Mam to szczęście, że żyję tym, czym się interesuję

meLady 4/2015 meLady 4/2015

Twarz wieczornych Wiadomości. Jednych irytuje, innych rozczula. Jednak nikt nie może przejść obok niego obojętnie, bo Krzysztof Ziemiec nie boi się otwarcie mówić o tym, co dla wielu, nawet dziś, stanowi temat tabu: o wierze, wartościach, a także swoich słabościach. Być może dlatego ludzie otwierają się przed nim jak przed nikim innym. Koledzy mówią o nim: „ekspert od trudnych rozmów”. Jak mu się to udaje? „W tym zawodzie najważniejsze jest to, by ludzie po prostu cię lubili” – zdradza w rozmowie z Darią Kanią.

 

I dziennikarze grupują się w enklawach. Pan też jest kojarzony z jedną z nich. Z taką, gdzie otwarcie mówi się o swojej wierze.

Bo to jest ważny element życia. A ja mówię o tym wtedy, gdy mnie ludzie pytają. Nie chodzę z transparentem po Warszawie, nawracając innych. Staram się o tym nie mówić, tylko robić. Okazywać innym, że można być porządnym człowiekiem. Dobrym  człowiekiem.

Stąd pomysł na najnowszą książkę „Warto być dobrym”?

Tak, choć tu absolutnie nie chodzi o mnie. Opisałem kil- kanaście historii ludzi, którzy bezwarunkowo dają siebie innym. Moi bohaterowie to ludzie znani, jak prowadząca od lat swoją fundację Anna Dymna i zupełnie nieznani, jak np. młode osoby, które są wolontariuszami w hospicjach, domach dziecka czy ośrodkach pomocy. Każdy robi to, bo chce, bo potrzebuje dać coś od siebie. I to jest piękne. Piękne jest także to, że robią to ludzie bardzo młodzi, co przeczy tezie, że dzisiejsza młodzież jest zła! Ta książka, to też zachęta dla innych, którzy być może wahają się, czy zacząć coś robić. Ja daję im przykłady, że warto!

Trzeba  dawać  świadectwo?

Trzeba i to głównie czynem, dziełem! Mówienie o wartościach, zwłaszcza chrześcijańskich, katolickich nie jest może za bardzo w modzie. A na pewno nie jest przepustką na salony, nie wzbudza poklasku. Ostatnio przeprowadziłem rozmowę z księdzem Janem Kaczkowskim, który choruje na raka i sam prowadzi też hospicjum. Zapytałem go, jak zachowują się ludzie przed śmiercią. Powiedział mi, że jego rozmowy są znacznie łatwiejsze z tymi, którzy mają wszczepiony gen wiary. Wierzą w logiczny sens naszego bytu na ziemi. I znacznie lepiej przyjmują ból, cierpienie, chorobę. Ci, którzy tego nie znają, chcą tylko czerpać garściami, są w czasie krytycznym mocno zagubieni.

A co z tymi, którzy to wszystko mają, ale nie zgadzają się z tym, co głosi współczesny Kościół?

Rożnie z tym bywa. Czasem mają powody. Powinniśmy spytać dlaczego mają problem. Moim zdaniem często także dlatego, że są po prostu za słabi wobec siebie. Może nikt im nie pokazał, że trzeba wymagać głównie od siebie, zanim zacznie się wymagać od innych.

Gdy pani Terlikowska opowiada o swoich wymaganiach wobec innych, za każdym razem wywołuje wielkie poruszenie.

Bo akurat zostaje to publikowane w takich gazetach, które mają specyficzną grupę czytelniczek.

Mówi pan o feministkach?

To już nawet coś więcej niż zwykły feminizm. Pani Terlikowska trafiła na grunt, który nie jest w stanie zrozumieć takich poglądów. Poglądy katoliczki zostały pokazane jako coś dziwacznego. Gdyby ten sam materiał ukazał się w innym piśmie, tego typu postawa nikogo by nie zaskoczyła. Nie podoba mi się, że w naszej przestrzeni publicznej przestaliśmy ze sobą rozmawiać i wymieniać poglądy. Nie rozumiemy się! Zakopaliśmy się w swoich enklawach i nie chcemy nawet wysłuchać racji innych, reprezentujących postawy inne od naszych. Mamy usta pełne frazesów typu tolerancja, liberalizm i otwartość. Ale to zawsze jest tolerancja rozumiana przeze mnie. Trochę na zasadzie: szanuj bliźniego swego, aż koszula spadnie z niego.

Chodzi pan co tydzień do kościoła?

Tak. A to takie dziwne? Chodzę też przed Grób Nie- znanego Żołnierza 11 listopada i na Powązki 1 sierpnia, jeśli nie pracuję.

Praca jest dla Pana pasją czy raczej rzemiosłem?

Czy pasją? Pasją bywa, kiedy człowiek czuje, że dokonuje czegoś niebanalnego, wielkiego, a to nie zdarza się każdego dnia. Ostatnio poczułem to na planie filmowym. Ale zawsze praca była i jest czymś w rodzaju mojego hobby. Mam to szczęście, że żyję tym, czym się interesuję. Że muszę czytać czy słuchać o czymś, czym sam się bardzo interesuję. A z drugą częścią pytania… to jest tak. Wielu chce być artystami, zapominając, że najpierw trzeba być rzemieślnikiem. A skoro tym dobrym zostaje się po latach praktyki, to może artystą nie zostanie się nigdy? W zawodach twórczych rzemiosło jest najważniejsze. Ale ja uważam, że bardzo istotnym elementem jest też coś, co nazwałbym poczuciem misji. Bez tego w takich zawodach, jak aktor, lekarz, nauczyciel czy dziennikarz czeka nas tylko przeciętność.

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...