Uciekający rodzice

Sygnały Troski 1/2012 Sygnały Troski 1/2012

Czy rodzic może wcielić się w aktora odgrywającego raz na jakiś czas rolę troskliwej mamy lub kochającego ojca? Owszem. Zdarza się nawet, że jedynym znanym dziecku gatunkiem przedstawień w domowym teatrze bywa kiepska komedia. Jednak mistrzami iluzji okazują się ci spośród niedojrzałych rodziców, którzy potrafią skutecznie, przez całe lata, uciekać od dzieci, mieszkając z nimi pod jednym dachem.

 

Mały człowiek potrzebuje bezpiecznej stabilizacji w domowym zaciszu, aby mógł prawidłowo wzrastać. Gwarantami i organizatorami takich optymalnych warunków są dorośli, którzy wraz z poczęciem dziecka stają się dożywotnio jego rodzicami. Jednak nie zawsze dziecięce doświadczenia są w tej dziedzinie pozytywne. Bywa, że wychowanie przebiega „od akcji do akcji”. Tata gra rolę surowego wychowawcy bądź troskliwego opiekuna kilka razy w tygodniu, miesiącu lub roku. Wtedy sprawia wrażenie wyjątkowo zainteresowanego losem swojej pociechy. W pozostałych dniach nie zaprząta sobie uwagi niańczeniem malucha, bo to w końcu zadanie matki. Ta natomiast gra rolę czułej opiekunki, gdy pojawia się publiczność w osobie teściowej, sąsiadki, wychowawczyni w przedszkolu czy szkole. Pomiędzy tymi spektaklami dziecko musi sobie jakoś radzić samo, bo rodzice są zajęci ważniejszymi sprawami. Jego życie przypomina loterię fantową – nigdy nie wiadomo, co tym razem przyniesie dzień. Rodzic gracz nie daje poczucia bezpieczeństwa, przeciwnie – stwarza aurę niepewności, nieprzewidywalności, w której rozwija się lęk, a dziecko uczy się udawania, tymczasowości. Gubi się między rzeczywistością „naprawdę” i „na niby”.

Uciekający rodzice   Henryk Przondziono/ Agencja GN Modlitwa uczy obecności tu i teraz. Obok własnej rodziny. Na zdjęciu: pielgrzymka mężczyzn do Piekar Śląskich. Głośny śmiech, błazenada, obracanie w żart każdej sytuacji, niekończąca się zabawa – to typowe elementy życia pod jednym dachem z rodzicem komediantem. Klimat imprezy (często zakrapianej alkoholem) staje się codziennością. W takim domu nie mówi się o problemach, przecież „życie jest piękne”. Rodzinny błazen bywa świetnym kompanem dziecięcych zabaw, jednak z czasem staje się to męczące. Syn lub córka poszukują bowiem autorytetu, a niedojrzały wesołek nigdy nim nie zostanie. Komediant nie znosi nudnych, zwyczajnych obowiązków, irytują go ci członkowie rodziny, którzy za dużo myślą lub czegoś wymagają. Dojrzewające dziecko widzi w komediancie kumpla, z którym można łamać zasady, jednak nie znajduje powodów, dla których miałoby takiego rodzica szanować. Przebywanie z niepoważnym ojcem lub matką staje się z czasem tak irytujące, że wzbudza agresję. W takim środowisku dziecięca potrzeba doświadczania zrozumienia, wsparcia, rodzicielskiej siły i mądrości jest poważnie zaniedbana.

Gdy rodzic gracz odegra już swój wychowawczy epizod, a komediant poczuje się zmęczony szarością codzienności, obaj z uczuciem ulgi uciekną do lepszej (wygodnej dla nich) rzeczywistości. Ten raj lokuje się w miejscu pracy, wśród znajomych, koleżanek, w salonie gier, galerii handlowej czy pobliskim barze. Zresztą niekoniecznie trzeba wychodzić z domu, aby skutecznie uciec od dojrzałego rodzicielstwa. Azylem dla domowych uchodźców jest telewizja, komputer z dostępem do Internetu, a nawet gazety czy kolorowe czasopisma. Rzeczywistość jawi się tam tak atrakcyjnie, że prozaiczne obowiązki przy dziecku nie wytrzymują konkurencji. Najczęściej wysyłanym komunikatem w stronę malucha intruza bywa wówczas: „Cicho bądź!”, „Co ty znowu chcesz, nie widzisz, że jestem zajęty?!, „Nie przeszkadzaj!”, „Zajmij się sobą!”, „Nie zawracaj mi głowy!”. Przez jakiś czas dziecko usiłuje walczyć o rodzica. Robi wszystko, aby zwrócić jego uwagę. Nawet częściej choruje, bo wtedy zyskuje szansę na obecność i troskę. Jednak z upływem lat wypala się dziecięca energia. Maluch pogrążony w samotności, z poczuciem odrzucenia, pogrąża się w apatii lub przekierowuje swoją uwagę na inne obiekty, dla których staje się ważny, wyjątkowy, potrzebny.

Niedojrzali rodzice przegrywają rodzicielstwo. Niestety, poczucia straty doświadczają zazwyczaj zbyt późno, nieraz na łożu śmierci. Ich dzieci wyrastają na ludzi z olbrzymim głodem miłości, uwagi, obecności, wsparcia, rozmowy, autorytetu. Gubią się w świecie relacji. Nie czują się wartościowe, a lęk staje się ich nieodłącznym towarzyszem. Jakimi będą rodzicami dla własnych dzieci?


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...