Jeżeli dziecko wychowuje się w rodzinie, w której przywiązuje się wagę do religijnych obrzędów, to - nawet jeśli nie jest tego świadome - uczestniczy w nich. Ważny jest dla niego klimat związany z religijnością dorosłych. List, 12/2009
Nie tylko jednak rytuały i przykład rodziców są ważne w rozwoju wiary, ważne są też przekazywane treści.
Pamiętam pewną historię z czasów, kiedy byłem jeszcze katechetą. Opowiadałem dzieciom o wyjściu Izraelitów z Egiptu. Podejrzewałem, że kiedy zacznę im mówić, iż rozstąpiły się wody Morza Czerwonego, by przeszedł przez nie Mojżesz, to mi nie uwierzą. Nie wiedziałem, jak z tego wybrnąć. Przeczuwałem, że nie mogę powiedzieć, że tak po prostu było - bo to żaden argument, przecież oni wiedzą, że to fizycznie niemożliwe. Dlaczego więc miałoby mieć miejsce?
Postanowiłem jednak zaryzykować i... zdarzył się cud. Opowiadam historię. Napięcie wzrasta. Mówię, że podnoszą się wody i rozdzielają na dwie części, a Izraelici przechodzą przez głębinę morza. I w tym momencie odzywa się dziewczynka: „Tak, to prawda! Ja to widziałam w telewizji". Wszystkie dzieci zaczęły kiwać głowami ze zrozumieniem. To był argument, który naprawdę spadł z Nieba.
Opowiadanie o Exodusie Izraelitów nie wydaje się niczym trudnym w porównaniu z opowieścią męce i śmierci Jezusa. Dziecko jest w stanie zrozumieć, że ktoś za niego umiera i to w taki sposób?
Myślę, że tak. C.S. Lewis w „Opowieściach z Narnii" nie ukrywa żadnej prawdy chrześcijańskiej. Pisze o człowieku, o stworzeniu, o dobru złu, o grzechu i jego nieuchronnych skutkach, o odpowiedzialności za swoje postępowanie. Czytamy o cierpieniu i zmaganiu się z nim, o śmierci, ale też o mocy zbawienia. To pokazuje, że po pierwsze, dzieci są w stanie zrozumieć prawdy, których my, dorośli, się obawiamy, po drugie, że dla nich - paradoksalnie - śmierć nie jest tak przerażająca jak dla nas.
Dlaczego?
Dorośli często wypierają ze świadomości, że bliska im osoba może zachorować, nie dopuszczają do siebie myśli o zbliżającej się śmierci. Osoby nieuleczalnie chore bardzo często słyszą od innych, że muszą myśleć pozytywnie, że nie wolno im tracić nadziei na to, że wszystko się zmieni. Nadzieja na uzdrowienie ma dodawać im sił i cierpliwości. Nie jestem jednak pewien, czy taka nadzieja rzeczywiście dodaje cierpliwości.
Cierpliwości może dodać nadzieja płynąca z wiary, ale dzielenie się nią jest o wiele trudniejsze. To oczywiste, że niezwykle trudno poradzić sobie z perspektywą śmierci kogoś bliskiego i pewnie większość z nas tę próbę przegrywa, ale są i tacy, którzy przechodzą ją zwycięsko. Przegrywamy ze swoją bezradnością i rozpaczą. Pan Jezus tymczasem daje nam nadzieję nie tyle wyzwolenia od cierpienia, co zmartwychwstania po śmierci. Problem w tym, jak to zrobić, by umierającemu ukazać tę nadzieję płynącą z wiary.
Dzieci nie mają takiego problemu. Być może nie uświadamiają sobie tak bardzo ciężaru utraty kogoś bliskiego, nie czują, w przeciwieństwie do dorosłych, odpowiedzialności za stan zdrowia chorego. Dlatego potrafią zadać wprost pytanie umierającemu dziadkowi: „A jak to będzie w niebie, jak umrzesz? Czy cieszysz się, że zobaczysz Pana Jezusa?". Dziadek jest oczywiście zaskoczony, ale jednocześnie wybawiony z pewnego kłopotu. Może odpowiedzieć wprost, tak jak naprawdę czuje, może wyjść poza konwenans. Dorosły nie zada takiego pytania, bo musiałby wyjść z roli, którą odgrywa. Udaje, że śmierci nie ma.
Cierpienie Pana Jezusa jest dla dzieci znakiem Jego miłości, niczym więcej. Dorosły kombinuje, czy tej Ofiary można było uniknąć. Nie chce brać na siebie odpowiedzialności za cierpienie Chrystusa.
Nie zgadza się na nie...
Racjonalność sprzeciwia się ofierze, miłość - nie. Dzieci częściej i lepiej funkcjonują na poziomie miłości. Dlatego łatwiej im przyjąć i zrozumieć ten Chrystusowy znak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.