Dyskusja o prawach do urodzenia dzieci poczętych in vitro (więc o kwestii adopcji prenatalnych) dotyczy nie abstrakcyjnych przepisów hipotetycznej ustawy o in vitro, ale bardzo aktualnego problemu dzieci już poczętych pozaustrojowo, jak i w ogóle zachowania dotychczasowego ustawodawstwa chroniącego życie poczęte.
Potocznie przyjęta opinia, że żyjemy w próżni prawnej dotyczącej poczęć pozaustrojowych, jest stanowiskiem ideologicznym, nie prawnym. Wynika z podporządkowania istniejących przepisów prawa o ochronie dziecka poczętego założeniu „społecznego zapotrzebowania na in vitro”. Stąd też debata o ustawodawstwie in vitro toczy się nie w kontekście prawa o ochronie dziecka poczętego, ale tak jakby przepisów tych w ogóle nie było.
Są luki – nie ma próżni
Próżnia prawna kończy się tam, gdzie poczęcie dziecka już nastąpiło. Kodeks Karny (art. 151, 152 i 157a) i Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy (art. 75, 77 i 182) wyraźnie chroni „dziecko poczęte”, a Kodeks Cywilny mówi nawet o dziecku „już poczętym” (art. 927). Prosta wykładnia językowa wskazuje, że polskie prawo uznaje poczęcie za początek życia człowieka i przysługujących mu praw. Najdobitniej ujmuje to art. 2. ustawy o rzeczniku praw dziecka: „dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia”. Prawo nie wprowadza tu żadnego rozróżnienia na poczęcie pozaustrojowe i naturalne. Jeśli w pewnych warunkach ciąży dopuszcza jej „przerwanie”, w żadnym wypadku nie dopuszcza przerwania świadomie pozaustrojowo zainicjowanego życia dziecka.
Stanowisko to bardzo mocno poparła ogromna 83-proc. większość Sejmu w uchwale z 21 lipca 2006 r., uznając, że „niszczenie ludzkich embrionów (...) narusza art. 157a Kodeksu karnego, przewidujący prawnokarną ochronę zdrowia dziecka poczętego”. Dlaczego nie miało to konsekwencji w rozpoczętej dwa lata później debacie o in vitro? Sejm przed czterema laty wystąpił w obronie życia ludzkiego w fazie embrionalnej w kontekście finansowania eksperymentów genetycznych w Unii Europejskiej. Gdy sprawa przestała być abstrakcyjna – zapomnieli o swym stanowisku wszyscy, którzy głosowali za tą uchwałą (m.in. Bronisław Komorowski, Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, Ewa Kopacz, Waldemar Pawlak). Oportunizm polityków nie może jednak usprawiedliwiać oportunizmu prawnego.
Sojusz formalizmu i obojętności
Dlaczego jednak milczą o (realnych, a nie postulowanych) prawach dzieci poczętych in vitro również ci, po których można by się spodziewać zaangażowania na rzecz cywilizacji życia? Mamy tu do czynienia z osobliwym przymierzem dwóch postaw. Przywódcy politycznej centroprawicy po prostu nie chcą angażować się w przeciwdziałanie ustawodawstwu in vitro, chcą jedynie notyfikować swe „katolickie” stanowisko w ramach polaryzującej opinię publiczną debaty. Stąd nie sięgają po instrumenty prawne, które praktykę in vitro mogłyby efektywnie utrudnić, a nawet jej zapobiec. Nie chcą angażować się w ten spór, podobnie jak w żadne inne kwestie cywilizacji życia. Dlatego w Sejmie nie pojawiła się do tej pory rezolucja wzywająca władze do ochrony życia dzieci poczętych in vitro zgodnie z art. 157a Kodeksu Karnego, która stanowisko sprzed czterech lat powtórzyłaby w nowym – tym razem polskim, a nie zewnętrznym – kontekście.
Ich postawa zbiega się, niestety, ze stanowiskiem tych, którzy stosując pozornie ścisłą, formalistyczną interpretację art. 19 instrukcji „Dignitas personae” sprawą dzieci już poczętych in vitro zajmować się nie chcą. Zadowalając się potępieniem praktyki sztucznego zapłodnienia, akceptują w istocie rzeczy jego najgorsze skutki. Zajmują się normą, a nie dobrem (w tym wypadku osobami), które norma ma chronić. Nie widzą celu obrony tych, którzy i tak nie powinni się urodzić. Stanowiska tego nie sposób zaakceptować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.