Jestem jak chasyd, który mówi, że do cadyka nie jeździ po to, żeby słuchać, czego ten naucza. On jedzie zobaczyć, jak cadyk ma zawiązane sznurówki. Mnie wystarczyło patrzeć, jak Papież ma zawiązane sznurówki.
Tomasz Ponikło: Twoja przygoda z wiarą zaczęła się dzięki babci Anieli.
Tomasz Budzyński: Z babcią Anielą, u której spędzałem wakacje, robiliśmy głównie dwie rzeczy: graliśmy w karty i chodziliśmy do kościoła. Zabierała mnie na wszystkie możliwe nabożeństwa, Msze, nieszpory do dominikanów w Tarnobrzegu. Kościół był cały, od podłogi do sufitu, wymalowany. Do tego barokowy, piękny ołtarz, a w środku ikona Matki Boskiej Dzikowskiej, mnóstwo złotych zdobień. Nie słuchałem przecież Słowa ani kazań, miałem kilka lat, ale oglądałem i chłonąłem obrazy wymalowane na ścianach. Wpatrywałem się w pejzaż za św. Jackiem i myślałem, skąd i dokąd on idzie. Zaglądałem we wszystkie zakamarki, a każda część kościoła kryła w sobie pełno nowych światów, tajemnych przejść między nimi. Ta świątynia była dla mnie jak cała galaktyka. Czułem się jak w bajce, dosłownie. Do mnie Bóg przychodzi przez sztukę, najsilniej, od dziecka. Bałem się tylko, wchodząc, patrzeć zanadto w górę, gdzie pod sufitem, wsparty o belkę, wisiał bardzo drastyczny krucyfiks.
A jak się czujesz w tym kościele dzisiaj?
Dzisiaj ściany są tam białe. Jest niby porządnie, czysto. Jako dziecku ten kościół wydawał mi się olbrzymi, teraz czułem się tam jak wielki i niezgrabny King Kong albo jakaś Godzilla. Ale wszystkie tamte światy zniknęły pod białą farbą.
Uciekałeś w te światy, kiedy babcia Aniela odprawiała nieszpory?
Bez przesady, podczas nabożeństw nie ganiałem po kościele. Ale kiedy kończyła się Msza, namawiałem babcię, żebyśmy zrobili przynajmniej jedną rundkę dookoła. Wpatrywałem się w drzwi do zakrystii przy ołtarzu, był na nich wymalowany anioł, za tymi drzwiami znikali dominikanie. Wyobrażałem sobie, że przechodzą na drugą stronę, że te drzwi są bramą do nieba. Wakacje z babcią były cudowne, byłem szczęśliwy.
Z rodzicami było inaczej?
Mieszkaliśmy w Puławach, do kościoła chodziliśmy tylko w niedziele. I to do kościoła garnizonowego, w którym był tylko niezbyt udany obraz św. Jerzego zabijającego smoka, i chyba św. Floriana w rzymskiej zbroi, trzymającego sztandar. Bez porównania z Tarnobrzegiem.
W tym względzie jestem prawosławny: jak nie ma obrazu, to jest słabo, jak u dominikanów w Poznaniu: pustka, beznadzieja. Najlepszy jest gotyk i barok, tak sobie wyobrażam kościoły – że sztuka przez piękno prowadzi i przybliża do Boga. W niektórych gotyckich katedrach człowiek czuje się jak w jakiejś rakiecie kosmicznej. A to, co się dzieje obecnie w sztuce sakralnej, to dla mnie zgroza, choć nie musi być tak źle. Droga Neokatechumenalna proponuje estetykę zainspirowaną prawosławiem. Kiko Argüello projektuje, a potem ze swoją ekipą maluje całe wnętrze kościoła. Człowiek wchodząc do takiej świątyni, od razu wpada w biblijny świat. Kiedyś z 2 Tm 2, 3 graliśmy w Bielsku Podlaskim; ludzie pokazali nam nieukończony jeszcze kościół, przepiękny. Wszystko w nim malował ukraiński artysta. W Poznaniu dobrze się czuję w starym kościele na Wzgórzu św. Wojciecha, też wymalowanym od podłogi do sufitu. Taka przestrzeń sprzyja mojej modlitwie.
Sprzyja modlitwie czy raczej odpowiada Twoim zainteresowaniom?
Pytanie, czego szukasz w kościele. Dla mnie świątynia to już inny świat. Przekraczam jej próg i wpadam w rzeczywistość nadprzyrodzoną. Sztuka ma sprawić, żebym w świątyni poczuł się tak, jakbym wchodził do nieba. Oczywiście wszystko razem w kościele – Eucharystia, obrazy, muzyka itd. – dopiero daje to wrażenie, ale chodzi o to, że tak naprawdę Eucharystia jest odprawiana w niebie. Kościół to styk dwóch światów: niebiańskiego i ziemskiego, i dlatego bardzo źle się czuję w kościołach pustych i ascetycznych.
Ale ascetyczna przestrzeń ma sprzyjać skupieniu. Chodzisz adorować Najświętszy Sakrament?
W ogóle tego nie robię. Bo lubię chodzić do Komunii. A wtedy sam jestem jakby monstrancją z Najświętszym Sakramentem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.