Ludzie zniewoleni przez skostniałe ideologie, zalęknieni i uzależnieni od pewnych religijnych i społecznych stereotypów, nie potrafią się śmiać z dowcipów, które dotykają spraw dla nich świętych. A przecież dowcip z Maryją lub Panem Jezusem w roli głównej nie ma na celu wyśmiewania osób świętych lecz chce nam objawić jakąś prawdę o nas samych.
Adam spacerował po ogrodzie Eden I czuł się bardzo samotny, tak więc Bóg rzekł:
- Co się z tobą dzieje Adamie? Nie jesteś szczęśliwy?
Adam odpowiedział:
- Nie mam nikogo, z kim mógłbym rozmawiać.
Bóg rzekł:
- Uczynię ci towarzyszkę, która sprawi, że będziesz szczęśliwy.
I powiedział Bóg:
- Będzie to osoba, która będzie podawała ci wyśmienite jedzenie, gotowała dla ciebie, a kiedy wymyślisz ubranie, będzie ci je prała i prasowała. Zawsze będzie zgadzała się z twoimi decyzjami. Będzie wychowywała ci dzieci i nigdy nie będziesz musiał do nich wstawać w środku nocy. Nie będzie ci niczym zawracała głowy i będzie pierwszą, która przyzna, że nie ma racji jeśli będziecie mieli różne zdania. Nigdy nie będzie ją bolała głowa i obdarowywać cię będzie miłością, będzie w ciebie zapatrzona i uczyni wszystko, czego zapragniesz.
Adam zapytał:
- Ile mnie to będzie kosztowało?
Bóg rzekł:
- Będziesz musiał oddać tylko jedną swoją nogę i jedno ramię.
Adam zamyślił się i rzekł:
- A co bym dostał za jedno żebro?
Zwykle dowcip stwarza na początku pewną sytuację po której oczekuje się, że…, a tym razem padają nieprzewidziane, zaskakujące słowa. Ta nieprzewidywalność śmieszy. Opowiedziana historia wydaje się logicznie wyjaśniać dzisiejszą rzeczywistość, trudną do zaakceptowania przez mężczyznę. Tłumaczy, że jest ona konsekwencją jego egoistycznych pragnień. Sytuacja jest groteskowa, gdyż przerysowany, wręcz przesłodzony, nieprawdopodobny opis kobiety, którą Bóg chce obdarować mężczyznę, natrafia na inny jej obraz – ten, który tkwi w umyśle słuchającego. W naszym mózgu dochodzi do fenomenu zderzenia się dwóch różnych perspektyw. A puenta odnosi się nie do tekstu lecz do tego obrazu kobiety, jaki słuchający ma we własnej głowie.
Większość kobiet ten dowcip rozbawi ale są i takie, które obrażą się, że za tak niską cenę zostały „nabyte”.
Dobry dowcip uwalnia od lęków i stereotypów
Ludzie zniewoleni przez skostniałe ideologie, zalęknieni i uzależnieni od pewnych religijnych i społecznych stereotypów, nie potrafią się śmiać z dowcipów, które dotykają spraw dla nich świętych. A przecież dowcip z Maryją lub Panem Jezusem w roli głównej nie ma na celu wyśmiewania osób świętych lecz chce nam objawić jakąś prawdę o nas samych. Jeden z włoskich kawałów mówi, że Pan Jezus był Włochem bo do trzydziestego roku życia mieszkał z Matką; cokolwiek zrobił, uważano to za cud; a Matka widziała w nim Boga. To oczywiste, że Włosi śmieją się tu z samych siebie a nie z Pana Jezusa. Śmianie się ze stereotypów, z własnych przywar i słabości, po części nas od nich uwalnia, poszerza nasze spojrzenie na świat. Dowcipy o Żydach, Szkotach czy Polakach mają swój wychowawczy wpływ wówczas, gdy to oni sami śmieją się z siebie. Polak opowiadający dowcip o Żydach czy Żyd o Polakach daje jedynie świadectwo swojego własnego ograniczenia, które nie pozwala mu na komfort śmiania się z samego siebie.
Gdy leżałem w szpitalu i lekarze nie wiedzieli co mi jest, zacząłem podejrzewać, że coś przede mną ukrywają. A jeśli to rak i będę musiał niedługo umrzeć? Gdy wreszcie powiedzą prawdę, jak to przyjmę? Dręczyłem się tak do wieczora. Kładąc się spać zauważyłem, że na moich piersiach pojawiły się okrągłe, czerwone plamki. Byłem już pewien, że to rak. Widziałem wcześniej takie plamy w jakiejś encyklopedii. Położyłem się do łóżka i ze ściśniętym ze strachu gardłem rozmawiałem z Bogiem prosząc Go o ocalenie. Gdy nad ranem pogodziłem się już ze śmiercią, wszedłem do łazienki, by raz jeszcze spojrzeć na przeklęte plamy. Były nieco bledsze. W tym momencie przypomniałem sobie, że dzień wcześniej robiono mi EKG a te plamki, to pozostałość po przyssawkach, jakie przyczepiła mi pielęgniarka. Tę historie opowiadałem już wielokrotnie śmiejąc się ze znajomymi z mojej hipochondrii. Uważam, że lepiej wychodzę na śmianiu się z samego siebie niż na ukrywaniu przed ludźmi tego, co wydaje mi się wstydliwe. Od tamtej nieprzespanej nocy nie boje się już tak bardzo umierania i wiem z całą pewnością, że Bóg nie straci poczucia humoru nawet w godzinie mojej śmierci.
Na spotkaniu w Centrum Arrupe, również jedna z sióstr zakonnych opowiedziała nam historię z własnego życia.
Gdy po raz pierwszy byłam w Niemczech, szukając domu naszych sióstr przechodziłam przez potężne skrzyżowanie nie za bardzo wiedząc, które światła dotyczyły mnie a które przejeżdżających samochodów. W rezultacie utknęłam na czerwonym świetle na środku skrzyżowania. Kierowcy trąbili i zniecierpliwieni krzyczeli coś do mnie po niemiecku. Nie znałam niemieckiego. Pewnie myśleli „co za nierozgarnięty pingwin, skąd się tu wzięła ta zakonnica”? Wtedy przypomniałam sobie jedyne zdanie, jakie znałam w języku zachodnim i krzyknęłam: „Made in Poland”. Jeden z kierowców zaczął się głośno śmiać i pomachał mi ręką ze zrozumieniem.
Opowiedziana przez siostrę historia wcale nie świadczyła o jej błyskotliwości i zaradności. Rozbawiła nas wszystkich i wzbudziła do siostry dużą sympatię jako do osoby wolnej od kompleksów, pogodnej i z poczuciem humoru.
Jestem przekonany, że zarówno dowcip sytuacyjny mówiący o naszych osobistych, nieraz trudnych doświadczeniach, jak i kawały o sprawach świętych i wzniosłych, pomagają człowiekowi dojrzewać, kształtują pogodę ducha i wnoszą humor w relacje. A humor, podobnie jak narzekanie, jest piekielnie zaraźliwy. Niestety, mimo wysiłków nielicznych, epidemia humoru chyba nam nie grozi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.