Nie tylko Ameryka...

Przegląd Powszechny 9/2010 Przegląd Powszechny 9/2010

Czy sytuacja Kościoła amerykańskiego nosi cechy typowe dla całego współczesnego katolicyzmu? Czy Polska jest zatem wyjątkiem? W ostatnich latach zaledwie kilka przypadków wzbudziło większe społeczne emocje. Myślę, że wielu wiernych w Polsce zadaje sobie jednak pytanie, czy to tylko wierzchołek góry lodowej. Pedofilia – najboleśniejszy problem współczesnego Kościoła.

 

Przede wszystkim warto sobie uświadomić, że przez PEDOFILIĘ określa się dziś w medycynie dewiację, w której jedynym lub pre­ferowanym sposobem osiągania satysfakcji seksualnej jest kontakt z dziećmi, które nie weszły jeszcze w okres dojrzewania. Potocznie rozumie się zaś przez pedofilię wszelkie działania o charakterze seksualnym zachodzące między osobą pełnoletnią a niepełnoletnią w sensie prawnym. Jeśli jednak punktem wyjścia do dalszej analizy ma być definicja naukowa, a nie potoczna intuicja, to, jak podkreśla dr Leslie Lothstein – jeden z najbardziej cenionych w USA terapeu­tów klinicznych zajmujących się pedofilią – procentowo liczba pedofilów (osób wykorzystujących seksualnie niedojrzałe dzieci płci obojga) jest w Kościele katolickim taka, jak i w innych Kościołach czy grupach społecznych lub zawodowych. Waha się między 0,2 a 0,7% (choć można sądzić, iż mamy do czynienia z pewnym nie­doszacowaniem). Pedofile zwykle dopuszczają się przestępstw na wielu (nawet na kilkudziesięciu) ofiarach, dlatego w raporcie z John Jay College 22% odnotowanych przypadków to przestępstwa stricte pedofilskie, choć dokonała ich raczej stosunkowo niewielka grupa sprawców (ok. 6% wśród oskarżonych).

Wśród katolickiego kleru w USA znacznie częściej zdarzały się przypadki molestowania nastoletnich, ale seksualnie już dojrzałych chłopców. Taką skłonność seksualną w nauce nazywa się EFEBOFILIĄ. Jest to o tyle ważne, że stosowane u pedofilów i efebofilów te same terapie psychologiczne wykazują różną skuteczność. Dr Lohste­in przyznaje, że w przypadku efebofilów prognozy wyleczenia są lepsze, a ryzyko nawrotu złych zachowań mniejsze. Nie znaczy to, że pedofilię należy traktować jako ciężką chorobę, a efebofilię jako mniej „poważną” skłonność. Skutkiem obu jest bowiem wykorzy­stywanie nieletnich, które, zdaniem Lohsteina, we współczesnych, zachodnich systemach prawnych zawsze powinno być kwalifiko­wane jako gwałt. Tylko to słowo naprawdę oddaje sprawiedliwość doświadczeniu ofiar.

Dwie sprawy w raporcie z John Jay College zastanawiają szcze­gólnie. Po pierwsze to, że aż 81% odnotowanych przypadków miało charakter molestowania homoseksualnego. Po drugie, że najwięcej przypadków molestowania nieletnich przez kler miało miejsce w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w., a sprawcami byli najczęściej księża kształceni w seminariach przed II Soborem Watykańskim. Od wielu lat w amerykańskim społeczeństwie żywe jest przekonanie, że do stanu duchownego w Kościele katolickim trafia bardzo wielu gejów, że w seminariach duchownych, kuriach diecezjalnych i innych znaczących instytucjach kościelnych pełna wpływów jest homoseksualna „mafia lawendowa”. Dzięki publiko­wanym w ostatnim dziesięcioleciu statystykom, w których określono liczbę homoseksualistów wśród amerykańskich duchownych na 3050%(!), okazało się, że to pogląd prawdziwy. Jeśli tedy przyjąć, że – wg różnych danych – liczba homoseksualistów w społeczeństwie waha się między 3 a 10%, zasadne wydaje się pytanie, dla­czego (i od kiedy) w szeregach kleru w USA występuje aż tak liczna ich nadreprezentacja. A także pytanie inne: Czy istnieje związek między orientacją seksualną duchownych a molestowaniem przez nich nieletnich chłopców?

