Rzeczy bardzo delikatne

Czy na stronie internetowej pisać „psychoterapia chrześcijańska”, czy raczej „psychoterapia, która szanuje wartości chrześcijańskie”? – zastanawiali się członkowie fundacji INIGO podczas swojego ostatniego spotkania. Debata nad tym problemem trwała długo. Więź, 4/2009



Czemu pacjenci wybierają właśnie psychologów chrześcijańskich? Najczęściej ze względu na poczucie bezpieczeństwa i zaufanie. Często wspominają o tym, że u innego psychoterapeuty czuli się zagrożeni w sferze wiary. – Terapia może przyczynić się do załamania chorej religijności, ale nie obali żywej relacji z Bogiem – uważa o. Gaj. – Jeśli ktoś się boi, że terapeuta „rozmontuje” mu wiarę, to bardziej świadczy to o słabości jego wiary niż o „magicznych” zdolnościach terapeuty. Nikt nie jest w stanie rozmontować mojej wiary, jeśli ja sam tego nie chcę zrobić.

Oczywiście może się zdarzyć, że niedojrzała religijność, która była jednym z głównych sposobów zaspokajania jakiejś potrzeby psychologicznej, w procesie terapeutycznym przestanie pełnić swoją dotychczasową funkcję. Wtedy może się wydawać, że zawaliła się moja wiara, bo już nie potrzebuję religijności, nauczyłem się bowiem w inny sposób zaspokajać swoją potrzebę. Dla mnie nie jest to jednak „rozmontowanie wiary”, ale raczej szansa na wzrost dojrzałej religijności, która nie będzie w służbie ego tylko w służbie Bogu.

Osobiście doświadczam, że zajmowanie się psychologią i psychoterapią przyczynia się do rozwoju mojej własnej wiary, czyni ją bardziej świadomą. Gdy wstępowałem do zakonu, myślałem, że przynajmniej w 99% robię to z motywów religijnych, chęci służenia Bogu i innym. Dopiero później zacząłem odkrywać blaski i cienie swojej motywacji. Psychologia bardzo mi w tym pomogła.

Coraz bliżej

Na psychoterapii grupowej w seminarium jedni zabawiali drugich, starali się wzajemnie rozśmieszyć, obrócić wszystko w żart. Zresztą jak tu traktować zajęcia poważnie, kiedy obok siebie leży na podłodze 23 mężczyzn, a w tle słychać muzykę relaksacyjną i chrapanie kilku całkiem już zrelaksowanych kleryków.

– Terapeutę ks. Jürgena Hoffenda odbierałem początkowo jak niemieckiego szpiega, który myśli, że wszystkiego się od nas dowie – wspomina Leszek. – Prosił, abym mu powiedział po pierwsze, co myślę, a po drugie, co czuję. Jakby nie mógł zrozumieć, że ja myślę i czuję jednocześnie. Ze mną jest taki problem, że zawsze sobie wszystko jakoś wytłumaczę rozumowo – wzdycha.

Leszek wytłumaczył sobie także swoją przeszłość. Zdawało się, że już o wszystkim zapomniał. – Kiedy ojciec wracał pijany z pracy, chowałem przed nim nóż. Potem dziadkowie zabierali mnie do swojego pokoju, żebym nie widział, co się dzieje – Leszek mówi powoli, znacznie wolniej niż wcześniej. – Księdzu Jürgenowi zawdzięczam wiele. Powiem słowami mojego mistrza, Adama Mickiewicza: „Nic bardziej pożądanego, a nic trudniejszego na ziemi jak prawdziwa rozmowa”. Pytanie tylko, czy w każdym seminarium są takie terapie.

– Wiele osób potrzebujących pomocy, w tym również tych spośród duchowieństwa ma duże opory przed tym, żeby udać się do psychologa – mówi Anna Pycel-Ukalska. Wynikają one z różnych powodów – ze wstydu, strachu, obaw przed opinią społeczną, przekonania, że z własnymi problemami sami powinni sobie radzić. Zdecydowanie psychoterapia w Polsce nie jest jeszcze tak popularna i rozpowszechniona jak na Zachodzie. Daje się jednak zauważyć, że przychodzi do nas coraz więcej księży i sióstr zakonnych. Jeśli uczestniczą w terapii grupowej, okazują się wsparciem i doskonałym przykładem dla pozostałych członków grupy.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...