Z jakim rodzajem ateizmu mamy do czynienia w przypadku postulatów Ruchu Poparcia Palikota? Odpowiednią kategorią wydaje się „ateizm proletariacki”, której użył Étienne Gilson w książce Bóg i ateizm. Kryje się za nim przekonanie, że odrzucenie balastu religii przyniesie nam ulgę, staniemy się lepsi, wrażliwsi i bardziej nowocześni. Co z tego wynika dla lewicowych intelektualistów?
Wykluczyć religię z przestrzeni publicznej
Tak dobry wynik Ruchu Poparcia Palikota w ostatnich wyborach parlamentarnych wywołał konsternację. Wydawało się, że wojna religijna w Polsce należy do przeszłości, gdy nieoczekiwanie wybuchła ponownie i to nie tyle na linii państwo – Kościół, co na linii państwo – religia. Wydaje się, że Janusz Palikot zarówno wykorzystał formułę antyklerykalną, jak i zmonopolizował postawę ateistyczną. Drogę do parlamentu zapewnił mu nowy program, który trawestując pojęcie „laicyzacji pozytywnej” Nicolasa Sarkozy’ego, można określić jako „laicyzację negatywną”. W tym programie religia jest postrzegana jako szkodliwa, a zatem należy dołożyć wszelkich starań, by wykluczyć ją z przestrzeni publicznej. Nie dziwi więc, że we wdrażaniu projektu bierze udział Jerzy Urban. Nie jest to działanie nieprzemyślane. Palikot ujawnił metodę swoich działań: są to mniej lub bardziej poważne prowokacje, mające doprowadzić do sytuacji, w której Kościół znajdzie się w pozycji permanentnego polemisty. Poruszana problematyka – finanse, kwestie bioetyczne czy teologiczne – w których to ostatnich były wydawca tygodnika „Ozon” jest biegły – nie ma znaczenia. Jakiekolwiek będzie stanowisko Kościoła, Ruch je z miejsca zaneguje. Zmuszony do obrony Kościół zawiąże integrystyczny, wewnętrzny sojusz. Wówczas katolicka opinia publiczna zostanie pozbawiona i tak kruchej różnorodności, co dodatkowo uderzy rykoszetem w słaby „Kościół otwarty” i w liberalną inteligencję katolicką. Janusz Palikot i jego doradcy wiedzą, że instytucje integrystyczne nie mają poparcia społecznego w Polsce. W tej sytuacji Kościół będzie tracił zaufanie społeczne.
Taktyka Ruchu opiera się na nowym określeniu wroga. Palikot pierwszy zdał sobie sprawę, że żadnego znaczenia w rozprawie z Kościołem nie ma środowisko Radia Maryja, oddziałujące w większości na osoby starsze. W ten sposób, stosowany w debacie publicznej podział (nieoddający złożoności problemu) na frakcję „toruńską” czy „łagiewnicką” będzie bez znaczenia – po centralizacji Kościół będzie traktowany po prostu jako instytucja szkodliwa w polskiej przestrzeni publicznej.
Wierzący bez prawa głosu
Poprzez laïcité négative instytucjonalizuje się niechęć do religii, a zarazem wyklucza się ze sfery publicznej tożsamości religijne obywateli. W tej koncepcji odwołanie się do wartości chrześcijańskich pozbawia członka społeczeństwa możliwości budowania dobra wspólnego. Problem polega na tym, że niechrześcijańskie koncepcje moralności, jak choćby ateizm, nie są wykluczane. Mówiąc wprost, laïcité négative oznacza, że dla katolika, który nie pozostawi swoich przekonań w domu, nie ma miejsca w sferze publicznej. O ile w liberalizmie politycznym (choćby w wydaniu Johna Rawlsa) postulowana neutralność światopoglądowa państwa dopuszcza istnienie panwyznaniowych wartości wspólnych, także mających swoje źródło w religii, o tyle w laïcité négative nie jest możliwy konsensus, bo a priori wyklucza się religijne fundamenty moralności publicznej.
