Szantaż, przemoc, dżdżownice i... DAJ SPOKÓJ

eSPe 4/95/2011 eSPe 4/95/2011

Moje życie to ewangelizacja. Mówimy z przyjaciółmi "ewangelizacja totalna" – zawsze, wszędzie, czym się da, chociaż nie uważam, że zawsze trzeba "słodzić" o Bożej miłości. Staram się być, gdzie trzeba. Czasem wystarcza to, że po prostu jestem. Tak bardzo niektórzy potrzebują księdza, że wykorzystują nietypowe okazje, żeby zapytać, wypowiedzieć siebie – pewnie do kancelarii parafialnej nie odważyliby się przyjść.

 

Zawsze uważałem, że tam, gdzie nas nie ma, nie mamy nic do powiedzenia. Nie dzielę świata na sferę sacrum, przyzwoitą, gdzie "wypada o Bogu mówić" i profanum, gdzie "nie godzi się wymieniać imienia Najwyższego". Bliska jest mi teologia Wcielenia – Bóg stał się człowiekiem takim jak my, dosłownie człowiekiem, z uczuciami, przemianą materii, ludzkimi odruchami – najlepszy desant w historii świata, poza linie nieprzyjaciela – aby tu być, tu kochać i tu zbawiać – blisko jak dotyk.

Jestem księdzem, zakonnikiem, ale najpierw człowiekiem. Skoro Chrystus przyszedł na świat w ludzkim ciele i ustanowił kapłaństwo, i mnie do niego wezwał, to znaczy, że moje człowieczeństwo też jest narzędziem Boga, że Bóg nim się posłuży. I talentami, i słabościami. Nie mogę mojego kapłaństwa wykastrować z tego, co ludzkie.

Moje życie to ewangelizacja. Mówimy z przyjaciółmi "ewangelizacja totalna" – zawsze, wszędzie, czym się da, chociaż nie uważam, że zawsze trzeba "słodzić" o Bożej miłości. Staram się być, gdzie trzeba. Czasem wystarcza to, że po prostu jestem. Tak bardzo niektórzy potrzebują księdza, że wykorzystują nietypowe okazje, żeby zapytać, wypowiedzieć siebie – pewnie do kancelarii parafialnej nie odważyliby się przyjść. Kiedyś znajoma zapytała mnie o metody ewangelizacji, jakimi posługuje się moja wspólnota. "Szantaż, przemoc, przekupstwo itp." odpowiedziałem. Była zgorszona. To był oczywiście żart, który bardziej miał oddać naszą mentalność niż rzeczywistość, ale "kapłanowi nie przystoi..."

DAJ SPOKÓJ to zespół, który powstał w Krakowie w 2008 roku, w parafii Misjonarzy Saletynów, gdzie wówczas pracowałem. W składzie ksiądz na gitarze i wokalu, mąż i ojciec na basie, dwóch wolnych – gitara i gary, i jeden aktualnie postulant w naszym Zgromadzeniu Misjonarzy Saletynów – perkusista. Czopas (gitarzysta) określa nasz gatunek muzyki jako "prowokatol" – prowokacja katolicka. Ludzie często żyją stereotypami, także stereotypami Kościoła – a tych jest szczególnie wiele. Staramy się je łamać. Piosenka o sześciu prawdach wiary ma refren "6, 6, 6 prawd wiary jest...". Inna "rzuć kasę na tacę". Śpiewamy rockowe Godzinki i Drogę Krzyżową. Gramy w klimatach alternatywy, rocka i reggae. Wiele zespołów chrześcijańskich gra albo ciężką muzykę z poważnym, głębokim przesłaniem, głoszeniem Słowa Bożego – co mi się podoba, albo uwielbienie – co też mi się podoba. My staramy się wypełniać lukę między nimi – teksty pełne ironii, karykatury, może i uszczypliwości, żartu albo wprost prowokacyjne, niby lekkie, zabawne, ale jakaś "sól" w nich zawsze jest, jakiś "haczyk" – dla tych, którzy nie są jeszcze gotowi do przyjęcia wprost Słowa Bożego, do uczestniczenia w uwielbieniu. To nie tyle ewangelizacja, co pre-ewangelizacja – stwarzanie płaszczyzny spotkania z tymi, którzy są za daleko od standardowego głoszenia.

A ja wierzę, że Bóg tak właśnie sobie radzi – z nami i pomimo nas. Mówię nieraz, że jako kapłan jestem tylko pretekstem, by Bóg mógł działać osobiście. To nie ja, to On. Ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć, a ja nie muszę o tym trąbić dla fałszywej pokory. Św. Paweł mówił: "stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby ocalić przynajmniej niektórych". Dla ludzi mogę być pajacem, egzotycznym księdzem z długimi włosami, lansiarzem. Liczę na to, że z perspektywy Boga będę po prostu przynętą – tylko dżdżownicą na końcu Jego wędki.

