Czy sytuacja Kościoła amerykańskiego nosi cechy typowe dla całego współczesnego katolicyzmu? Czy Polska jest zatem wyjątkiem? W ostatnich latach zaledwie kilka przypadków wzbudziło większe społeczne emocje. Myślę, że wielu wiernych w Polsce zadaje sobie jednak pytanie, czy to tylko wierzchołek góry lodowej. Pedofilia – najboleśniejszy problem współczesnego Kościoła.
W czasie Soboru i tuż po nim toczono w Kościele gwałtowne nieraz dyskusje na temat celibatu i cielesności. To, co dotąd wydawało się niepodważalnie „święte”, zaczęło być kwestionowane. Seks coraz częściej też pojawiał się w mediach i przestrzeni publicznej (np. „obyczajowo odważniejsze” reklamy). Dostęp do pornografii stawał się łatwiejszy. Jednak zarówno w USA, jak i w innych społeczeństwach zachodnich homoseksualizm długo jeszcze nie znajdował społecznej akceptacji. Trzeba było się z nim kryć. Ale w nowej sytuacji społecznej purytańskie wyciszenie pragnień stopniowo przestawało działać. I na to wszystko zupełnie nieprzygotowani byli niedojrzali emocjonalnie księża, którzy przez sakrament kapłaństwa próbowali dokonywać „sublimacji” swoich homoseksualnych pragnień. Powoli puszczały moralne hamulce. Jednak takim księżom trudno było szukać kontaktów seksualnych poza przestrzenią kościelną. Dlatego ofiarami stawali się najczęściej widzący w księdzu niepodważalny autorytet uczniowie, ministranci czy klerycy. Także dlatego, co pokazuje choćby przypadek Romana Polańskiego, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych seks z małoletnimi nie był generalnie w społeczeństwie traktowany tak negatywnie jak obecnie.
Czy dopuszczający się tych strasznych czynów duchowni myśleli, że nie popełniają ciężkich grzechów? Przecież katolicka teologia moralna wydaje się w tych kwestiach jednoznaczna i niepozostawiająca wątpliwości. Czy księża przestępcy seksualni czuli zatem i wiedzieli, że postępują niegodziwie? Zdaniem Lohsteina bardzo często w przypadku kapłanów przestępców seksualnych występował syndrom wyparcia. Samotłumaczenia bywały kuriozalne, np. akt seksualny z małoletnim chłopcem nie był, zdaniem niektórych, złamaniem celibatu, gdyż może nim być tylko sypianie z kobietą... Z drugiej strony fałszywie rozumiana „świętość” bezżenności była najpewniej głównym powodem „kościelnej dyskrecji”, która tyle zła wyrządziła pokrzywdzonym. Leslie Lothstein twierdzi nawet, że ofiary seksualnych przestępstw księży bardzo często były gwałcone podwójnie. Przede wszystkim chodziło o fizyczne wykorzystanie małoletniej osoby przez kapłana. Zaś drugi rodzaj gwałtu to ochrona księdza gwałciciela przez kościelną hierarchię i potępianie ofiar seksualnego wykorzystywania i ich rodzin.
Jest prawdą, że biskupi zobowiązani są do chronienia dobrego imienia swoich księży. Dziś wydaje się jednak, że np. kard. Law czy wielu hierarchom Kościoła w Irlandii nie tylko na takiej obronie zależało. Chodziło bardziej może o ochronę wizerunku instytucji, w której z obowiązkowego celibatu duchownych czyniono niejednokrotnie fetysz oraz emblemat „świętej” odrębności od grzesznego świata. Dlatego o nieczystych postępkach należało milczeć, traktując je jako przejaw jednostkowej słabości, którą w odmiennym kontekście (innej parafii, diecezji, kraju) na pewno będzie można przezwyciężyć. Łatwiej można więc zrozumieć niedawną wypowiedź kard. Christopha Schönborna, arcybiskupa Wiednia, który przyznał, że widzi związek między powszechnym w Kościele stosunkiem do celibatu a kościelnymi skandalami seksualnymi. Wbrew tym, którzy oskarżali go o chęć natychmiastowego zniesienia celibatu, miał on pewnie na myśli to, iż w pewnych warunkach celibat mógł w przeszłości służyć za narzędzie tuszowania strasznych grzechów. Kardynał Schönborn czuje bez wątpienia odpowiedzialność, skoro jest następcą na biskupim stolcu kard. Hansa Hermanna Groëra, który 15 lat temu zrezygnował z arcybiskupiej stolicy w Wiedniu po serii oskarżeń o przestępstwa seksualne.
