Jeżeli dziecko wychowuje się w rodzinie, w której przywiązuje się wagę do religijnych obrzędów, to - nawet jeśli nie jest tego świadome - uczestniczy w nich. Ważny jest dla niego klimat związany z religijnością dorosłych. List, 12/2009
Ojcze, czy to prawda, że dzieci są z natury religijne?
Myślę, że są z natury „obrzędowe". Uwielbiają rytuały, powtarzanie pewnych gestów. W tym sensie można powiedzieć, że są religijne, ale to nie znaczy, że automatycznie stają się mistykami. Niektórzy twierdzą, że dzieci mają specjalną umiejętność odkrywania Pana Boga, ja jednak nie jestem co do tego przekonany. Myślę, że mają tę umiejętność rozwiniętą w takim samym stopniu jak dorośli. Nie jest tak, że dziecko jest z natury religijne, a w miarę jak dojrzewa, przestaje takie być. Człowiek z wiekiem, owszem, przestaje z reguły przywiązywać wagę do obrzędów, zaczynają one tracić dla niego znaczenie, przestają nadawać sens jego religijnemu życiu, ale to nie znaczy, że zanika jego religijność. Zmieniają się zewnętrzne przejawy religijności, jednak zdolność do wiary wszyscy mamy taką samą.
Jeżeli dziecko wychowuje się w rodzinie, w której przywiązuje się wagę do religijnych obrzędów, to - nawet jeśli nie jest tego świadome - uczestniczy w nich. Ważny jest dla niego klimat związany z religijnością dorosłych. Dobrze jest, gdy chodzi z rodzicami na Mszę, widzi, jak się modlą, jak swoją postawą wyrażają szacunek, jak zachowują milczenie, odpowiadają na wezwania i wykonują określone gesty. To nic, że jest jeszcze malutkie i trochę przeszkadza.
Należy zatem zacząć od gestów i rytuałów?
Tak. Kiedy dzieci się czegoś nauczą, powtarzają to setki razy. Widać to doskonale w ich zabawach - godzinami potrafią układać te same puzzle. Religijność jest w pewnym stopniu jedną z takich umiejętności. Zrób tak: rączka w górę, rączka w dół, potem w lewo i w prawo. Jeśli dziecko raz przeżegna się dobrze i zobaczy, że sprawiło radość swoim rodzicom, będzie chciało to zrobić raz jeszcze.
Kiedy powinien rozpocząć się etap przechodzenia od rytuału do budowania wiary?
Przez pewien czas byłem katechetą w szkole podstawowej. Uczyłem drugie klasy, więc wiązało się to z przygotowaniem do Pierwszej Komunii - to w życiu dzieci etap szczególnie ważny. Na początku zaobserwowałem, że dzieci odrzucają gesty religijne, rytuały, czasem wręcz deklarują niewiarę. Stwierdzały, że to, o czym my, księża, mówimy, jest bajką. Opowiadanie biblijne było jedną z historyjek, taką samą jak te znane im z książek. Mniej więcej po upływie roku następowała zmiana - maluchy robiły krok w kierunku budowania osobistej relacji z Jezusem. Można było usłyszeć: „Kocham Pana Jezusa", „Rozmawiam z Nim". Wiara tych dzieci stawała się bardziej świadoma, oczywiście na tym poziomie, na jakim zdolny jest ją budować człowiek mający 9 lat.
Jeśli rodzice zamierzają wprowadzać swoje dziecko na drogę wiary, powinni zacząć od uświadomienia sobie, na ile sami żyją wiarą, i od pogłębienia osobistej relacji z Bogiem. W przeciwnym razie niczego dziecku nie przekażą, nawet jeśli będąje posyłać na dziesięć katechez dziennie. W przekazywaniu wiary ważna jest autentyczność, spójność życia z wyznawanymi prawdami. Kiedy tego brakuje, dziecko szybko to zauważa i zaczyna traktować sprawy wiary w kategoriach ludycznych: „Fajnie jest w Lany Poniedziałek i wtedy, kiedy święci się pokarmy. Super też było przy Grobie Nieznanego Żołnierza….".
Jeżeli dziecko dostrzega, że rodzice nie przechodzą z poziomu gestów na poziom osobistej relacji z Jezusem, która wyraża się np. modlitwą w chwilach trudnych życiowych doświadczeń czy - po prostu - wejściem w dzień powszedni do kościoła na krótką modlitwę, trudno będzie mu samemu przejść na ten poziom wiary.
Wygląda na to, że człowiek jest z natury religijny, ale nie jest z natury chrześcijaninem...
Chrześcijaninem staje się dzięki łasce chrztu, która musi być rozwijana. Jeśli nie jest, to łatwo ukierunkować naszą skłonność do rytuałów na coś zupełnie innego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.