Doświadczyłam, jak to jest być tak blisko zbrodni, o których zawsze tylko słyszałam. Skończyłam piękny kierunek studiów i uważam, że w moim zawodzie podstawą jest chronić i pomagać życiu, a nie uczestniczyć w jego zabijaniu.
Życie człowieka jest podstawową i najwyższą wartością. Dlaczego zamiast zastanawiać się nad wiadomym i pewnym, że dzieckiem się jest od poczęcia, nie przyjąć, że faktycznie tak jest i chronić to życie bez jakichkolwiek dylematów i usprawiedliwień? O ile życie byłoby łatwiejsze i piękniejsze dla wszystkich, a przede wszystkim dla lekarzy, położnych i studentów, którzy mogą znaleźć się pod presją uczestniczenia przy zabiegach aborcyjnych i dla których spotkanie w szpitalu z aborcją to niejednokrotnie prawdziwy dramat.
Tak było w moim przypadku. Dostałam pracę w warszawskim szpitalu na oddziale ginekologii. Cieszyłam się, ponieważ to była moja pierwsza praca. Pierwszego dnia dowiedziałam się, że jako położna – mająca chronić i ratować ludzkie życie – mam również uczestniczyć w zabiegach aborcyjnych. Jestem osobą wierzącą i praktykującą, mam swoje wartości i według nich żyję. Byłam po prostu w szoku. Nigdy nie pomyślałam, że mogłoby spotkać mnie coś takiego.
Ciężka była moja droga na ten oddział, bo niełatwo znaleźć pracę. Ale wiedziałam jedno – chociaż miałabym ją stracić, moja noga nie przekroczy "gabinetu zabiegowego". Napisałam w cudzysłowie, bo to tylko ładnie brzmi. W rzeczywistości powinno nazywać się gabinetem mordów. Byłam bardzo zdziwiona, że nie otrzymałam nawet prawa wyboru, tylko po prostu zostało mi oznajmione, że na oddziale dokonywane są aborcje i położne w nich uczestniczą, jakby to było coś zupełnie normalnego. Oddziałowa powiedziała: "Pan profesor uważa, że to jest pomoc kobietom". Mnie nie interesowało to, co uważa pan profesor. Ja uważam, że jest to zabójstwo niewinnych dzieci – nieważne, czy są zdrowe, czy chore, bo zbrodnia zawsze pozostanie zbrodnią. Mam prawo do własnego zdania oraz do uczciwej pracy, zgodnej ze swoim sumieniem.
Zastanawiałam się, co będzie, jak pewnego dnia będę musiała asystować? Nie wyobrażałam sobie tego kompletnie. Nie chciałam chodzić do pracy w stresie i być jej niewolnikiem. Bardzo szybko zakończyłam pracę w szpitalu, gdyż przełożona oznajmiła, że nie może zrobić dla mnie wyjątku i odsunąć mnie od pracy w "zabiegowym". Podziękowałam więc za tę pracę. I tak prędzej czy później zrezygnowałabym, ponieważ ciężko by mi było pracować, wiedząc, co się dzieje za ścianą.
Doświadczyłam, jak to jest być tak blisko zbrodni, o których zawsze tylko słyszałam. Skończyłam piękny kierunek studiów i uważam, że w moim zawodzie podstawą jest chronić i pomagać życiu, a nie uczestniczyć w jego zabijaniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.