O przyczynach i skutkach korupcji, urzędniczych przestępstwach, niechęci do kontroli i pobłażaniu dla afer oraz aferzystów z Januszem Wojciechowskim rozmawia Wiesława Lewandowska
– Na temat nieprawidłowości w „Elewarze” był raport NIK-u w 2011 r. oraz informacja CBA już w 2009 r., a sprawa z jakichś niejasnych powodów wybuchła dopiero teraz. Wypadek przy pracy?
– Wiedział o tej sprawie minister rolnictwa, wiedział rząd, wiedział premier, nawet prezydent wiedział, bo też dostał raport NIK-u, ale wszyscy udawali, że nic się nie dzieje. Wrzuciłbym tu – niestety – także kamyczek do ogródka NIK-u, który wykonał kawał dobrej, ale niedokończonej roboty. Jeżeli stawia się zarzut wypłaty nienależnych wynagrodzeń na ponad 2 mln zł, to należało natychmiast skierować sprawę do prokuratury, która powinna sprawdzić, czy nie doszło do wyłudzenia tych pieniędzy. To trochę podobnie jak z inną niesłychanie ważną kontrolą NIK-u we wspomnianej już Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która rozłożyła na raty opłaty koncesyjne na 63 mln zł, mimo braku podstaw i uzasadnienia dla takiego umorzenia. Ta sprawa też powinna być skierowana do prokuratury, gdyż doszło tu do przestępstwa przynajmniej urzędniczego, jeśli nie korupcyjnego. Niestety, jakoś tak się dzieje, że w tych naprawdę ważnych sprawach często brakuje dalszego ciągu. Mam nadzieję, że w tej sprawie ciąg dalszy nastąpi, gdyż złożyłem zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa, uczyniła to również Fundacja Lux Veritatis.
– Czy o tym braku dalszego ciągu po kontrolach NIK-u decydują względy polityczne?
– W przypadku samego NIK-u zapewne nie, to nie jest upolityczniona instytucja i działa dobrze, choć mogłaby być bardziej „zadziorna” w dopominaniu się o odpowiedzialność i usunięcie stwierdzonych nieprawidłowości. Warto jednak przypomnieć, że NIK też otrzymał cios od obecnej władzy; dokonano mianowicie zmiany ustawy o NIK-u i likwidacji podstawowego instrumentu kontroli, jakim był protokół kontroli – obecnie obowiązujące jest już tylko uproszczone wystąpienie pokontrolne, w którym opis patologii nie jest już tak precyzyjny i szczegółowy... PO uderzyła w te fundamenty kontroli państwowej, które jako prezes NIK-u kształtował śp. Lech Kaczyński, późniejszy Prezydent Rzeczypospolitej. Gdy dziś gorszymy się łamaniem ustawy kominowej w spółce „Elewarr”, warto też wspomnieć, że ta ustawa, ograniczająca płace w państwowych przedsiębiorstwach i spółkach, jest efektem działań i wniosków Najwyższej Izby Kontroli, z czasów, gdy byłem jeszcze prezesem Izby.
– Nie ma kontroli, ale za to wreszcie są „wysokie standardy państwowe” narzucone przez partię rządzącą. Jej przedstawiciele z dumą podkreślają, że po raz pierwszy w najnowszej historii minister rządu podał się do dymisji.
– Mamy teraz tak wysokie standardy, że aż podwójne. To rzeczywiście wielkie bohaterstwo! Mógł się przecież pan minister zabarykadować w ministerstwie i bronić się przez kilka dni!
– Na propozycję PiS powołania komisji śledczej w sprawie „Elewarru” sam premier odpowiada, że wystarczy, iż sprawą zajmuje się prokuratura...
– Ta prokuratura, która dowiaduje się o tej aferze, tak jak o wielu innych, wyłącznie z mediów? Prokurator generalny miał przecież raport o „Elewarze” już w 2011 r., co prawda NIK nie złożył zawiadomienia o przestępstwie, ale raport w Prokuraturze Generalnej już był. A sam premier miał wiedzę (przekazaną przez ówczesnego szefa CBA Mariusza Kamińskiego) na temat nieprawidłowości w Agencji Rynku Rolnego już w 2009 r. I nic się nie działo! Pod rządami Prawa i Sprawiedliwości to media dowiadywały się od prokuratury o aferach, a dziś prokuratura dowiaduje się od mediów.
– Przy okazji „afery taśmowej”, która uderza mocno w rządzącą koalicję, media chętnie przekonują, że afery były zawsze, także za rządów PiS. Jakie to były afery?
