemplował siebie, ale abym się rozwijał w moim przylgnięciu do Boga, w odpowiedzialności za świat. Istnieje jednak jeszcze drugi rodzaj poruszeń, kiedy Słowo „zadaje mi ból”, a dokładniej mówiąc, dotyka we mnie miejsc bolesnych. Czytam Pismo Święte i czuję, że ten fragment, to zdanie mnie niepokoi lub zasmuca. Zaczynam się zastanawiać, dlaczego tak się dzieje. Czy to mój grzech, czy to moja przeszłość wzbudza we mnie te uczucia? Właśnie w ten sposób Słowo Boże dotyka moich „chorób” moralnych, zranień, krzywd przeżytych, a nie uzdrowionych. Dotyka we mnie także mojej przeciętności i życiowych planów. Kwestionuje we mnie to, co sprawia, że jakoś tam sobie żyję, że jestem takim sobie chrześcijaninem – może lepszym od mojego sąsiada – który się nie rozwija, brnie w samozadowolenie.

I co z tą otwartą raną zrobić?

Nic.

Jak to „nic”? Dlaczego więc Bóg ją otwiera?

Nic, poza dalszym otwieraniem się na światło Słowa. Bóg, który dotyka bolesnych miejsc, sam je uzdrawia i daje mi także, w swoim czasie, wskazówkę, co dalej robić. Mogę za nią pójść lub ją zignorować. Istnieje w naszej cywilizacji przekonanie o konieczności szybkiego zdrowienia. Wystarczy popatrzeć na reklamy, które przedstawiają ciągle nowe medykamenty, po to, abyśmy nie doświadczyli bólu albo by ustał jak najszybciej. Bóg oczywiście pragnie naszego zdrowia, ale prowadzi nas do niego swoimi drogami. Szanuje nasz proces zdrowienia. Nie zamyka nas w inkubatorach i nie stwarza nam jakiegoś sztucznie idealnego świata, który chroniłby nas przed cierpieniem. Pozwala nam przeżyć naturalne konsekwencje grzechu – naszego lub innych. Cierpi razem z nami, a jednocześnie dba o to, aby z wszystkiego, co przeżywamy, wyprowadzić dobro.

Czy zatem można powiedzieć, że zgłębianie Biblii jest taką Bożą psychoanalizą?

Jeśli myślimy o poznawaniu siebie, swoich pragnień, motywacji, to można takiego porównania użyć. Jednak jest pewna istotna różnica. Człowiek, który przychodzi do psychologa, cierpi i szuka pomocy. Oczekuje, że przez poznanie siebie, dotrze do źródła tego cierpienia, dowie się, jak je usunąć, i będzie zdrowy. W czytaniu Pisma Świętego najważniejsze jest spotkanie z Bogiem. To zjednoczenie z Nim, jedynym Zbawicielem, jest dla nas drogą do pojednania z samym sobą, do uzdrowienia wewnętrznego. Słowo Boga uczy nas powracania do Źródła Miłości, z którego wyszliśmy. Im głębiej się w Nim zanurzymy, tym bardziej odnajdziemy także siebie samych. To wcale nie oznacza, że będziemy pozbawieni swoich słabości, swoich problemów. Celem życia duchowego nie jest wyrwanie z własnej duszy ostatniego chwastu, ale zjednoczenie z Jezusem, który sprawia, że rośnie we mnie dobro! On mówi przecież: Pozwólcie obojgu [chwastowi i pszenicy] róść aż do żniwa (Mt 13, 30). Uczy mnie w ten sposób cierpliwości i koncentrowania się na pomnażaniu dobra, a także mądrego unikania zła. To On sam kiedyś ostatecznie rozprawi się z chwastem, który lubi wzrastać blisko pszenicy. Póki co, Jego Słowo jest lampą u moich stóp i światłem na mojej ścieżce!

***


Ks. Krzysztof Wons - salwatorianin, kierownik duchowy, dyrektor Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie, wykładowca teologii duchowości w Wyższym Seminarium Duchownym Salwatorianów.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...