Otwórzcie drzwi

Tygodnik Powszechny 7/2012 Tygodnik Powszechny 7/2012

Chrześcijaństwo nie polega na tym, by tereny swego posiadania obstawić krzyżami – mówił w wypełnionej po brzegi sali krakowskiego kina „Kijów” ks. Adam Boniecki.



Negatywnej stronie funkcjonowania instytucji Kościoła winien jest właściwie Grzegorz VII Wielki. Chciał uwolnić Kościół od cezaropapizmu (odebrać cesarzowi władzę obsadzania papieży i zwoływania soboru), wprowadził więc papocezaryzm i zrobił wszystko, by Kościół był górą. Poza tym, że sprawił, iż papież mógł zwalniać z posłuszeństwa cesarzowi (to były czasy!) i wyodrębnił duchowieństwo jako stan najważniejszy. Nota bene, w obrębie tego stanu były różne stopnie: czytałem XVII-wieczną rozprawę, gdzie tłumaczono, która część duchowieństwa jest jaką częścią ciała mistycznego. Np. kanonicy są brzuchem...

Wyodrębnienie stanu duchownego jest pociągające, bo związane z władzą, znaczeniem, z sytuacją finansową. Na biskupów przeniósł się przecież cały obyczaj dworów wielkopańskich: te stroje, do których każda epoka dodawała jakąś pelerynę, fałdę, ogon, tren, te pałace biskupie, które z Ewangelią nie współgrają – wszystko to efekt wyodrębnienia klasy, żeby nie powiedzieć kasty, która żyje w swoim mikrokosmosie.

Oczywiście, ta forma przemija. Kościół zmienia się dość powoli, wszystko musi dojrzewać, narastać, muszą się zmienić pokolenia. Opór przed zmianą bierze się stąd, że świat klerykalny stwarza poczucie bezpieczeństwa. Ksiądz w Warszawie nie liczy, ile osób mieszka na osiedlu w jego parafii – ważne, że na wszystkich Mszach kościół jest pełny. Tymczasem powoli nurt rzeki, którą płynie życie, zmienia swój bieg, my stoimy na brzegu, ale nurt jest już gdzie indziej.

Jestem jednak przekonany, że i w Kościele dokonuje się ewolucja. W różnych sytuacjach i czasach Kościół w Polsce potrafił znaleźć swoje miejsce w życiu społeczeństwa, więc tak będzie i teraz. Powołania nie są liczne, seminaria pustoszeją, będzie mniej księży. To siłą rzeczy zwiąże księdza ze świeckimi.

Czy zanika u nas zdolność rozmowy? Oglądamy w telewizji dyskusje, w których wszyscy z wściekłością rzucają się sobie do oczu. Katolicy występujący w mediach bywają agresywni, nienawistni wobec inaczej myślących. Ja to tłumaczę niepewnością swoich przekonań, swojej wiary – że to agresja obronna. Człowiek, który naprawdę zawierzył i jest spokojny, że idzie tą drogą, którą go Bóg prowadzi, nie będzie się rzucał z pazurami na kogoś, kto nieco inaczej myśli. Miałem szczęście być blisko kardynała Wojtyły, a potem Jana Pawła II. To był człowiek niebywałej pewności wiary, wolny od agresji obronnej. Spotykał różnych krytyków, choćby w kurii rzymskiej, gdzie bynajmniej nie był noszony na rękach. Ale nie widziałem u niego nigdy takiej postawy.

Chmielewska: Mówiąc „Kościół”, mamy na myśli albo budynek, albo biskupów i księży, ewentualnie zakonników i zakonnice. Natomiast rzadko kiedy czujemy, że mówimy o sobie. To nasz podstawowy błąd i przyczyna naszego braku poczucia współodpowiedzialności.

Jest także inny podział niż powyższy albo ten na katolewicę i katoprawicę. Podział na tych, którym się powiodło, i tych, którym się nie udało – dla mnie najboleśniejszy. To też się wiąże z lękiem: ci, którym się powiodło, patrzą z lękiem na tych, którym się nie powiodło. Ci, którym się nie powiodło, albo nie patrzą w ogóle na tych pierwszych, albo patrzą z nienawiścią i zazdrością. Gdzie tak naprawdę jest Chrystus?

Boniecki: Dzielenie się odpowiedzialnością to dzielenie się informacją. Pewien ksiądz napisał do mnie, że zdaje parafianom sprawozdanie z tego, ile zbiera pieniędzy na kolędzie i co z nimi robi. Czy Państwo spotkali w parafii ogłoszenie, ile ksiądz zebrał na kolędzie? Ja nie.

Chmielewska: Ja raz u saletynów w Olsztynie.

Boniecki: To wyjątkowe rzeczy, a zdawałoby się, że powinny być oczywiste.

Druga rzecz to udział w królewskim kapłaństwie. Przyzwyczailiśmy się, bo to wygodne, że o wszystkim decyduje proboszcz. Nasze lokalne kościoły są stacją obsługi duchowej, a nie współodpowiedzialności.

Powie ktoś, że gdy świeccy wezmą się do organizowania życia Kościoła, to dopiero będzie bałagan, bo „przecież oni nic nie wiedzą”. Nie szkodzi. Trzeba przez ten etap przejść, zobaczyć błędne decyzje i ich skutki, żeby się czegoś nauczyć. My tymczasem bardzo nie lubimy się dzielić odpowiedzialnością.

Inna sprawa, że laikat nie pcha się drzwiami i oknami, by wspólnie nieść odpowiedzialność. „Jest ksiądz, dałem na tacę, niech on się tym zajmuje, ja mam swoją pracę, on ma swoją”. Ale bez wzięcia odpowiedzialności nigdy nie będzie wspólnoty.

Bonowicz: „Nigdy nie było tak dobrze, jak dzisiaj” – cytuję zdanie świeckiej teolożki Moniki Waluś, które usłyszałem w czasie dyskusji o sytuacji Kościoła w Polsce. Nigdy nie mieliśmy tak dobrze wykształconych księży, o tak szerokich horyzontach i o tak uniwersalnym wykształceniu. A jednak się rozmijamy, wielu ludzi czuje, że rośnie balon nieporozumienia. Co się stało?

Większe są dziś wyzwania. Ludzie więcej oczekują od księży, od Kościoła jako wspólnoty, a nie zawsze chcą więcej dać. Dlaczego? Bo w wielu sferach życia są poniewierani: wyobcowani w miejscu pracy albo z powodu jej braku, nie radzą sobie z życiem rodzinnym. Przychodzą i oczekują, że w kościele usłyszą Dobrą Nowinę, że to wszystko jednak ma sens. Tymczasem, zacytuję Tischnera: zamiast Dobrej Nowiny słyszą znowu złe. Nie mogą porozmawiać, nie mogą zadać pytania.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...