A z drugiej strony to po prostu przygoda, radość. Nigdy nie myślałem, że jako ksiądz będę w rockowej kapeli. Cieszę się tym, chociaż w głowie mi się jeszcze nie przewróciło. Nie jesteśmy zespołem komercyjnym, nie nastawiamy się na zysk – chociaż dziś drożyzna i nagranie jakiegokolwiek kawałka w studio to dla nas kolosalny wydatek z prywatnych pensji. Ale to miło, kiedy ktoś nuci pod nosem nasz numer i, mam nadzieję, myśli, o czym on tak naprawdę jest. Zawsze to pretekst do rozmowy, do czegoś więcej – może do otwarcia na subtelny dotyk Boga? Patrzę nieraz na młode zespoły głodne sukcesu, tłumów, nagrań, wielkości – nawet te, które śpiewają „o Bogu” i zastanawiam się, gdzie te czasy, kiedy ludziom radość sprawiało po prostu granie, po prostu śpiewanie. Wiem, że nigdy nie wskoczymy na półkę „full professional” – musiałbym wtedy rzucić całe duszpasterstwo, którym się zajmuję. I może to jest właśnie kolejna łaska Opatrzności. Wierzę, że z Jego perspektywy jesteśmy profesjonalistami – robimy to, co trzeba, co nam się wydaje konieczne „na tym etapie dziejów.” Teraz, kiedy po przenosinach mieszkam ponad 500 km od Krakowa, koncerty i próby są rzadsze – mam ważniejsze sprawy, ale pragnienia nadal są wielkie. To, co jest, jest darem. W sumie nie spodziewałem się, że z naszych wygłupów wyrośnie taki projekt. Dzięki temu mam potrzebny dystans. A skoro to dar – niech nas Dawca prowadzi. Amen.

* * *

Agnieszka Pers

Jeszcze kilka lat temu uważałam, że muzyka chrześcijańska to spokojne granie ludzi skupionych wokół wspólnot takich jak Oaza. Moja przygoda jako menadżera zespołu DAJ SPOKÓJ zaczęła się w sumie bardzo przypadkowo i bez specjalnych oczekiwań. Wszyscy znaliśmy się wcześniej, przyjaźniliśmy się. Oczywiście wiedziałam, że jest taki zespół, że coś grają, kilka razy mogłam ich usłyszeć na parafialnych występach. Nikt z nas nie sądził wtedy, że za tymi dwoma słowami DAJ SPOKÓJ będzie się kryło coś więcej. Nikt z nas jednak nie przypuszczał, że PAN nas jak zwykle zaskoczy. Zaczęło się bardzo niewinnie. Od propozycji, aby zagrać koncert w jednym z moich ulubionych krakowskich pubów. Wydawało nam się wtedy, że może to być ciekawe połączenie: w miejscu, w którym ludzie nastawieni są przede wszystkim na rozrywkę, zagrać koncert zespołu śpiewającego o Bogu, prawdach wiary, przykazaniach. Nie ukrywam, jako menadżer miałam tremę, bo jednak dosyć ryzykowna była to decyzja. Koncert przerósł nasze wszelkie oczekiwania. Stali bywalcy tego miejsca to przede wszystkim ludzie słuchający dosyć „ciemnej” muzyki, lekceważący wszelkie przejawy wiary w Boga. W trakcie koncertu widziałam jak barman, który na szyi miał zawieszony pentagram, stojąc przy barze śpiewał pod nosem: „jest jeden Bóg...”. To było niesamowite wrażenie. Po koncercie ludzie zaczęli do nas podchodzić dziękując. Mówili, że po raz pierwszy ktoś im tak prosto powiedział o Bogu, pytali, jak to jest wierzyć. Byłam pod szczególnym wrażeniem, gdy podeszła dziewczyna deklarująca się jako niewierząca i poprosiła, aby ks. Grzegorz pomodlił się nad nią. Wtedy chyba po raz pierwszy poczuliśmy, że ten zespół ma coś zrobić. Od tego momentu już wszyscy mieliśmy to pełne przekonanie, że chcemy też grać w takich miejscach. Nie sztuką jest zagrać na chrześcijańskim koncercie. Tam każdy przychodzi z określonym oczekiwaniem. Wejść jednak do miejsca, gdzie nie ma specjalnie wierzących ludzi, jest – powiedzmy szczerze – dosyć ryzykowne. Tu jednak zobaczyliśmy, że przełamujemy jakieś tabu. Ludzie zaczynają się otwierać, przychodzić. Podobnie było po koncercie w jednym z zakładów karnych.

DAJ SPOKÓJ jest dla mnie osobiście spełnieniem nastoletniego marzenia, aby być menadżerem zespołu rockowego. Jednak idzie za tym wszystkim coś zdecydowanie ważniejszego. Możemy w tak dosłowny sposób być narzędziem mówienia o Bogu. Jedni będą nas potępiać za to, że piosenka ma tytuł „6!6!6!”, inni dziękować, bo poznali w ten sposób prawdy wiary, jeszcze inni nie pomyślą o tych cyfrach jak o znaku szatana, ale znaku Boga. I po to właśnie jest ten zespół. Prosto, bez zbędnych ozdobników, prowokująco, przybliżać wszystkich do Jezusa. Amen.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...