Nie jest łatwo być prorokiem we własnym kraju, pokazywać swojemu ludowi jego słabości, wytykać marnowanie szans, wybijać z fałszywego poczucia bezpieczeństwa.
Maciej Müller: Kim jest mistrz?
Ks. Grzegorz Ryś: To ktoś, kto zdobył mądrość i chce się nią dzielić w spotkaniu z drugim człowiekiem.
Oto fragment „Żywotu Karola Wielkiego”: „Kiedy w całym jego królestwie zapomniano niemal o pogoni za wiedzą, a cześć oddawana prawdziwemu Bogu była nikła i słaba, dwaj Szkoci przybyli na wybrzeże Galii. Niezrównani byli w swojej biegłości w świętej i świeckiej nauce i dzień po dniu, kiedy tłum gromadził się wokół nich dla handlu, nie wystawiali żadnych towarów, ale wołali: »Hej, ktokolwiek pragnie mądrości, niechaj się zbliży i przyjmie ją z naszych rąk. Mądrość bowiem mamy na sprzedaż«”.
W tym tekście dobrze widać, że mistrzostwo objawia się zasadniczo w relacji do ucznia. Można mieć wielu profesorów, ale mistrza jednego: to ten, z którym nawiązujemy relację, to ktoś, kto prowadzi. Wymienieni dwaj mędrcy – jednym z nich jest wielki filozof i teolog Alkuin – nie przysyłali książek, tylko przybyli i stworzyli szkołę. Mistrz jest tam, gdzie szkoła – bo tam znajduje uczniów, którzy pociągną jego dzieło dalej. Mistrz nie boi się relacji z ludźmi. Dwaj uczeni opisani w „Żywocie” odkryli prawdę w takim stopniu, że uważają ją za wartość, którą absolutnie muszą się dzielić. Mają odwagę zaproponować ludziom wspólną drogę ku prawdzie.
Spójrzmy też na przykłady biblijne. Eliasz jest mistrzem Elizeusza. Zarzuca na niego płaszcz, wyrażając w ten sposób, że chce mu przekazać jakąś ważną część samego siebie. Elizeusz z nim wędruje i poprowadzi dalej dzieło mistrza. Piękne jest w tym to, że nie będzie po prostu kontynuował dzieła Eliasza, tylko wykonywał dzieło zlecone przez Boga, któremu służył Eliasz. Mojżesz miał ucznia Jozuego. Paweł Tymoteusza czy Tytusa. Także Jezus ma uczniów, którzy nazywają Go mistrzem.
Jezus nazywa w pewnym momencie uczniów swoimi przyjaciółmi.
Ale jest to przyjaźń szczególna: nie istnieje przyjaźń sensu stricto między mistrzem a uczniem. Jeśli jest, to nie przekracza ram ich relacji, jest inna niż kolegów z jednej klasy.
Bardziej zbliżona do ojcostwa?
Tak. I polega na obustronnym zobowiązaniu. Mistrz ma poczucie odpowiedzialności za swoich uczniów, ale oni też muszą w konkretny sposób wyrazić przekonanie, że ten człowiek jest ich mistrzem.
Tischner był takim mistrzem?
Z całą pewnością – bo dzielił się tym, co odkrywał, a wielu ludzi przychodziło do niego po mądrość. O jego mistrzostwie przekonuje to, że żyją dzisiaj ludzie, którzy czują w sobie zobowiązanie, by sposób myślenia Tischnera kontynuować i jego wezwania realizować. Oczywiście nie wszystko, co napisał i powiedział, jest ponadczasowe – wiele rzeczy dotyczy czasu minionego, nikogo poza historykami nie interesuje dzisiaj analiza komunizmu z punktu widzenia roku ’89. Ale Tischner stworzył sposób myślenia, który warto od niego przejąć, stosując jednak po swojemu, przykładając do nowej rzeczywistości.
Czyli mistrza poznajemy po tym, że nie umiera.
Mistrz tworzy szkołę. Ale wiadomo – szkoła to stan przejściowy. Chodzi się do niej po to, by z niej kiedyś wyjść i zacząć żyć naprawdę. Nie jest więc mistrzem ktoś, kogo spotykamy tylko na etapie uczenia się. To ktoś, kto w taki sposób wpłynął na nasze myślenie i postępowanie, że widać to w fazie życia dorosłego.
Czy dla Księdza Tischner był mistrzem?
W jakiejś mierze tak... Ale za mojego właściwego mistrza uważam historyka ks. prof. Jana Kracika, który nie tylko uczył mnie, jakie pytania zadaje się źródłom, ale był kimś znacznie ważniejszym od nauczyciela. Tischner nie był dla mnie mistrzem, bo nigdy nie chciałem zostać filozofem. Ale on na szczęście przemawiał nie tylko do filozofów. Zawsze mnie frapował zdolnością opisywania rzeczywistości. Chodziłem na prowadzone przez niego rekolekcje jeszcze w liceum. Potem był moim wykładowcą na studiach – a wtedy poznałem go też jako pisarza i publicystę, który najtrafniej opisywał przemiany Kościoła w Polsce. Bogu dziękuję, że miałem też możliwość spotkać się z Profesorem prywatnie. Nie byłem jednak nigdy jego uczniem, ale jednym z wielu, do których trafiał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.