A gdyby tak uwolnić się od balastu kościelnej tradycji i zacząć żyć Ewangelią tak, jak żyły nią pierwsze wspólnoty chrześcijan?
Porządek
Stwierdzenie, że w tradycji wiary, w wielkim dziedzictwie, które wygenerowała recepcja Dobrej Nowiny, wszystko jest jakoś cenne i potencjalnie pożyteczne, nie może być mylone ani z tezą, że wszystko jest absolutnie niezbędne, ani ze stwierdzeniem, że wszystko jest jednakowo ważne.
Na przykład niektóre formy wyrazu wiary są bardzo mocno związane z kulturą, językiem, obrazowaniem czasów, w których powstały. I kiedy na mocy konserwacyjnej siły tradycji przeniesione zostają o dwa, trzy, dziesięć pokoleń – przestają być zrozumiałe, nośne, a tym samym w istocie użyteczne jako nośniki doświadczenia.
Wystarczy pomyśleć o tekstach wielu – skądinąd szacownych – pieśni kościelnych. Żeby mogły być nośnikami Dobrej Nowiny, trzeba najpierw wytrenować słuchacza w rozumieniu staropolszczyzny... Przykłady można mnożyć prawie w nieskończoność. Zresztą nie dotyczy to tylko form wyrazu wiary. Także pośród samych treści wiary, nawet istotnych, możemy wciąż rozróżniać te, które są bliższe rdzeniowi ewangelii, i te, które są mniej decydujące dla naszego zbawienia („Dekret o ekumenizmie” Soboru Watykańskiego II mówi wręcz o „porządku czy »hierarchii« prawd nauki katolickiej”!).
O ile zatem naiwnością jest wzdychanie za „czystą” i „prostą” Dobrą Nowiną, o tyle poważnym błędem (indukującym w istocie takie westchnienia) jest zaniedbywanie nieustannego odróżniania w olbrzymim dziedzictwie kościelnej tradycji tego, co ma bezpośredni związek z twardym rdzeniem chrześcijańskiego doświadczenia, co stanowi esencję ewangelii, od rzeczy drugo-, trzecio-, dziesiątorzędnych. Hierarchia pomiędzy nimi nie jest bowiem ani na pierwszy rzut oka czytelna, ani też raz na zawsze zagwarantowana. Wydaje się wręcz, że podlega procesom zbliżonym do wolnorynkowych – z konkurencją, potężną rolą reklamy i olbrzymim znaczeniem mód... Chyba tym, między innymi, należy tłumaczyć łatwość, z jaką zdarza się chrześcijanom koncentrować na rzeczach niepierwszorzędnych – jak choćby święcenie pokarmów w Wielką Sobotę.
Rozliczenie
Jeśli zatem nie chcemy dopuścić do zepchnięcia w cień istoty Dobrej Nowiny, powinniśmy od czasu do czasu odpytywać samych siebie ze znaczeń form wyrazu naszej wiary, z kształtu naszej liturgii, z treści naszych prywatnych i wspólnotowych modlitw, ze zrozumiałości języka, którym ewangelię opowiadamy, z hierarchii treści, które – od indywidualnego świadectwa po nauczanie biskupów – głosimy.
Szczególne zadanie spoczywa tu oczywiście na pasterzach i teologach, których zadaniem jest wysyłanie od czasu do czasu sygnałów na temat tego, co w Kościele przynależy do istoty. I bicie na alarm, ilekroć na szwank narażona będzie zrozumiałość, czytelność głównego przekazu Dobrej Nowiny. Katolicyzm słusznie przywiązany jest do tradycji, ale musi uważać, aby nie przeobraziła się ona w bezrefleksyjne czczenie pamiątek przeszłości. Tradycja służy temu, by Kościół żył doświadczeniem zbawienia. Nie jest dobrze, gdy przekształca się w muzeum.
Każde pokolenie chrześcijan stoi zatem przed zadaniem pewnego rozliczenia się z przeszłością, z kształtem kościelnego życia, które odziedziczyło. Chodzi o jego reinterpretację, a jeśli trzeba, również oczyszczenie z przygodnych naleciałości.
Jeśli się tego zaniedba, to nie tylko nie ochroni się tradycji, lecz, paradoksalnie, pokusa, by ją odrzucić, będzie się wzmacniać. Bezruch w Kościele jest groźniejszy dla jego dziedzictwa niż reforma. Bo im bardziej elementy piąto- i dziesiątorzędne będą wypełniać centrum naszego kościelnego życia, tym bardziej będziemy tęsknić za prostotą, za kilkoma intuicjami, którymi można owinąć codzienność.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.