Żeby móc się jako naród zrekonstruować, będąc słabym, zdezorganizowanym narodem, po serii katastrof cywilizacyjnych – zabory, wojny, okupacja hitlerowska, komunizm – potrzebujemy swego państwa, którego jednak nie potrafimy na dobre zdobyć.
– Jaki z tego wniosek?
– Musimy pracować nad głębszymi pokładami mentalności społecznej, która coraz częściej nazywana jest przez socjologów mentalnością żebraczą. Platforma cynicznie stosuje techniki manipulacyjne umacniające te obszary mentalności. Socjolog Mirosława Marody już kilka lat temu wskazała, że mamy jakby trzy Polski: tę na etacie, Polskę prywatną i Polskę na rencie. Upraszczając: Polska na etacie to osoby funkcjonujące w sferze budżetowej; Polska prywatna to są ludzie, którzy funkcjonują w sektorze rynkowym i wykazują się odpowiedzialnością za swoje działania i nieraz przedsiębiorczością; natomiast Polska na rencie – mamy jeden z najwyższych wskaźników w Europie osób na rentach i zasiłkach, chociaż stan zdrowotności polskiego społeczeństwa nie odbiega znacząco od zdrowotności społeczeństw innych krajów. Z tego wypływa wniosek, że poziom korupcji i pobłażliwości na to zjawisko jest u nas większy niż gdzie indziej, a także, że spora grupa (pewnie więcej niż kilkaset tysięcy) Polaków chce być we własnym kraju na jakiejś formie „socjalu”. Grupa osób, które nie chcą się w życiu sprawdzać, ale „załapać” na jakąś formę jałmużny.
– Ale jest przecież i bezrobocie, Panie Profesorze.
– Właśnie. Takie osoby w perspektywie grożącego im bezrobocia obawiają się należeć do Polski prywatnej, wziąć swój los we własne ręce, wolą sięgać po renty i rozmaite formy wsparcia. Dlaczego nie chcą włączyć się do rynku? Między innymi z tego powodu, że nie wierzą w uczciwe reguły gry gospodarczej. Gdy Platforma przed ostatnimi wyborami obiecywała: jak na nas zagłosujecie, to dostaniemy 300 mld euro z Unii – to taki przekaz wzmacnia mentalność żebraczą, wzmacnia tę Polskę na rencie. Bo ten przekaz daje się odczytać tak: macie prawo mieć roszczenia, wasza roszczeniowa postawa jest OK. Nadal możecie oczekiwać, że III RP za was rozwiąże wasze problemy. Propagandową osią kampanii samorządowej PO z 2010 r. było hasło: „Nie róbmy polityki” – a zatem: odwróćmy się od podmiotowości i samoorganizacji; nie patrzmy na ręce władzy samorządowej – bo to przecież byłoby robienie polityki.
– Część ludzi na wybory nie chodzi nie tylko z lenistwa. W minionym 20-leciu część Polaków poczuła się przez elity oszukana. Proces dochodzenia do wytraconej obywatelskości będzie pewnie długi. Czy można go skrócić?
– Gdy pewne procesy już się rozwijają, można je ukierunkowywać, przyspieszać lub spowalniać. W Polsce od paru ładnych lat oddolnie umacniają się inicjatywy i postawy obywatelskie. Był impuls po aferze Rywina, potem kolejny w okresie rządów PiS-u. Nastąpiło pewne przyspieszenie, kiedy okazało się, że Platforma nie jest w stanie spełnić wyborczych obietnic. Ale, być może, najważniejszy impuls zaistniał po 10 kwietnia 2010 r. Jak powiedział mi pewien biznesmen: „Włączyłem się do działalności publicznej, bo było mi wstyd za stan, w jakim jest moje państwo”. Trwa proces tworzenia się setek, może tysięcy inicjatyw patriotycznych. Nazywam to wyłanianiem się kolejnych wysp archipelagu polskości. Ludzie czują potrzebę obrony swojej patriotycznej godności. A demokracja, choć ma postać biurokratyczną, jednak daje do tego przestrzeń. Można manifestować, rejestrować fundacje, stowarzyszenia, portale internetowe, pisma, pisemka, wydawnictwa, kluby dyskusyjne. Tego jest bardzo wiele.
Jednak jeśli ten proces miałby trwale zmienić oblicze Polski, czyli odbudować wspólnotę polityczną, stworzyć nowoczesny naród – pojmowany także jako zorganizowana grupa interesów – potrzebne są impulsy konsolidacji. Rozproszone wysepki muszą się wiązać w większe struktury. I tu napotykamy na barierę przywództwa. W obozie patriotycznym występuje poważny deficyt umiejętności sięgania po ludzi „środka” i tworzenia dzieł o większym zasięgu.
