Jedność dwojga i genealogia osoby

Karol Wojtyła od początku swej drogi kapłańskiej towarzyszył parom narzeczeńskim, często błogosławił ich związki małżeńskie, zostawał ich spowiednikiem i duchowym przewodnikiem. Był to charakterystyczny rys jego kapłaństwa. Ethos, 84/2008



Słowa powyższe pochodzą z homilii, która otwiera niniejszy numer "Ethosu". Nie było łatwo wybrać tekst papieski do tego numeru; nie dlatego, że stosownych tekstów brakuje. Przeciwnie, trudność wynikała z ich obfitości: wiadomo przecież, jak wielką spuściznę nauczania na temat miłości oblubieńczej, czyli małżeńskiej, pozostawił po sobie Jan Paweł II.

Ostatecznie wybraliśmy tekst krótkiej, prostej homilii z pierwszych lat pontyfikatu, wygłoszonej podczas ceremonii zawarcia małżeństwa przez dwoje młodych mieszkańców Rzymu. Karol Wojtyła od początku swej drogi kapłańskiej towarzyszył parom narzeczeńskim, często błogosławił ich związki małżeńskie, zostawał ich spowiednikiem i duchowym przewodnikiem. Był to charakterystyczny rys jego kapłaństwa, o którym sam po latach powiedział: "Jako młody kapłan nauczyłem się miłować ludzką miłość"[3].

W Księdze Rodzaju - tak bardzo bliskiej Janowi Pawłowi II - czytamy: "Mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (2, 24). Zdanie to, odnoszące się do jedności pary małżeńskiej, umieszczone jest w kontekście opisu stworzenia świata, a w nim - człowieka. Dopiero stworzenie człowieka jako mężczyzny i kobiety, powołanie do istnienia ludzkiej pary jako jedności stanowi właściwe zwieńczenie dzieła stwarzania świata. Wtedy to Bóg przekazuje jej w posiadanie cały świat stworzony: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną" (Rdz 1, 28). Czyż w tym zdaniu nie słyszymy już zapowiedzi Chrystusowego nakazu misyjnego, skierowanego do uczniów: "Idźcie na cały świat…" (Mk 16, 15)?

Czytamy dalej w Księdze Rodzaju, że chociaż mężczyzna i niewiasta byli nadzy, "nie odczuwali wobec siebie wstydu" (2, 25). Do tych słów, opisujących stan pierwotnej niewinności mężczyzny i kobiety, odsyłają nas przedstawione na obrazie van Eycka owoce. Malarz, chcąc zilustrować jedność małżeńską, nie uciekał się do przedstawienia kobiecej i męskiej nagości, przeciwnie - na obrazie podziwiamy bogate szaty małżonków.

Czy postąpił tak dlatego, że malarze z północnej części Europy mieli mniejszą skłonność do malowania ludzkich aktów niż artyści z południa? Czy reprezentował purytańskie podejście do tematu ludzkiej nagości? Bez względu na to, jak odpowiemy na te pytania, patrząc na obraz niderlandzkiego mistrza, możemy stwierdzić, że aby przedstawić jedność małżonków, wcale nie musiał odsłaniać ich nagości. Co więcej, nie omijając cielesnego wymiaru jedności (w tym obrazie płodność małżonków jest wszak wyeksponowana), zwrócił uwagę na głębszy - przekraczający ludzką cielesność - wymiar jedności dwojga.

Ów głębszy wymiar jedności opiera się poniekąd na tym, co z istoty swej jest niewidoczne, a do czego w przywołanym tu obrazie odsyłają jedynie symboliczne znaki. Takim znakiem jest gest przysięgi małżeńskiej. Gestowi, jak wiemy, towarzyszy słowo: "Biorę ciebie […] za żonę (za męża) i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci". Te słowa, wypowiedziane w obecności świadków (na obrazie van Eycka widać ich w lustrze) przez każde z obojga narzeczonych, ustanawiają między nimi jedność małżeńską.

Znakiem jedności dwojga, właściwym tylko małżeństwu, jest akt seksualny. Poprzez zjednoczenie seksualne małżonkowie wyrażają wzajemną miłość oblubieńczą. Oczywiście, współżycie cielesne ufundowane jest na fakcie, że mężczyzna i kobieta dostrzegają w sobie nawzajem pewną wartość seksualną, na którą nakierowany jest popęd płciowy.

Samym tym faktem nie można jednak usprawiedliwić aktu współżycia; jest ono usprawiedliwione dopiero wtedy - i tylko wtedy, gdy stanowi wyraz całkowitego darowania siebie drugiej osobie. Jeżeli naszym ciałem potrafimy zakomunikować coś drugiemu człowiekowi - a czynimy to codziennie, niemal bezwiednie, wielością gestów, którymi coś wyrażamy - to cóż może wyrażać i oznaczać ów akt, kiedy mężczyzna i kobieta, pozostając wobec siebie nadzy, jednoczą się ze sobą tak, iż stają się "jednym ciałem"? Czyż tego aktu, tej "mowy ciała", nie tłumaczą i nie usprawiedliwiają w pełni dopiero słowa przysięgi małżeńskiej: "ślubuję ci […] że cię nie opuszczę"?
 



[3] J a n P a w e ł II, Przekroczyć próg nadziei, Redakcja Wydawnictw KUL, Lublin 1995, s. 107.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...