Jedno z badań OECD pokazuje, że pięć lat po otrzymaniu stopnia naukowego ponad 60 procent doktorów na Słowacji i ponad 45 procent w Belgii, w Czechach, Niemczech i Hiszpanii było ciągle na kontraktach tymczasowych
Po czwarte – skoro uniwersytet staje się firmą, to i do jego polityki kadrowej, płacowej oraz wewnętrznej kultury pracy przechodzą zwyczaje i normy z wielkich kapitalistycznych korporacji, które wiedzą, jak podnosić wydajność pracy. Koniec z dożywotnimi posadami dla uczonych (w Stanach Zjednoczonych liczba miejsc pracy z tak zwaną tenure track – czyli ścieżką do dożywotniej nominacji profesorskiej – kurczy się od dziesięcioleci). Każdy jajogłowy musi nieustająco udowadniać firmie, że jest jej potrzebny. Nie ma też żadnego ekonomicznego powodu, żeby profesorowie mieli większe bezpieczeństwo pracy niż dziennikarze, architekci czy prawnicy, którzy już je dawno stracili: niech się boją o etat, będą pracować wydajniej! Stąd na uniwersytetach pojawiają się przejęte z korporacyjnych działów HR formularze ocen rocznych; pedantyczne zliczanie punktów za publikacje; superkonkurencyjna rywalizacja o stanowiska; rosnące zróżnicowanie płac pomiędzy gwiazdami nauki i administratorami uczelni, którzy – przynajmniej w Stanach Zjednoczonych – zarabiają już tyle co szefowie mniejszych korporacji, a akademickim proletariatem. Nic dziwnego, że prestiż nauczyciela akademickiego się obniża – bo czym ma być właściwie uzasadniony?
Ta przemiana uniwersytetu – pisze Kwiek – to element większej społecznej transformacji, którą przechodzi Zachód i na którą Polska załapała się po 1989 roku. Mieliśmy historycznego pecha: kiedy kapitalizm przechodził swoje złote lata – mniej więcej pomiędzy 1950 a 1975 rokiem – tkwiliśmy w przaśnym PRL-u. Kwiek: „Obecnie doświadczamy czegoś, co Ulrich Beck dekadę temu w World Risk Society nazwał »efektem domina«: »elementy, które w dobrych czasach uzupełniały się i wzajemnie wspierały – takie jak pełne zatrudnienie, oszczędności emerytalne, wysokie wpływy z podatków, pełna zgoda na działania podejmowane przez rządy – dzisiaj się wydają mutatis mutandis zagrażać sobie wzajemnie«. W ujęciu wielu politologów globalizacja wywiera potężny wpływ na państwo narodowe poprzez podkopywanie fundamentalnych idei leżących u podstaw powojennego państwa dobrobytu w Europie” (s. 180). Fundamentem nowej umowy społecznej ma być rynek i prywatny interes.
Mam dwa zastrzeżenia do tej – skądinąd bardzo ciekawej i wyjątkowej na polskim rynku – książki. Pierwsze dotyczy oceny polskiego boomu w wyższej edukacji po 1989 roku: profesor Kwiek pisze, że studia w Polsce są dużo bardziej dostępne dla studentów z biednych rodzin niż w PRL. „Świadectwem tego jest na przykład wzrost udziału studentów z rodzin o niższym kapitale społecznym i niższym statusie materialnym i społecznym, zwłaszcza z rodzin wiejskich, z 2 proc. w 1990 r. do 10 procent w 2002 i 20 procent w 2005” (s. 295). Te liczby są oczywiście prawdziwe i pokazują wielki polski zbiorowy sukces, ale pozwalają przeoczyć problem, o którym zresztą profesor Kwiek pisze: biedni idą z reguły na złe studia. Taka w każdym razie panuje powszechna opinia: próbowałem kiedyś ustalić, czy ktoś to w Polsce badał, i pytałem paru znanych socjologów, skąd to właściwie wiedzą. Żaden nie był w stanie powołać się na badania. Taka jest jednak powszechna intuicja, w tym i moja: kiedy uczyłem na Uniwersytecie Warszawskim, nie miałem żadnego studenta z chłopskiej rodziny, a moi koledzy mówili, że trafiają się sporadycznie. Optymistyczne dane o niezłej mobilności społecznej w Polsce kłócą się więc dość wyraźnie z powszechnym doświadczeniem, że elita potrafi skutecznie reprodukować swoją pozycję społeczną.
Druga sprawa, pewnie nawet ważniejsza: opisując przekształcanie się uniwersytetu w firmę i „imperializm ekonomii” w życiu akademickim (s. 331), prof. Kwiek przedstawia to równie bezosobowo jak ruchy płyt tektonicznych. Oto próbka: „Wygląda na to, że powojenny model dzielenia funduszy publicznych w krajach Zachodniej Europy może wymagać nowych społecznych renegocjacji. Dawni zwycięzcy owego dzielenia mogą się stać jego przyszłymi przegranymi w obliczu zmieniających się priorytetów społecznych, rosnących nierówności, jak również, być może, w obliczu nowych idei dotyczących priorytetów społecznych w naszych społeczeństwach (...)”(s. 150). Co to właściwie znaczy „zmieniające się priorytety społeczne”? One same się nie zmieniają: stoją za tym filozofowie, politycy, ideolodzy partyjni, publicyści i idee, które ci ludzie głoszą! Gigantyczna przemiana społeczna, której fragment – obejmujący uniwersytety – profesor Kwiek pokazuje, ma oczywiście swoje powody strukturalne: starzenie się zachodnich społeczeństw, zmianę technologiczną, otwarcie granic na przepływ idei, towarów i usług, upadek ZSRR. Mimo to jednak żadna zmiana społeczna nie dokonuje się sama: ma swoich autorów, rzeczników i przeciwników. A o nich z książki profesora Kwieka dowiemy się bardzo niewiele. Świat się zmienił – tak poważna instytucja jak uniwersytet została przez trzy dziesięciolecia właściwie wywrócona do góry nogami – i wszystko to zrobiło się właściwie… samo.
Marek Kwiek
Transformacje uniwersytetu. Zmiany instytucjonalne i ewolucje polityki edukacyjnej w Europie, POZNAŃ: WYDAWNICTWO NAUKOWE UAM, 2010
ADAM LESZCZYŃSKI, historyk i dziennikarz; adiunkt w Instytucie Studiów Politycznych PAN, publicysta „Gazety Wyborczej”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.