Zawsze w szczególnego rodzaju sprawach w pracy adwokata występuje jakieś ryzyko. Jednak nie bałem się. To jest moje powołanie i praca, której się poświęciłem. A szczególną satysfakcję sprawia mi obrona niewinnie oskarżonych, zwłaszcza gdy ich proces kończy się wyrokiem uniewinniającym.
– Dlaczego zatem przez niektórych Polaków ciągle nazywany jest „zdrajcą”?
– Ludzie po prostu nie doceniają jego roli. Trzeba jeszcze raz głośno przypomnieć wszystkim, którzy uważają go za zdrajcę: płk Kukliński nie popełnił żadnego przestępstwa!
Pamiętam pewne spotkanie, podczas którego zapytano, dlaczego płk Kukliński nie ostrzegł „Solidarności” o zamiarze wprowadzenia stanu wojennego. On wyraźnie dał do zrozumienia, że nawet w najwyższych władzach „Solidarności” byli komunistyczni agenci bezpieki, i dlatego nie mógł tego zrobić. Mam wrażenie, że dzięki płk. Kuklińskiemu duża presja wywierana przez Watykan i Zachód na rząd stanu wojennego przyczyniła się w znaczny sposób do złagodzenia tego tragicznego czasu, pomimo że stan wojenny zabrał wolność, zdrowie, a nawet życie wielu osobom. Obawiam się, że ofiar mogło być jeszcze więcej, gdyby nie płk Kukliński, który sam stał się ofiarą. W Ameryce bowiem skrytobójczo zostali zamordowani jego obydwaj synowie…
– Na pewno zdawał Pan sobie sprawę z tego, że na płk. Kuklińskiego czyha niebezpieczeństwo. Nie bał się Pan o siebie i swoją rodzinę, decydując się na pozostanie obrońcą tego niezłomnego bohatera?
– Zawsze w szczególnego rodzaju sprawach w pracy adwokata występuje jakieś ryzyko. Jednak nie bałem się. To jest moje powołanie i praca, której się poświęciłem. A szczególną satysfakcję sprawia mi obrona niewinnie oskarżonych, zwłaszcza gdy ich proces kończy się wyrokiem uniewinniającym.
– Te słowa świadczą o dużym zaufaniu, które budzi Pan Mecenas wśród swoich klientów. Zapewne wielkiej odwagi wymagała również decyzja o bronieniu jednego z polskich żołnierzy oskarżonych o dokonanie zbrodni wojennej na ludności cywilnej w afgańskiej wiosce Nangar Khel w 2007 r.
– Zacznijmy od tego, że gdyby postępowanie wyjaśniające zostało przeprowadzone przez Naczelną Prokuraturę Wojskową w sposób należyty, nie doszłoby w ogóle do wniesienia aktu oskarżenia. Oczywiście, takie tragedie jak ta, która wydarzyła się w Nangar Khel, zawsze wymagają postępowania wyjaśniającego, nie oznaczają jednak od razu postawienia żołnierzy w stan oskarżenia.
– Dlaczego w takim razie Naczelna Prokuratura Wojskowa postawiła siedmiu polskich żołnierzy w stan oskarżenia?
– Prokuratura wyszła z założenia, że jeśli są ofiary, to znaczy, że popełniono przestępstwo. Ale pamiętajmy, że nasi żołnierze są na wojnie i, niestety, nieszczęśliwe wypadki zawsze mogą mieć miejsce. A ta tragedia była przecież nieszczęśliwym wypadkiem! Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał, że zamiarem żołnierzy nie było ostrzelanie zabudowań i celowanie z moździerza i granatnika w miejsce, w którym znajdowała się ludność cywilna. Uważam, że nie było podstaw, aby oskarżać żołnierzy. Zwłaszcza że prokuratura popełniła wiele kardynalnych błędów prawnych. Już teraz mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że polscy żołnierze nie strzelali umyślnie do ludności cywilnej. Formułowana przez niektóre osoby teza o tym, że strzelali oni w afgańskiej wiosce z premedytacją po to, żeby zabić cywili, jest absurdalna! Jest to sprzeczne z prawdą!
– Mówi Pan o kardynalnych błędach prokuratury. Do jakiego naruszenia prawa doszło podczas tak poważnego procesu?
– Naczelna Prokuratura Wojskowa (NPW) przeprowadziła tylko część dowodów. Pozostałych nie przedstawiła, uznając, że nie mają one znaczenia dla wyjaśnienia sprawy. Prokuratorzy nie sięgnęli również do dokumentów, które są opatrzone klauzulą tajności. Tych materiałów nie dołączono do akt sprawy. Domniemam, że gdyby je załączono – zaniechano by wniesienia aktu oskarżenia w tej sprawie. Inne rażące błędy NPW to: nieprzeprowadzenie wizji lokalnej, pomimo złożonych wniosków obrony, czy banalny, ale istotny brak zmierzenia wysokości budynków w miejscach, w których padł ostrzał. Oględziny miejsca zdarzenia nie są dokładne. Jeśli nie możemy w stu procentach określić, w którym miejscu stał moździerz, to jak możemy domagać się skazania żołnierzy?! W każdej sprawie, a szczególnie w tej, w której giną ludzie, najważniejsze są czynności zabezpieczające podjęte bezpośrednio po zdarzeniu.
Co więcej – ponad 100 stron protokołów przesłuchań świadków zostało przesłanych dopiero pod koniec procesu toczącego się w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie. Trzeba też podkreślić, że obrona została zapoznana z aktami śledztwa dopiero miesiąc przed jego zakończeniem. Natomiast dziennikarze kilka miesięcy wcześniej wiedzieli już, kiedy prokuratorzy zakończą swoją pracę. Nawet gdyby obrońcy złożyli wnioski dowodowe, to nie mogłyby być one uwzględnione ze względu na brak czasu.
– Czy takie działanie prokuratury nie świadczy o jej niewłaściwym funkcjonowaniu?
– W prokuraturze dzieją się w ogóle bardzo dziwne rzeczy. Dostrzegam tutaj pewien efekt domina. Naczelna Prokuratura Wojskowa z góry założyła, że skoro zdecydowała się na aresztowanie żołnierzy, to muszą być winni i muszą zostać skazani. A tak przecież nie powinno być! Toczące się śledztwo, mimo wszelkich braków, mankamentów i usterek, prokuratorzy usiłowali zakończyć w terminie podanym wcześniej dziennikarzom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.