Śmieci: zmień podejście

Nasze otoczenie, szczególnie lasy, są notorycznie zaśmiecane. Uważam, że to nie brak funduszy poszczególnych śmieciarzy na wywóz odpadów, ale bezczeszczenie stworzenia i poniewieranie Bożego piękna jest przyczyną tego zjawiska. Tym bardziej to tragiczne i smutne, że czynią tak katolicy. Idziemy, 16 marca 2008



Gmina daje każdemu ulotki z datami i miejscem (dla tych, którzy mieszkają dalej) zbiórki surowców. Dwa razy do roku w maju i październiku zbierane są też odpady wielkogabarytowe: meble, zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny. – Szkoda, że wciąż nie ma odbioru odpadów bio, np. liści. Dwa razy do roku pozwala się je spalać na terenie posesji. Inne terminy są zabronione, ale ludzie i tak łamią ten zakaz. Wieczorem w sezonie wiosennym nie ma czym oddychać – ubolewa moja rozmówczyni. Niektórzy mieszkańcy wyrzucają domowe śmieci do publicznych koszy przy chodnikach oraz do kontenerów na cmentarzu. Sprawa stała się na tyle uciążliwa, że poruszył ją podczas niedzielnych ogłoszeń proboszcz Gniedziejko, zapowiadając obserwację tychże kontenerów. Nawet najbardziej proekologicznie nastawione gminy borykają się z problemem nielegalnych wysypisk. – Niektórzy cwaniacy podpisują umowy z firmą, ale z zaznaczeniem, że wywóz śmieci będzie odbywał się na ich żądanie. A potem większość swoich śmieci wywożą do lasu – słyszę w Józefowie.

A może zamiast tego szkodliwego procederu lepiej zastanowić się nad kalkulacją cen wywozu odpadków? Firmy oczyszczające proponują zawsze kilka wariantów usługi. Wystarczy na przykład zmienić liczbę pojemników na śmieci i już można sporo zaoszczędzić. – Mieliśmy 2 pojemniki 110-litrowe, które choć nie zawsze zapełniliśmy w tydzień, to jednak i tak trzeba było za nie zapłacić – miesięcznie 130 zł. Teraz mamy 1 pojemnik 240-litrowy i płacimy na miesiąc tylko 112 zł – mówi o oszczędnościach mieszkanka Józefowa.

W XVII-wiecznej Warszawie nieczystości podmiatano w wybrane miejsca, tworząc z nich „wielkie kupy gnoju” – opisuje Jarosław Marek Rymkiewicz w książce „Wieszanie”. Leżały tak od jesieni do lata, śmierdziały i utrudniały poruszanie się. Wreszcie, gdy dobrze obeschły na słońcu, budowano z nich stosy, które "sięgały do wysokości pierwszego a nawet drugiego piętra", podpalano je "i coś w rodzaju potężnych pochodni z gnoju oświetlało w nocy Warszawę". Do takich metod chyba wracać nie chcemy.





«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...