W Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich zawrzało, jak nigdy dotąd w jego długiej historii, w związku z osobą jego prezesa Krzysztofa Skowrońskiego, który poprowadził dwa spotkania zorganizowane przez partię opozycyjną
Media, które w demokratycznym państwie powinny być inicjatorami i moderatorami debaty publicznej, są raczej jej ogranicznikami; podobnie, jak przed kilkudziesięciu laty, tyle, że teraz w sposób bardziej wyrafinowany, narzucają opinii publicznej gotowe i dość proste schematy myślenia. Ten obowiązujący od co najmniej pięciu lat jest taki: byłoby w Polsce dobrze, gdyby nie było PiS-u, „moherów”, o. Rydzyka oraz całego Kościoła, może wyjątkiem niektórych księży.
Obowiązuje też wypróbowana metoda propagandy – zamiast merytorycznej polemiki dziennikarze wprost dyskredytują nielubianych polityków opozycji, ale najchętniej stosują wyśmiewanie i wyszydzanie. Wielu młodszych wyrobników dziennikarstwa pewnie nawet nie wie, dlaczego trzeba i wypada nie lubić PiS-u. Z tym dogmatem weszli do zawodu. A ci nieco starsi już w latach 90. wiedzieli, że braci Kaczyńskich z definicji lubić nie należy. Tak było nie tylko w lewicowo-liberalnej „Gazecie Wyborczej”, ale także w prawicowym „Życiu Warszawy”, którego ówczesny naczelny Tomasz Wołek całym sercem angażował siebie i całą redakcję w kampanię wyborczą (tę przegraną) Lecha Wałęsy i do dziś – podobnie zresztą jak sam Lech Wałęsa – jako dziennikarski autorytet dyktuje zoologiczną nienawiść do PiS-u. Od pewnego czasu podejmuje ją w telewizji publicznej (!) m.in. także uchodzący za dziennikarski wzorzec z Sevres Tomasz Lis (ostatnio jeszcze dobitniej czyni to w redagowanym przez siebie tygodniku). I nikt się tym nie gorszy, bo gdy nienawiść jest właściwie skierowana, nie liczą się metody dziennikarskie urągające dobrym obyczajom... Czy ktoś jeszcze pamięta o istnieniu Dziennikarskiego Kodeksu Obyczajowego (DKO), w którym napisano: „Podstawowym obowiązkiem etycznym dziennikarza jest poszukiwanie i publikowanie prawdy. Niedozwolone jest manipulowanie faktami”?
Manipulowanie faktami w celu ośmieszenia lub utrącenia kogoś lub czegoś, bywa, niestety, w polskim dziennikarstwie stosowane dość nagminnie i to nie tylko tam, gdzie uchodzi za normalność, czyli w brukowcach. Nie odrzucają tych metod także tzw. poważni publicyści. Nikt już na to nawet nie zwraca uwagi. Najmniejszego zdziwienia nie budzi również to, że jednym z najczęściej używanych środków wyrazu w „wysokiej publicystyce” stała się pogarda dla inaczej myślących. Co ciekawe, najgorliwiej praktykują ją ci, którzy tak bardzo propagują tolerancję dla inności. Jak ocenić pierwszą damę polskiego dziennikarstwa Janinę Paradowską, która nie kryje obrzydzenia i pogardy do tych, których nie lubi lub z którymi się nie zgadza? Jak rozumieć dziennikarski przekaz Dominiki Wielowieyskiej, która w swej porannej audycji radiowej po prostu chichoce, oczywiście tylko wtedy, gdy mówi o Smoleńsku lub PiS-ie?... Itd., itp.
Odbiorcy przekazów dziennikarskich nie zadają pytań, bo nie mają na to ani czasu, ani ochoty, przytłoczeni powtarzanymi do znudzenia monotonnie zgodnymi opiniami dziennikarskich autorytetów, które bezrefleksyjnie biorą za swoje. Zachowują się jak podręcznikowy przedmiot oddziaływania sprawnej propagandy; po prostu powtarzają proste przekazy mediów.
Chichot zamiast debaty
Polska brać dziennikarska straciła dziennikarski instynkt, który w normalnym demokratycznym kraju każe stawać bardziej po stronie opozycji niż po stronie rządu, każe tłumaczyć, pośredniczyć – mediować, moderować dyskusję, zachowując bezstronność! Nic z tych rzeczy! Dziennikarze nie lubią debat (bo za trudne?), wolą kłótnie i beztreściwe pyskówki (dlatego do telewizyjnych studiów najchętniej zapraszają wyraziście skrajnych polityków). Doskonałą ilustracją takiego podejścia do zawodu jest zignorowanie i obśmianie zaproponowanej przez PiS debaty ekonomicznej (tej, którą ośmielił się moderować Krzysztof Skowroński). Nie tylko politycy rządzącej partii, ale także dziennikarze z góry założyli, że partia opozycyjna nie ma nic do powiedzenia. Na wiele dni przed tą debatą wszystkie główne media, w tym i publiczne, ogłaszały jej bezsens, nie próbowano nawet stawiać merytorycznych pytań. Miał wystarczyć wymowny chichot. A po debacie tylko nieliczni komentatorzy nieśmiało przyznali, że była całkiem ciekawa. Za to wszystkie media pokazywały naelektryzowane, stające dęba włosy uczestników, oczywiście z prześmiewczą aluzją, że to za sprawą propozycji ekonomicznych PiS-u.
Dziennikarze nie lubią trudnych debat, a już jak ognia unikają jakiejkolwiek dyskusji na temat własnego środowiska, chyba że trzeba wyśmiać te „gorsze media”, np. Telewizję Trwam. Łezka się w oku zakręciła, gdy duże stacje relacjonowały niedawny marsz w obronie TV Trwam: realizatorzy robili wszystko, by tylko nie pokazywać zbyt wielkiego tłumu, a dziennikarze montowali prześmiewcze felietony! Już wiele dni naprzód wytaczano armaty przeciw hasłu „Obudź się, Polsko!” (że faszystowskie), potem uczestnikom wmawiano najgorsze intencje, oczywiście polityczne, a nawet partyjne. To było zaiste „stare, dobre” dziennikarstwo, może nawet bardziej radykalne niż tamto z epoki pierwszych papieskich pielgrzymek w czasach komunistycznych.
Czy prezes SDP wystąpił jako rzecznik PiS-u i naruszył standardy dziennikarskie, angażując się w konferencję PiS-u? W takiej sytuacji, jaką mamy dziś w kraju i w dziennikarstwie – mówią popierający i rozumiejący Skowrońskiego – uczciwy dziennikarz powinien być zawsze po stronie opozycji i nagłaśniać stawiane przez nią pytania. Życzliwi krytycy jego „występku” mówią o niepotrzebnej niezręczności, bo przecież z góry było wiadomo, że sprowokuje oburzenie, koleżeńskie represje i może nawet doprowadzić do odbicia SDP przez „nieprawicę”... W tle pojawia się nieśmiałe pytanie, czy nie lepiej występować z otwartą przyłbicą niż markować, udawać dziennikarski obiektywizm i polityczną niezależność? Na pewno lepiej. Dlatego dziennikarze głównego nurtu także niczego już nie markują i występują z otwartą przyłbicą, czyli jawnie wyszydzają opozycję.
Czy Skowroński wywołał – jak sam ma nadzieję – wreszcie merytoryczną dyskusję o niezależności dziennikarzy? Nic na to nie wskazuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.