Prawdziwą, wielką, trwającą wiele miesięcy podróż w głąb siebie - gdzieś aż tam, gdzie świadome graniczy z nieświadomym - odbyłam jednak tylko raz. Dotyczyła ona moich relacji z matką, widzianych przez pryzmat jej sieroctwa, i była moim własnym, podpowiedzianym mi przez intuicję pomysłem. List, 2/2009
Ale ja, kiedy miałam pięć lat, nagle odkryłam, że jestem „inna", jakby z innego domu, bo mama mnie „oddała" i nawet mi nie powiedziała, że mam też drugą matkę - chrzestną….. A kiedy miałam lat czternaście, przypadkiem odkryłam, że jestem dzieckiem poczętym na dwa miesiące przed ślubem. W moim „podziemnym świecie" mit o Regi rozwijał się dalej, jeszcze bardziej komplikując relacje z matką. Oto okazało się, że jestem dzieckiem niechcianym, przedwczesnym, dzieckiem przypadku, które komplikuje plany - to przeze mnie Regi nie mogła się uczyć, by zostać lekarzem i spełnić marzenie swojej zmarłej matki...
dziedzictwo
Brałam w siebie - często na zawsze - skutki traum, dziecięcych, psychicznych i duchowych, okaleczeń mojej matki, które ona kiedyś także, jako dziecko, wzięła w siebie ze swojego czasu, kraju, rodziny. Potem, w znacznej mierze także pod wpływem jej opowieści, wszystko to stało się moim dziedzictwem, w tym znaczeniu, o jakim pisze Czesław Miłosz w „Rodzinnej Europie": „Dziedziczne obciążenia, które trwają nie we krwi, ale w słowie, geście, w nieświadomych reakcjach otaczających nas ludzi". Nie chciałam w swoim dziecięcym świecie ani sieroty Regi, ani tego wszystkiego, co ucieleśniało jej sieroctwo, nigdy przez nią psychicznie - tak jak strata matki - nieprzepracowane i niezaakceptowane.
Jako dziecko nie umiałam rozpoznać większości tych emocji i nastawień, ale zapadły one głęboko w moją emocjonalną pamięć: nigdy do końca nieprzepracowana psychiczna żałoba, totalna nieufność, podejrzliwość, stałe napięcie i czujność, nieustanny lęk, wieczne poczucie krzywdy, często podnoszone do roli narzędzia emocjonalnego szantażu, ukryta silna potrzeba władzy nad innymi, a przede wszystkim silny, podziemny gniew.
Regi bardzo komplikowała moje relacje z matką, wpłynęła na moje relacje z innymi członkami rodziny, przede wszystkim z babką- macochą mamy, której bałam się jawnie kochać, żeby nie urazić matki; z moją siostrą, którą mama często porównywała do swojej siostry, Baśki, a ja wiedziałam, jak bardzo Regi boi się ukrytego w siostrze zła; z bratem, ponieważ mama często powtarzała, że urodził się w dniu śmierci jej matki, oraz z ojcem.
W tym ostatnim przypadku mit o Regi jakby nałożył się na wspomniany wcześniej drugi wielki sekret mojego dzieciństwa, jeszcze bardziej umacniając mnie w przekonaniu, że z „pewnych powodów" nie mam właściwie prawa do miłości ojca i umocnił we mnie poczucie mojego emocjonalnego sieroctwa.
W trakcie psychoterapii musiałam się nauczyć jednej bardzo ważnej dla zdrowia i psychicznej równowagi rzeczy: sytuacji, która była, czasem także tej, która jest, zmienić nie możemy, ale możemy zmienić swoje wobec niej nastawienie. I ja to właśnie zrobiłam.
*****
Jolanta Szulkowska, doktor nauk humanistycznych, do niedawna nauczyciel akademicki, działacz ruchu na rzecz osób niepełnosprawnych oraz ich otoczenia: rodziny i szkoły, redaktor naczelna kwartalnika „Zaufanie".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.