No to, Polsko, mamy Błogosławionego!

Niedziela 23/2010 Niedziela 23/2010

Podobno jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o drugim człowieku, patrz na to, na co on patrzył, co go kształtowało, co nadało jego osobowości rysów, stworzyło klimat tej osoby. Porozmawiaj z ludźmi, którzy go znali z dzieciństwa, ze szkoły, z pracy. Bo pamiętają go innym. Dlatego ruszam w podróż do miejsc ukochanych przez Księdza Jerzego.

 

– Jakiś dziennikarz zapytał mnie ostatnio, po co nam beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki. I czy Kościół przeprowadzał badania, ilu ludzi chce tej beatyfikacji. Osłupiałem i odmówiłem komentarza – po prostu nie umiałem znaleźć słów… – opowiada ks. prał. Zygmunt Malacki, proboszcz kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. – A trzeba mu było wtedy odpowiedzieć, że beatyfikacja dlatego, bo to błogosławiony naszych czasów! Nie ktoś odnaleziony w mrokach przeszłości, ale ktoś, kogo znaliśmy, z kim gadaliśmy, kogo codziennie widywaliśmy. To oznacza, że świętość staje się kategorią dostępną dla każdego z nas! On jest nasz, mój i twój… I skoro on został święty, to i ja mogę…

Podobno jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o drugim człowieku, patrz na to, na co on patrzył, co go kształtowało, co nadało jego osobowości rysów, stworzyło klimat tej osoby. Porozmawiaj z ludźmi, którzy go znali z dzieciństwa, ze szkoły, z pracy. Bo pamiętają go innym. Dlatego ruszam w podróż do miejsc ukochanych przez  Księdza Jerzego. Zaczynam od miejsca, które stało się końcowym akcentem jego działalności – od słynnego kościoła na Żoliborzu. Wiadomo jednak, że z rzeczami wielkimi czas obchodzi się inaczej – coś, co po ludzku jest końcem, bywa początkiem zupełnie innej historii.

Kościół na Żoliborzu

Nad murem wokoło świątyni – tablice z cytatami ze słynnych kazań Księdza Jerzego. On sam „wygląda” z okna swojego mieszkania na plebanii, „idzie” w figurze ustawionej po lewej stronie placu, „schodzi” z frontu Domu Pielgrzyma „Amicis”. Wszechobecność, zwłaszcza teraz – na chwilę przed beatyfikacją. Najbardziej przemawia grób ks. Jerzego. Obły kształt trawnika, na środku masywny kamienny krzyż. Miejsce otaczają na kształt różańca kamienie połączone łańcuchem. Wyżej straż trzymają dwie potężne topole – na jednej figura ukrzyżowanego Jezusa z przewieszoną na ramionach czerwoną kapłańską stułą. Niżej – znicze i kwiaty: eleganckie róże i bzy z pobliskich ogrodów, trochę konwalii i niezapominajek.

Ks. Zygmunt Malacki opowiada, że świeże kwiaty stoją tu nawet w najtęższy mróz, jak choćby tej zimy.

Obok grobu – wolontariusze, którzy od 26 lat opiekują się grobem. Żoliborski Proboszcz nazywa ich drugim fenomenem. Od ponad ćwierć wieku nie opuścili tego miejsca. Są wśród nich nie tylko warszawiacy – wolontariusze przyjeżdżają z całej Polski. To oni policzyli, że grób Błogosławionego odwiedziło ponad 18 mln ludzi.

W kilka dni po odnalezieniu ciała ks. Popiełuszki ludzie pisali już listy do Prymasa z prośbą o beatyfikację. Mieli uczucie, że obcowali ze świętym.

– Ciągnęło go do człowieka. Chęć pomocy bliźniemu, bycia z nim w takich najprostszych czasem sprawach życia, zdominowała jego życie. U niego zaraz po Bogu był człowiek... – wspomina Katarzyna Soborak, notariusz w procesie beatyfikacyjnym, która od ponad ćwierć wieku tworzy archiwum Księdza Jerzego.

Ks. Malacki mieszkał z ks. Popiełuszką przez rok w jednym seminaryjnym pokoju. – Niczym się nie wyróżniał. W tamtych czasach kleryk, który był w wojsku – a Ksiądz Jerzy był w wojsku – jawił się innym klerykom jak bohater. Przecież oni przez te dwa lata służby dostawali strasznie w skórę! Jerzy nie opowiadał żadnych historyjek z wojska. Inni robili to za niego. O staniu na bosaka w śniegu, o tym, że cała kompania była karana za jego odmowę zdjęcia medalika z szyi.

Dzisiaj ks. Malacki oprowadza nas po muzeum swego współbrata w kapłaństwie. Muzeum robi wielkie wrażenie. Wyobrażam sobie, że dla młodych ludzi świat pokazany tutaj jest tym, czym dla mnie Muzeum Powstania Warszawskiego: odległą historią. Ubeckie teczki, czarno-białe zdjęcia operacyjne z manifestacji „Solidarności”, kartki na buty, cukier i zeszyty szkolne, archiwalne taśmy VHS z zapisem przebiegu Mszy św. za Ojczyznę – tysiące ludzi w kościele i poza nim, las rąk i chóralny śpiew „Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana...”. – Dzisiaj autor tej pieśni-hymnu pracuje niedaleko Torunia, niedaleko miejsca porwania Księdza Jerzego – mówi Katarzyna Soborak.

Najbardziej wstrząsające miejsce to ściana męczeństwa, na której umieszczono kamienie i jutowy worek, którym oprawcy obciążyli ciało ks. Popiełuszki. Sznury, poskręcany plaster użyty do kneblowania, podobny do bejsbolu masywny kij, którym go katowali, potargana sutanna, znoszone buty, kurtka. Na ścianie obok – fotografie ciała Męczennika wyłowionego z Wisły.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...