Dwanaście bram do nieba

Kiedy dzielisz pomieszczenie o wymiarach 2x3 m z pięcioma innymi więźniami, to w takim życiu nie ma już miejsca na prywatność. Dlatego tak ważny jest tu każdy kąt, który będzie można oddać dla Boga, bo wtedy jesteś z Nim sam. Idziemy, 14 września 2008



Właśnie w taki sposób dołączył do Kościoła Issan – Libańczyk, muzułmanin, odbywający tutaj karę. Kilka miesięcy temu, przypadkowo trafił do kaplicy. Nie wiedział, jak powinien się zachować. Był całkiem zagubiony. Pomogła mu żona i głęboka wiara. Niedawno stanął przed więziennym ołtarzem i wraz z dwójką swoich dzieci przyjął chrzest. Ale takich przypadków jest tu niewiele. Rocznie kilka osób przygotowuje się do komunii, chrztu czy bierzmowania. Zdarza się, że dla większości grupy regulaminowa godzina na spacerniaku jest bardziej atrakcyjna niż w Kościele, wtedy też wszyscy muszą iść na spacer.

Każdy może natomiast słuchać przez radiowęzeł coniedzielnej Mszy z kościoła św. Krzyża. – U tych bardziej gorliwych jestem co tydzień z Komunią Świętą. Jest ich około trzydziestu, muszą się zgłosić wcześniej do mnie lub do oddziałowego. Chodzę z listą po wszystkich oddziałach i na więziennych korytarzach rozdzielam Komunię. Kapelan ma prawo spotkać się i porozmawiać z każdym – tłumaczy ks. Dariusz.



Anioły za kratkami


– A ty, Siwy, za co siedzisz? – Jak to, za co? Za niewinność! – pada w filmie „Symetria” Konrada Niewolskiego, który bardzo dobrze poznał warunki Aresztu Śledczego na Białołęce. Zarówno on, jak i wielu więźniów politycznych internowanych w stanie wojennym jak Jacek Kuroń, Władysław Bartoszewski czy Bronisław Geremek. To za tamtych czasów, na Boże Narodzenie 1981 r., w Białołęce pojawili się księża, Msza św. i Komunia.

Panuje tu swoista hierarchia społeczna i podział na trzy grupy: aresztowanych, skazanych i recydywistów. Czasowo aresztowani to ludzie żyjący nadzieją, że sąd kolejnej instancji przyzna im rację. Nie weszli jeszcze w tryb więziennego życia. Przychodzą „regularnie” na Msze, do spowiedzi, dużo się modlą. W ich oczach widać strach, lęk i niepewność. Radykalnie odłączeni od rodziny, czasem też niesłusznie oskarżeni – żyją jednak nadzieją.

Skazani mają już wyrok w kieszeni, znają zarzuty i swoją przyszłość na najbliższe lata. Znikoma liczba recydywistów zagląda do kaplicy, zwykle to ludzie z piętnem wypisanym na twarzy. Powrót do więzienia jest odebraniem nadziei na poprawę. – Chociaż to zależy, jakie wrażenie po sobie zostawiasz. Jeśli na przykład zostają ci dwa tygodnie do wyjścia, czujesz że już nikt ci nic nie zrobi, zaczynasz się wozić, rozrabiać – trafiasz do karceru, ale i tak wiesz, że zaraz wyjdziesz. Jeśli całkiem spalisz za sobą mosty i wrócisz to musisz się już sam martwić o swoją przyszłość tutaj – mówi z szelmowskim uśmiechem Marek, (recydywa, 15 lat do wyjścia). – Tak naprawdę, to kiedy wracasz – do P w legitymacji dostajesz „nóżkę”, masz R i na tym zmiany się kończą – tłumaczy. Tu każdy dzień jest taki sam i powrót też nic tu nie zmieni.



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...