– Bo to w kraju indywidualistów niezmiernie rzadka umiejętność.
– Żeby założyć pisemko albo portal, wystarczą dość proste kompetencje organizacyjne. Natomiast, by konsolidować liczne tego typu inicjatywy w skali kraju – trzeba mieć autorytet, by oddziaływać na środowisko twórców małych projektów. Takich, którzy już posmakowali satysfakcji z owoców swoich działań. Przed Polakami stoi zadanie zdobywania umiejętności gry drużynowej, koordynacji na wyższym poziomie. Do tego potrzebne są osoby, które potrafią współpracować z ludźmi ambitnymi, a nawet – w pewnym sensie – zarządzać ich energią. Czyli potrzebne jest przywództwo na większą skalę, bo – jak mówią niektórzy – po stronie prawicowej mamy nadmiar kieszonkowych Napoleonów. Jednak ta uwaga nie jest jednoznacznie krytyczna. To zjawisko ma plusy i minusy. Są ludzie, którzy już wydają czasopisma, zbudowali pewne środowiska, potrafią zdobywać dotacje, jednak ich osobiste ambicje sprawiają, że nie chcą wiosłować na większej wspólnej łodzi.
Elementy rekonstrukcji narodu ku odrodzeniu polskości istnieją. Trzeba je tylko umieć odnaleźć, skonfigurować i połączyć.
– Aby wybrnąć z tej sytuacji, wskazuje Pan instytucję założycielską, która może stać się punktem oparcia. Twierdzi Pan: „Być może jest taka instytucja, która ze względu na swoją konstrukcję historyczno-strukturalną jest najsilniejszym depozytariuszem polskości z wszystkich istniejących instytucji. Być może to jest taka instytucja, która jest kośćcem kulturowym i państwowym polskości od tysiąca lat”. Ma Pan na myśli Kościół?
– Tak. Nie powiedziałem tego wprost, bo czasem chodzi o to, żeby słuchacz, rozmówca rozeznał to sam w swoim myśleniu. W obecnej podwójnej próżni – narodu bez państwa i państwa bez narodu, w świecie, w którym mamy pełno gorących serc, w tej przestrzeni istnieje instytucja, która jest z nami od tysiąca lat. A fakt, że najwięcej powołań jest w rodzinach z dolnych warstw społecznych, z polskiej prowincji, ze wsi, świadczy o tym, iż ci ludzie wnoszą do Kościoła powszechnego kod kulturowy polskości. To powoduje, że Kościół katolicki jest – z powodów natury socjologicznej – zanurzony w polskości. A Kościół – wskazuje papież Benedykt XVI – mimo swoich ułomności, zawiera w sobie pewien depozyt kulturowy (niezależnie od metafizycznego wymiaru Objawienia), wokół którego i dzięki któremu można oddzielić ziarno od plew.
– Głosi Pan potrzebę budowania w przyspieszonym tempie nowych elit, przekonuje, że trzeba wykorzystać współczesną wiedzę o ruchach społecznych, procesach kreowania osób z charyzmą. Gdzie można tych ludzi znaleźć? To są umiejętności, które trzeba nabywać, jakoś się ich uczyć...
– To musi pozostać tajemnicą; gdy się wrogowie Polski zorientują, to jednych zastraszą, a innych podkupią. A mówiąc serio, w wielu środowiskach organizuje się „szkoły liderów”. Jeśli młodych ludzi nauczymy samokontroli, sprawnego komunikowania się i oddziaływania na otoczenie społeczne, ale nie uformujemy w nich więzi z tradycją i narodem – to najbardziej utalentowani zostaną podkupieni przez wielkie międzynarodowe korporacje. I sprowadzeni do roli poddostawców. Albo pójdą do koniunkturalnych partii. Proces tworzenia elity, która nie będzie się bała brać odpowiedzialności za kraj, uczenia podstaw socjotechniki, musi być powiązany z procesem zakorzeniania w polskości. Kształcąc wyłącznie patriotycznie, wychowamy gorących patriotów o małych umiejętnościach społecznych. A jeśli będziemy kształcić umiejętności tylko technokratyczne, wykształcimy młodych ludzi, którzy zostaną cynikami. Trzeba jednocześnie troszczyć się o obydwa wymiary formowania elit dla Polski. Nie polskich elit, ale elit dla Polski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.