Rzeczy bardzo delikatne

Czy na stronie internetowej pisać „psychoterapia chrześcijańska”, czy raczej „psychoterapia, która szanuje wartości chrześcijańskie”? – zastanawiali się członkowie fundacji INIGO podczas swojego ostatniego spotkania. Debata nad tym problemem trwała długo. Więź, 4/2009



Hubert przez wiele lat związany był z Ruchem Światło-Życie. Śpiewa w zespole rockowym grającym tzw. muzykę chrześcijańską, pisze rozdzierające teksty o swoim poszukiwaniu Boga. Kiedy rozpoczął pracę psychoterapeuty, zadbał o to, aby wszystkie te informacje na jego temat zniknęły z internetu. – Chrześcijaństwo to pewne hasło, które pacjent może rozumieć różnie, dopóki się o tym nie porozmawia.

Może podstawić pod nie dewocję, przypisać mi na jego podstawie różne cechy – tłumaczy. – Poza tym im więcej pokazuję z siebie, tym mniej miejsca pozostaje dla pacjenta. Ważną zasadą terapeutyczną w podejściu psychodynamicznym jest to, żeby pacjent jak najmniej wiedział o terapeucie, żeby ten był dla niego w jak najmniejszym stopniu realną, prawdziwą osobą. Dzięki temu terapeuta może stać się „lustrem” odbijającym różne nieświadome lęki i fantazje pacjenta. Zauważyłem, że wystarczył taki drobiazg jak moja złamana ręka, aby pacjent zaczął się na niej koncentrować, zamiast mówić o sobie – dodaje.

Marzena, formułując wstępnie psychoterapeutce swoje oczekiwania, wspomniała, że chciałaby poznać mechanizmy swoich zachowań i przyjrzeć się temu, co w przeszłości ułożyło się nie tak. Wybór padł na metodę psychodynamiczną, wywodzącą się z nurtu freudowskiego. Jak się miało okazać, mało szczęśliwie. – Idziesz do psychologa, kiedy sobie nie radzisz, jesteś poobijana i potrzebujesz wsparcia.

Nie chcesz, żeby ktoś cię potraktował jak zimne sztuczydło. Tymczasem napotkałam silne nastawienie na konfrontację, brakowało mi wsparcia emocjonalnego, bliskości z terapeutką, choćby kontaktu wzrokowego. Nic z tych rzeczy – opowieść Marzeny płynie z coraz szybciej. – Padały tylko kolejne pytania: „dlaczego Pan Bóg, dlaczego takie wybory?”, a wszystko, co powiedziałam, poddawane było w wątpliwość. To było takie rycie przez fundamenty.

Rozumiem, że celem było spojrzenie na siebie z dystansem, ale jak mogę się czuć, jeżeli wierzę w Boga, uważam Go za podstawę mojego życia, a ktoś chce mi pokazać, że tym fundamentem jest podświadomość? Jeśli tak, to okazuje się, że nikt nie rządzi moim życiem, bo przecież nad podświadomością nie mogę zapanować. Terapeutka nigdy nie wypowiadała się o Bogu pozytywnie ani negatywnie, ale swoimi pytaniami sprawiała, że w pewnym momencie okazywało się, iż wiara to taki element życia jak każdy inny. A ja potrzebowałam pomocy w konkretnym problemie, a nie tego, żeby ktoś wywracał mi wszystko od podszewki – w głosie Marzeny słychać żal.

Przed każdą zbliżającą się sesją Marzena już poprzedniego dnia nie mogła skupić się na niczym innym, a w poczekalni walczyła z bólem żołądka. Z gabinetu wychodziła dumna, że wytrzymała do końca, ale z poczuciem, że za tydzień znów będzie musiała przeżywać to samo. – Terapia pomogła mi zapomnieć o problemach, bo... była bardziej bolesna niż to, co się wydarzyło – jej głos zaczyna wibrować. – Myśmy się właściwie kłóciły.

Terapeutka mówiła, że nie przyjmuję tego, co mówi, bo boję się więzi, także psychoterapeutycznej. Dla mnie było naturalne, że jeśli ktoś zachowuje się strasznie chłodno, a chce sięgać do najgłębszych pokładów we mnie, to trudno, żebym mu ufała. Przed rozpoczęciem terapii i po jej zakończeniu świetnie się dogadywałyśmy, więc problem tkwi najwyraźniej w samej metodzie. Zresztą być może powiedziałaby, że wcale nie podważała mojej religijności, tylko ja to tak odebrałam…

Żadnych haseł, panowie

– Psychoterapeutę obowiązuje zasada neutralności – mówi o. Tomasz Gaj OP z poradni psychologicznej działającej w ramach dominikańskiej Fundacji „Sto Pociech”. – Neutralność nie polega jednak na tym, że terapeuta jest chłodny i zdystansowany wobec pacjenta. Chodzi o to, aby terapeuta nie wnosił swoich własnych konfliktów wewnętrznych i swojego świata prywatnego do psychoterapii oraz aby nie przekonywał i nie agitował pacjenta ani do swojego, ani do jakiegokolwiek innego światopoglądu. W moim przypadku księdza i terapeuty, pacjent już na wstępie zna mój światopogląd.

Dlatego muszę uważać, aby nie pomieszać porządków i zajmować się psychologicznym rozumieniem problemów pacjenta, a nie jego światopoglądem. W naszym ośrodku rozdzielamy pomoc psychologiczną od duchowej.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...