Czy sytuacja Kościoła amerykańskiego nosi cechy typowe dla całego współczesnego katolicyzmu? Czy Polska jest zatem wyjątkiem? W ostatnich latach zaledwie kilka przypadków wzbudziło większe społeczne emocje. Myślę, że wielu wiernych w Polsce zadaje sobie jednak pytanie, czy to tylko wierzchołek góry lodowej. Pedofilia – najboleśniejszy problem współczesnego Kościoła.
Najboleśniejszy problem współczesnego Kościoła
Kościół katolicki od prawie 20 lat targany jest kolejnymi falami skandali seksualnych. Nikt już dziś nie może twierdzić, że sprawa dotyczy tylko Stanów Zjednoczonych czy Irlandii. Nie ma właściwie dnia, by media nie przedstawiałyby kolejnych przypadków seksualnych nadużyć popełnianych przez kler na całym niemal świecie. Nawet jeśli media te kierują się poszukiwaniem sensacji, żądzą zysku czy tanim antyklerykalizmem, naiwnością byłoby twierdzenie, że sam Kościół powinien te seksualne przestępstwa i grzechy popełniane przez duchownych zbywać milczeniem i traktować jako zjawisko marginalne. Wiele w przekazach medialnych jest niesprawiedliwej retoryki, informacji niesprawdzonych czy nawet zmyślonych. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż z tego medialnego zgiełku niejednokrotnie wyłania się trudna prawda o ludzkim grzechu i krzywdzie. Nie bez powodu przecież kolejni biskupi w różnych krajach podają się do dymisji, liczni księża są skazywani na kary więzienia, a kościelne instytucje zmuszane do zadośćuczynienia ofiarom przez wypłacanie potężnych odszkodowań czy gesty żalu i skruchy. Lepiej już założyć, że od pewnego czasy mieliśmy w Kościele powszechnym do czynienia ze złem systemowym. Warto się zastanowić, na czym ono polegało i gdzie tkwiły jego źródła. Tym bardziej że naiwnością byłoby przypuszczać, iż katolicka Polska na widoczny w całym Kościele kryzys miałaby być cudownie impregnowana.
Przypomnijmy podstawowe fakty. Od początku lat osiemdziesiątych XX w. Kościołem katolickim raz po raz wstrząsały tzw. afery pedofilskie. Okazało się, że wielu duchownych dopuściło się przestępstw seksualnych na niepełnoletnich. Zrazu najwięcej takich przypadków odkryto i podano do publicznej wiadomości w krajach anglofońskich: USA, Irlandii, Kanadzie, Australii i Nowej Zelandii. Powszechne zgorszenie budziły zarówno same przestępstwa, jak i reakcje kościelnej hierarchii. Bowiem biskupi często próbowali ukrywać fakty molestowania seksualnego przez księży we własnych diecezjach. Na nic zdawały się upomnienia i skargi duchownych i wiernych świeckich, a także osób spoza Kościoła. Biskupi w wielu przypadkach gotowi byli bardziej osłaniać krzywdzicieli, niż pomagać ofiarom. Oskarżanym księżom zapewniano opiekę prawną i finansową. Przenoszono po cichu do innych parafii, diecezji, a nawet krajów. Troszczono się o lokum, wikt i opierunek dla nich. Jednocześnie do skrzywdzonych odnoszono się z lekceważeniem, czasem też występowano przeciw nim z agresją. Ofiary przymuszano też do milczenia w imię fałszywie pojmowanej „odpowiedzialności za Kościół” lub za pomocą mniejszych czy większych kwot pieniężnych. Przestępstwa seksualne księży ukrywano z premedytacją przed wymiarem sprawiedliwości i opinią publiczną w celu zachowania „dobrego imienia” Kościoła. Gdy zaś zaczynały się nimi zajmować media, samo ich publiczne ujawnianie uznawano za atak na religię katolicką. Tłumaczono sobie, że przecież ludzie mediów są zwykle nastawieni „antykościelnie”, o czym świadczy np. to, że nader często występują przeciw celibatowi. Jednak, jak niegdyś celnie zauważył Aldous Huxley, fakty nie przestają istnieć dlatego, że się je ignoruje.