Na tę ostatnią kwestię wielu amerykańskich psychiatrów, także współpracujących z Kościołem, odpowiada negatywnie. Nawet jeśli 81% odnotowanych przypadków dotyczyło molestowania chłopców, to tylko 32% krzywdzicieli było w sensie ścisłym efebofilami. 47% odczuwało pociąg do nastolatków płci obojga, choć częściej dopuszczali się lubieżnych czynów na chłopcach (15% oprawców krzywdziło zarówno dziewczynki, jak i chłopców, jednak ich ofia­ry miały wyłącznie po 1112 lat). Wynika z tego, że pojęcie sztyw­nej orientacji seksualnej opartej na stałej tożsamości seksualnej w przypadku księży dopuszczających się przestępstw seksual­nych na nieletnich właściwie nie może być zastosowane. Wielu psychiatrów podkreśla, że duchowni ci są zazwyczaj osobami emo­cjonalnie niedojrzałymi, w odróżnieniu od licznych współczesnych gejów, którym sztywna orientacja homoseksualna nie przeszkadza w osiągnięciu emocjonalnej dojrzałości.

Można się zastanawiać, na ile w takich wypowiedziach specjali­stów mamy do czynienia ze strachem przed oskarżeniami o homofobię, które w amerykańskim kontekście mogłyby oznaczać ruinę zawodowej kariery. Oskarżeniami tymi, jak wiadomo, nie przejmu­je się Kościół, który w 2007 r. zabronił udzielania święceń kapłańskich osobom o głęboko zakorzenionych tendencjach homosek­sualnych(inna rzecz, że Watykan pozwolił jednocześnie wyświęcać osoby z „przejściowymi” tendencjami homoseksualnymi, pod warunkiem że trzy lata przed diakonatem tendencje te zostaną wy­eliminowane; teza o „przejściowym” homoseksualizmie wywołała ostre reakcje krytyczne w wielu środowiskach naukowych).

Sam skłaniam się ku opinii, że homoseksualizm jest ważnym czynnikiem przyczyniającym się do molestowania nielet­nich chłopców przez katolickich duchownych. Jednak przekonuje mnie również twierdzenie o emocjonalnej niedojrzałości jako jed­nej z głównych przyczyn przestępstw seksualnych popełnianych przez księży, gdyż można za jego pomocą wytłumaczyć, dlacze­go najwięcej przypadków molestowania nieletnich miało miejsce w Kościele amerykańskim (i, jak się niedawno okazało, w innych krajach zachodnich).

Dziś już wiadomo, że księża krzywdziciele kończyli seminaria duchowne zwykle przed i w czasie Vaticanum II. Seminaria te zna­ne były z surowej dyscypliny. Klerykom bardzo rzadko pozwalano na kontakt ze światem. O seksualności nie mówiono zbyt wiele, a jeśli już, to w kontekście katalogu „grzechów przeciw ciału” na kursach teologii moralnej. Prefekci bacznie przyglądali się życiu alumnów wewnątrz seminaryjnych murów. Czy seminaria w USA (i w innych krajach zachodnich) przyciągały już wtedy tak wielu homoseksualistów, jak w latach późniejszych? Na tak postawione pytanie odpowiedzieć bardzo trudno. Przecież w latach pięćdziesiątych nikt właściwie nie mówił o seksualnej orientacji! Niska wiedza na temat własnej seksualności oraz opresyjność właściwa ówcześnie dla seminariów nie sprzyjała emocjonalnemu rozwojowi kleryków. Wielu z nich rozpoznawało zapewne w sobie homosek­sualne tendencje, ale tym bardziej lgnęli do Kościoła, który w dość wciąż jeszcze purytańskiej kulturze zdawał się dawać szansę na swoistą „sublimację” (homo)seksualnych pragnień. Czystość i celi­bat traktowano w sposób prawie mistyczny. Było to w końcu szla­chetne wyrzeczenie, które upodabniało do Chrystusa i – przynajm­niej w oczach wiernych – stawiało kapłana celibatariusza ponad grzesznym światem. W opresyjnych warunkach seminarium „sub­limacja” w kierunku tak pojmowanej „idealnej czystości” wydawała się możliwa do osiągnięcia. Rozwój psychoseksualny mógł ulec swoistemu zatrzymaniu w czasie lat spędzanych w seminarium, czemu bez wątpienia sprzyjał mechanizm wszechobecnej kontroli. I prawdą jest, co potwierdzają liczne badania, że w latach pięćdziesiątych klerycy w USA i innych krajach zachodnich bardzo rzadko wchodzili w jakiekolwiek relacje seksualne. Sama jednak klerycka formacja paradoksalnie pozwalała na to, że, niestety, przez semina­ryjne sito dość łatwo przechodzili ci, którzy w przyszłości stawali się krzywdzicielami nieletnich. Bo pragnienia seksualne wydawały się skutecznie wyciszone, a purytańskie społeczeństwo miało stać na straży takiego wyciszenia. Tyle że w latach sześćdziesiątych i Kościół (dzięki Soborowi), i społeczeństwo (dzięki ruchom eman­cypacyjnym oraz „rewolucji seksualnej”) uległy bardzo poważnym przemianom i dotychczasowe purytańskie recepty coraz częściej stawały się nieskutecznie.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...