– Ja sobie przypominam dwie, obie wykryte przez prawidłowo funkcjonujący aparat państwowy. Jedna z nich dotyczyła ministra Lipca, już skazanego za to, co zostało mu przypisane. Druga była sławna „afera gruntowa”, w której dwie osoby zostały skazane, a która została zdławiona w zarodku, z dramatycznymi konsekwencjami dla ówczesnego rządu, przed którymi jednak nie zawahał się premier Jarosław Kaczyński. Nie chronił swoich ministrów. W imię zasady uczciwości w życiu publicznym zaryzykował nawet rozbicie koalicji, utratę władzy, przedterminowe wybory.
– Ale była też PiS- owska „afera taśmowa”...
– Media wykryły aferę z taśmami pani Renaty Beger – nieporównywalną z obecną „aferą taśmową”, dlatego że w tamtych nagraniach nikt się nie zastanawiał, jak kraść czy jak „kręcić lody”; były to tylko rozmowy o przyszłej koalicji i o stanowiskach w tej koalicji. To normalne, jeśli chce się zawiązać koalicję. Warto tu dopowiedzieć, że ani w 2007 r., ani w 2011 PO i PSL nie zawarły umowy programowej, że budując koalicję, rozmawiano tylko o stołkach i posadach. Gdyby z tych rozmów zrobić taśmy, to byłyby znacznie gorsze niż taśmy pani Beger. PiS nie miało na swoim koncie – i miejmy nadzieję – że nie będzie mieć żadnej afery choć trochę podobnej do tego, co dzieje się teraz w Polsce.
– PO też nie przypisuje sobie żadnej afery!
– I sprawnie zamiata je pod dywan! Przykładem jest choćby afera hazardowa, która była, a jakoby jej nie było, zakończył ją poseł PO Mirosław Sekuła słynnym przemówieniem do pustych krzeseł. Była też szybko i umiejętnie uciszona sprawa byłego senatora PO Tomasza Misiaka, który, będąc senatorem, prowadził rozmaite biznesy i otrzymywał wielomilionowe zamówienia publiczne na szkolenie pracowników stoczni.
Była i historia w Wałbrzychu z fałszowaniem wyborów. Żadna z tych spraw nie skończyła się spektakularnym potępieniem, co najwyżej odpowiedzialność poniosły osoby z głębokiego cienia. PO zręcznie się otrzepuje z wszelkich afer, ma tę niezwykłą umiejętność, trzeba to przyznać.
– Obecnie propozycja powołania komisji śledczej jest oprotestowywana przez PO i oczywiście przez PSL, a także przez samego premiera. Pragmatyzm to, lekceważenie czy może jednak jakiś strach?
– Podejrzewam, że przede wszystkim jest to strach przed jawnością i efektem szybkiego działania. Taka komisja wyciąga na światło dzienne sprawy jeszcze żywe w naszej pamięci, a prokuratura – do której wyłączności tak usilnie odsyła pan premier – za jakieś trzy lata kogoś może oskarży… skaże albo powie, że nie znalazła dowodów, albo ogłosi znikomą szkodliwość sprawy, o której już nie będziemy nawet pamiętali... To jest właśnie zamiatanie pod dywan. Komisje śledcze są elementem jawności życia publicznego i jako takie spełniają pożyteczną rolę prewencyjną. Powinny pracować często. Po to jest ustawa o komisji śledczej, żeby takie komisje mogły działać, a zwłaszcza władza nie powinna się uchylać przed ich powoływaniem. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Dlatego dzisiaj PSL powinno pierwsze dążyć do wyjaśnienia tej afery, powinno wręcz błagać o powołanie tej komisji.
– Wracaj, IV RP, zanim ta trzecia do reszty sama się rozkradnie! – takie hasło rzucił Pan na swoim blogu. Nie nazbyt odważne? Czy, Pana zdaniem, Polacy w IV RP – którą skutecznie kilka lat temu straszono – już nie widzą zagrożenia?
– Ja ciągle wierzę w to, że w Polsce przeważają ludzie uczciwi, którzy nie lubią być okradani i jednak chcą, aby przestępców sprawiedliwie (przykładnie) karać. Z taką postawą często się spotykam. Jednak to prawda, że ludzie są bardzo zmanipulowani, ale myślę też, że powoli będą odzyskiwać świadomość tego, co się z nimi dzieje. Osobiście sądzę, że Polska byłaby dziś w innym, lepszym miejscu, gdyby udało się zrealizować właśnie hasła IV RP.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.