Lubię korzystać z mądrości ludowej zawartej w różnych znanych powiedzeniach (oczywiście do wszystkich przysłów trzeba podchodzić krytycznie, bo czasem ta mądrość jest tylko pozorna, powierzchowna).
Z wielu kontaktów, jakie mamy w naszej Poradni, ogromna większość potwierdza prawdziwość zdania: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Aby nie być gołosłowną, zacznę od fragmentu listu:
Czy to jakieś fatum? Jeden z moich braci jest sporo starszy ode mnie i dzięki temu mogę obserwować jego życie małżeńskie, jego zachowania jako męża i ojca. Jestem przerażona, bo on przecież naśladuje wszystkie wady naszego ojca, wady, które jego samego drażniły tak, jak i nas wszystkich! Może jestem przewrażliwiona, ale chyba czasem w swoich zachowaniach widzę z kolei wady naszej mamy…
Uwaga – niestety – jest słuszna… Nawet potwierdzona naukowo! Rzeczywiście, badania potwierdzają słowa cytowanego listu, który jest tylko jednym z wielu podobnych głosów, jakie słyszymy w Waszych wypowiedziach i możemy przeczytać w Waszych listach. Ale muszę Was pocieszyć: rzeczywiście bardzo często zupełnie bezwiednie naśladujemy wady naszych rodziców, ale wcale tak nie musi być! Rzeczywiście, jest prawem psychologiczne wdrukowanie, według którego uczymy się zachowań przez ich wielokrotne obserwowanie: widzieliśmy setki razy taką a nie inną reakcję mamy czy taty i w podobnej sytuacji odruchowo zachowamy się podobnie… Mam jednak w swoim archiwum wiele materiałów, które dają nadzieję. Oto jeden z nich:
W ramach przygotowania do małżeństwa chodziliśmy z narzeczoną na doskonale prowadzony kurs. Na jednym z zajęć prowadzące małżeństwo poprosiło zebranych o napisanie na kartce wszystkich cech naszych rodziców i dziadków, jakie chcielibyśmy naśladować i obok wszystkich, których chcielibyśmy unikać. Już sama konieczność wnikliwej obserwacji była warta uwagi, ale jak wiele z tego wynika… do dzisiaj, a jesteśmy już kilka lat po ślubie. Dzięki temu, że nauczyliśmy się autokrytycyzmu i wzajemnej pomocy, do dzisiaj korzystamy z tamtych kartek (nawet je sobie skserowaliśmy, bo te napisane przed laty już się zniszczyły). Proszę, zachęcajcie wszystkich młodych do takiej pracy nad sobą, bo daje to wspaniałe efekty!
Natomiast w innej wypowiedzi znajdziemy jedną z najlepszych metod na to, by powoli wyzbywać się tych cech, których nie chcemy ilustrować naszym życiem:
Nasze życie byłby bardzo smutne, może nawet tragiczne, gdyby nie pouczenia cioci Ireny. To rodzona siostra babci mojego męża, osoba, która urodziła się niepełnosprawna, ma lewą nogę nieco krótszą od drugiej. Ale to ona najlepiej zna wszystkie dzieci z licznej rodziny męża – jako rencistka bardzo często jest proszona o opiekę nad maluchami, gdy rodzice mają jakieś ważne sprawy, albo po prostu chcą sami gdzieś wspólnie wyjść. Owa ciocia Irena ma – spośród wszystkich ludzi, jakich znam – największy dystans do samej siebie. Bardzo często powtarza, że cnotą, która w życiu codziennym najbardziej się każdemu przydaje – to poczucie humoru. Każdemu, kto ją ma oczywiście. Ciocia Irena dodaje czasami jedno z powiedzonek ks. Tadeusza Fedorowicza – jej byłego spowiednika „Naucz się śmiać z samego siebie – nie zabraknie ci powodu do radości do końca życia”. Jeszcze nie byliśmy małżeństwem, jak podczas jednej z wizyt u cioci usłyszałam chyba najcenniejszą uwagę: „Miejcie zawsze dystans do siebie samych i do siebie nawzajem”. I dalej: „Jak będziesz patrzyła na życie z pewnej perspektywy, to nie dasz sobie zakręcić w życiu. Taki dystans nie pozwala, by codzienne przeżycia przesłoniły założenia wstępne. Popatrz na przykład: mąż na pewno będzie Cię kochał. Ale jak go ząb zaboli, to może być chwilowo nieuprzejmy. I to wcale nie znaczy, że przestał kochać i szanować, to znaczy, że nie bardzo umie sobie poradzić z tym zębem, nie umie nie zauważać tego bólu. Ale Ty założeń nie zmieniaj, ząb przejdzie albo go wyrwą, a miłość zostanie i będzie lepiej widoczna”. Od chwili, kiedy to usłyszałam (zastanawiam się, dlaczego nie usłyszałam tej oczywistej prawdy w domu), zaczęłam wprowadzać to w życie. Dystans do siebie, poczucie humoru są doskonałą ochroną. Jest to rodzaj takiego życiowego antywirusa – nie szkodzi nam w małżeństwie to, co samo, bez naszego wpływu się popsuje, albo nawet to, co ktoś chciałby nam popsuć.
Zatem zachęcam: niezależnie od tego, w jakim wieku jesteście, możecie wykonać to ćwiczenie: zauważcie i napiszcie, jakie zachowania, jakie postawy Waszych bliskich chcecie powielać, a jakich unikać. Sami albo we współpracy ze spowiednikiem czy nawet kimś z rodzeństwa możecie osiągnąć niesamowite efekty!
Małgorzata z Poradni Rodzinnej
malgorzatabernatowska@op.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.