Odwołując się w tym miejscu do teorii sekularyzacji wyłożonej przez Charlesa Taylora w A Secular Age, w Polsce mamy do czynienia z „sekularyzacją 1”, która wypycha wiarę ze sfery publicznej, ale nie z „sekularyzacją 2”, której wskaźnikiem jest spadek praktyk religijnych (co w Polsce, w przeciwieństwie do Zachodu, nie ma miejsca). Dlaczego w takiej sytuacji praktykujący katolicy nie mieliby mieć prawa do nauki religii w szkole? Politycy z Ruchu Poparcia Palikota raz po raz wypowiadają opinie, w których deklarują, że nie są przeciwnikami religii, lecz nadmiernej władzy duchownych. Jednak gdy postulują zniesienie konkordatu, a co za tym idzie – instrumentów prawnych, takich jak np. śluby konkordatowe, albo żądają usunięcia religii ze szkół publicznych, to uderzają nie w instytucję, ale w wierzących obywateli. Zatem nie jest to postawa antyklerykalna, ale ateistyczna – wroga religii i jej manifestowaniu w sferze publicznej.
Ateizm proletariacki czy naukowy?
Warto się zastanowić, z jakiego rodzaju ateizmem mamy do czynienia w przypadku Ruchu Poparcia Palikota i co z tego wynika dla polskich lewicowych intelektualistów. Dobrą kategorią wydaje się ta zastosowana przez Étienne’a Gilsona w książce Bóg i ateizm, mianowicie kategoria „ateizmu proletariackiego”. Gilson pisał: „(…) tak długo bowiem Bóg będzie istniał w świadomości ludzi, jak długo nie dokona się rewolucja proletariacka, nie będzie jednak tej rewolucji, dopóki pozostawać będzie jakiś Bóg” (s. 139). Ateizm proletariacki ma, jak zauważa autor, funkcje emancypacyjne. W tym duchu, Ruch Poparcia Palikota wskazuje Kościół, czy szerzej – religię jako „winną” zapóźnionej modernizacji, a jej wykluczenie ze sfery publicznej jako szansę na polityczne i ekonomiczne katharsis. W założeniach ateizmu proletariackiego kryje się przekonanie, że odrzucenie balastu religii przyniesie nam ulgę, staniemy się lepsi, wrażliwsi – a w Polsce – bardziej nowocześni. W ten sposób kształtuje się mechanizm irracjonalnego obarczania religii winą za społeczne frustracje i niepowodzenia.
Sukces wyborczy wyznających ateizm proletariacki powinien wzbudzić niepokój środowiska lewicowych intelektualistów, szczególnie tych z „Krytyki Politycznej”, której bliższy jest „ateizm naukowy”. W tym przypadku religię odrzuca się z racji jej niedostosowania do nowoczesnego świata. Proletariackość środowiska „Krytyki” ma jedynie charakter estetyczny i powierzchowny, niewiele ma zaś wspólnego z reprezentowaniem „ludu pracującego”. Choć „Krytyka” o Kościele wypowiada się radykalnie, to można zauważyć, że przejęła tradycje dialogicznej polskiej lewicy – „strona przeciwna” budzi jej intelektualne zainteresowanie. Świadczy o tym choćby wydanie książek takich jak Święty Paweł i Antypapież albo organizowanie debat, podczas których pojawiają się kwestie dotyczące religii. Trudno wyobrazić sobie zatem sojusz krytyków kultury z Nowego Wspaniałego Świata z wydawcą „Faktów i Mitów”. Mimo że środowisku „Krytyki” zarzuca się pomoc bojówkom antyfaszystowskim, oskarżanym o stosowanie przemocy podczas manifestacji 11 listopada 2011 r., to z całą pewnością język chamstwa oraz pochwała użycia siły obce są głównemu nurtowi tego środowiska. Zważywszy na nowy rozkład sił politycznych w Sejmie, intelektualiści lewicowi mają dylemat, komu przyznać polityczny mandat. Przyłączenie się do Palikota przez „Krytykę” lub niektórych polityków SLD niosłoby ze sobą ryzyko zdominowania i marginalizacji ich bardziej wyważonych i dialogicznych głosów. Ponadto działania intelektualnej lewicy są przez elektorat „Faktów i Mitów” odbierane jako strata czasu naiwnych „jajogłowych”, którzy miast debatować, powinni atakować Kościół, ile starczy sił.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.