Tańczę, śpiewam i używam

Więź 7/2012 Więź 7/2012

Przyjemność spełnia rolę zachęty, ma nam pomóc w osiągnięciu jakiegoś ogólnie odczuwanego dobrostanu. Jeśli nie będziemy zwracać uwagi na to, że dziecko sygnalizuje przeżywanie nieprzyjemności czy potrzebę otrzymania przyjemności, zrobimy mu krzywdę. Pozbawianie dziecka przyjemności – deprywacja zmysłowa i emocjonalna − prowadzi do bardzo głębokich patologii charakteru, na pierwotnym poziomie, później najtrudniejszych w terapii.

 

Ewa Kiedio: Czy przyjemność jest w życiu koniecznie potrzebna?

ks. Andrzej Pęcherzewski: Najpierw trzeba sprecyzować, co rozumiemy przez pojęcie „przyjemność”. Powiedzmy więc, że jest to jakieś dobro, którego człowiek doświadcza. Normalny mechanizm w nas jest taki, że przyjemne będziemy chcieli przyjmować, a nieprzyjemnego raczej nie. Oczywiście, możemy to potem filtrować, tak że z pewnych względów zaczniemy przyjmować także to, co nieprzyjemne. Z perspektywy psychoanalizy ma to ogromne znaczenie w kształtowaniu się podstawowych struktur psychicznych w człowieku, który pojawia się na świecie – w dziecku, które wyodrębnia się od matki. Podstawowy sposób doświadczania świata przez dziecko to właśnie przyjemne/nieprzyjemne.

Kiedio: Czyli można powiedzieć, że jest to kategoria, która na pewnym etapie jest potrzebna, żeby ukształtować pozostałe kategorie naszego postrzegania?

Pęcherzewski: Tak, według klasycznej psychoanalizy, na najwcześniejszym etapie rozwoju nasz aparat psychiczny, a poprzez niego kontakt ze światem, kształtuje się w oparciu o zasadę przyjemności. Stanowi ona pierwszy sposób rozróżniania, czy coś jest dobre, czy złe. Spójrzmy na przykład na karmienie. Mamy tu wiele poziomów, to będzie nie tylko zaspokojenie łaknienia i potrzeby pokarmu, ale także potrzeby kontaktu – tu chodzi o dotyk, emocje, które są z tym związane. To są różne bodźce, które mówią o przyjemnym/nieprzyjemnym doznaniu. Dziecko nie ma jeszcze aparatu, który by mu pomagał sprawnie to porządkować, na razie zostaje na takim etapie odbioru. Nie ma tu jeszcze rozróżnień na świat zewnętrzny i wewnętrzny, psychiczny czy duchowy, które później zaczynamy stosować w wyniku obróbki umysłowej.

Przyjemność spełnia rolę zachęty, ma nam pomóc w osiągnięciu jakiegoś ogólnie odczuwanego dobrostanu. Jeśli nie będziemy zwracać uwagi na to, że dziecko sygnalizuje przeżywanie nieprzyjemności czy potrzebę otrzymania przyjemności, zrobimy mu krzywdę. Pozbawianie dziecka przyjemności – deprywacja zmysłowa i emocjonalna − prowadzi do bardzo głębokich patologii charakteru, na pierwotnym poziomie, później najtrudniejszych w terapii.

Nieprzyjemna herezja

Kiedio: Człowiek traci motywację, bo nie może się spodziewać nagrody?

Pęcherzewski: Rodzi się pewien stan nienasycenia. Nie osiągam dobrostanu, w związku z tym odczuwam frustrację, niepokój, lęk. Czasami człowiek wytwarza sobie fałszywy dobrostan, zaczynają się fantazje, samozaspokojenie. Dziecko może fantazjować, że samo się nakarmiło, jeśli w porę nie dostało pokarmu. Może tworzyć wewnętrzny nieprawdziwy świat, w związku z tym traci kontakt z samym sobą, z tym, co się dzieje. Nie umie odczytywać wewnętrznego świata, emocji i zaczyna je odbierać fałszywie. W skrajnych sytuacjach rodzą się w ten sposób psychopaci, psychotycy, którzy nie umieją się skontaktować ze swoim wewnętrznym światem, ze swoimi faktycznymi potrzebami i w pewnym momencie go porzucają, bo ta sytuacja rodzi zbyt dużą frustrację. Zaczyna się przedmiotowe podejście do świata: to da mi coś, chcę tego i tego. Dlatego tak istotne jest, żeby potrzeba przyjemności została zauważona przez opiekuna, matkę, najbliższe otoczenie. Jak zawsze chodzi o łapanie równowagi, złoty środek.

Kiedio: A więc zdrowy, dojrzały człowiek dostarcza sobie pewnej ilości przyjemności, a jednocześnie ze względu na inne wartości potrafi z niej zrezygnować.

Pęcherzewski: Tak. Elementem zdrowej osobowości jest umiejętność zabawy, co łączy się z przyjemnością. Całkowity brak zabawy to niepokojący sygnał. Jednocześnie jednak nie otrzymujemy bezustannie gratyfikacji i przyjemności, wobec tego na takich wartościach nie możemy oprzeć życia.

Kiedio: Na razie mówił ksiądz językiem psychoterapeuty. Zastanawiam się, na ile taki sposób mówienia daje się przenosić w praktykę duszpasterską. Czy z ambony można głosić o znaczeniu przyjemności?

Pęcherzewski: Chrześcijanin nie jest jakimś innym gatunkiem człowieka, w jego życiu przyjemność tak samo pełni swoją rolę. Chodzi jednak zawsze o znalezienie takiego sposobu przejścia przez życie, który nazwiemy dobrym – takim, że spotyka się Boga. W pewnym uproszczeniu – w kontekście doświadczenia religijnego – przyjemność według jednych hamuje, oddala lub wręcz zamyka w drodze do najwyższych duchowych wartości. A według innych przyjemność – zawierając sama w sobie różne formy przeżyć zmysłowych, aż po najwyższe formy doświadczeń natury estetycznej − jest właśnie drogą do świata transcendentnego. Ostatecznie jednak chrześcijaństwo mówi o dwóch rzeczywistościach, naturalnej i nadprzyrodzonej, między którymi nie ma ciągłości, jednak przeżywanie ziemskiej przyjemności może być pomocną analogią i zapowiedzią „rozkoszy nadprzyrodzonych”, o których możemy przeczytać w Biblii lub w pismach mistyków.

Przechylenie w stronę wartości duchowych, a tylko takie były uznawane jako religijne, kosztem odrzucenia przyjemności świata zmysłowego od dawien dawna było obecne w ludziach. To taka herezja manichejska trwająca ciągle w pewnych nurtach w Kościele, zwłaszcza w sferze życia cielesnego, erotycznego. Zasadniczo mamy dwie możliwości. Pierwsza jest taka, że świat, którego doświadczam, mi nie wystarcza − jest wspaniały, ale to za mało, więc próbuję go przekraczać i odkrywam rzeczywistość duchową, religijną. W drugiej zaś świat wydaje mi się tak wstrętny, że uciekam od niego w religię. Kiedy to właśnie ten drugi sposób myślenia dochodzi do głosu w Kościele, należy do takich wypowiedzi podchodzić ostrożnie i krytycznie je analizować.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...