„Kościelna dyskrecja” była powodem wielkiego zła w Kościele. Wiadomo dziś, że od końca lat sześćdziesiątych do katolickich seminariów duchownych w Ameryce (i w Europie Zachodniej) zaczęło trafiać coraz więcej homoseksualistów. Przyciągała ich tam bez wątpienia chroniona wiadomą „dyskrecją” kultura, którą Watykan przed kilkoma laty określił mianem „gejowskiej”. O ile na zewnątrz pokazywana wciąż była światu „fasada czystości”, wewnątrz seminaryjnych czy plebańskich murów coraz częściej pozwalano sobie na afiszowanie się homoseksualnymi związkami i erotycznymi przygodami. Rzadsze stawały się akty efebofilskie, częściej natomiast wśród kleru pojawiały się mniej lub bardziej stałe relacje homoseksualne. Trzeba tu oczywiście zastrzec, że „kultura gejowska” nie zaistniała we wszystkich seminariach, parafiach, kuriach czy klasztorach. Nie zaistniała pewnie nawet w ich większości. Była jednak i, co tu dużo mówić, wciąż jest zjawiskiem w USA i w innych krajach dość zauważalnym.
Czy sytuacja Kościoła amerykańskiego nosi cechy typowe dla całego współczesnego katolicyzmu? Gdy patrzymy na raz po raz ujawniane skandale w Niemczech, Belgii, Irlandii, Australii, krajach azjatyckich i latynoamerykańskich, odpowiedź nasuwa się sama. Czy Polska jest zatem wyjątkiem? W ostatnich latach zaledwie kilka przypadków wzbudziło większe społeczne emocje: sprawy abp. Paetza w Poznaniu oraz proboszcza z Tylawy; oskarżenia o molestowanie seksualne wychowanków szczecińskiego ośrodka dla młodzieży trudnej i przypadki molestowania seksualnego w diecezji płockiej (także w tamtejszym seminarium). Myślę, że wielu wiernych w Polsce zadaje sobie pytanie, czy to tylko wierzchołek góry lodowej. Czy wkrótce czeka nas, podobnie jak w USA i gdzie indziej, ujawnienie całej serii kościelnych skandali seksualnych?
Sądzę, że polskiemu Kościołowi paradoksalnie pomógł komunizm. Skoro inwigilacja kleryków i księży przez komunistyczną tajną policję była wielka, duchowni bardzo troszczyli się o to, by komuniści nie wykorzystywali skandali obyczajowych przeciw Kościołowi. Z pewnością w szeregach kleru nie mieliśmy zatem nigdy tylu gwałcicieli nieletnich, ilu było w USA czy Irlandii. W polskich seminariach raczej też nie rozkwitała „kultura gejowska”. Duchowni katoliccy w Polsce bez wątpienia mieli jednak i mają poważny problem z celibatem, co pokazują dobitnie badania prof. Baniaka. Aż 53% katolickich księży deklaruje, że chciałoby mieć żonę; 12% przyznaje, że związani są stale z kobietami. Amerykańskie badania pokazują natomiast, że w USA aż 80% kapłanów zdarza się choć raz w życiu złamać celibat, a tylko około połowa z nich nie łamie go sporadycznie. Czy polscy księża są inni? Pewnie tak, skoro w szeregach katolickiego kleru raczej nie mamy 40% homoseksualistów. Jednak w Polsce istnieje problem, który niezbyt przychylni Kościołowi ludzie nazywają „losem księżowskich gospodyń i dzieci”. To jednak już temat na inny artykuł.
SEBASTIAN DUDA, ur. 1975, religioznawca, teolog, filozof; redaktor „Przeglądu Powszechnego”, członek Centrum Kultury i Dialogu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.