Skala ujawnianych przestępstw dokonywanych przez księży była ogromna. Sytuacja w Kościele w USA przez długi czas była uznawana za wyjątkową. Ostatnie doniesienia z Niemiec, Austrii i Belgii pokazują jednak, że jest wręcz przeciwnie. Casus amerykański ukazał raczej cechy typowe, gdy chodzi o problemy katolickiego kleru z seksem w różnych krajach Zachodu.
W USA (od początku lat dziewięćdziesiątych) ofiary składały pozwy sądowe przeciw krzywdzicielom, co w pewnym momencie przybrało postać fali. Gdy pod koniec 2001 r. dziennik „The Boston Globe” zaczął publikować serię artykułów (nagrodzonych później Pulitzerem) o katolickich duchownych wykorzystujących seksualnie nieletnich, dla hierarchów Kościoła amerykańskiego stało się jasne, że bolesnych występków nie da się już dłużej zamiatać pod dywan. W czerwcu 2002 r. episkopat USA poprosił znany wydział prawa – John Jay College of Criminal Justice z Nowego Jorku – o przygotowanie rzetelnego raportu w tej sprawie. Nim jednak w lutym 2004 r. raport opublikowano, było już jasne, że Kościół w USA od lat pięćdziesiątych do końca 2002 r. wypłacił ofiarom molestowania seksualnego około miliarda dolarów tytułem odszkodowania lub tzw. czeku za milczenie (w 2009 r. – już 2,6 mld dolarów). W 2002 r. dwóch biskupów amerykańskich musiało podać się do dymisji: kard. Bernard Law z Bostonu, gdyż przez wiele lat ukrywał przestępstwa seksualne duchownych we własnej diecezji, stosując tzw. kościelną dyskrecję, oraz bp Anthony O’Connell z Palm Beach na Florydzie, gdy wyszło na jaw, że dopuścił się molestowania seksualnego względem co najmniej dwóch uczniów kierowanego przez siebie w latach sześćdziesiątych niższego seminarium duchownego w Hannibal w stanie Missouri. Dymisje te odbiły się szerokim echem. Coraz powszechniejsze (i to nie tylko wśród Amerykanów) stawało się przekonanie, że stan kapłański w Kościele katolickim jest oazą dla pedofilów, którzy ze względu na „kościelną dyskrecję” mogli przez wiele lat liczyć na zupełną bezkarność. Raport z John Jay College, choć jego wnioski były porażające i zdumiewające, dowiódł, że taki sąd trudno byłoby jednak uznać za uzasadniony.
W raporcie owym odnotowano, że, opierając się na liczbie udokumentowanych oskarżeń od 1950 do 2002 r., średnio 5% duchownych katolickich w USA dopuszczało się niewłaściwych zachowań seksualnych względem niepełnoletnich (w zależności od badanego okresu liczba ta wahała się między 2,5 a 7%; ogółem w USA molestowanie seksualnie małoletnich dowiedziono 4392 księżom – niektórzy z nich w czasie prowadzonych śledztw nie żyli). W 81% spośród potwierdzonych ok. 6700 przypadków były to akty homoseksualne – ofiarami byli małoletni chłopcy. 22% ofiar było krzywdzonych w czasie, gdy miały mniej niż 10 lat; 51% było w wieku 1114 lat; 27% w wieku 1517 lat. Raport pokazywał też, że liczba seksualnych nadużyć kleru względem nieletnich wzrosła wyraźnie w latach sześćdziesiątych, osiągając apogeum w siedemdziesiątych. Od połowy lat osiemdziesiątych zanotowano wyraźny spadek udokumentowanych przypadków. W latach dziewięćdziesiątych i później ich liczba osiągnęła poziom z lat pięćdziesiątych. Jak interpretować te liczby?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.