Nim człowiek dojrzeje do świętości, nim osiągnie swój główny cel, zmuszony jest do ciągłego "wybudzania" – rozstania się z błogim snem życia ziemskiego, snem obojętności wobec Boga, utrzymującym nadmierny dystans do Boga, snem pozwalającym mówić, chodzić i posługiwać się inteligencją, ale niepozwalającym "wypłynąć na głębię". Aby się przebudzić, wystarczy uświadomić sobie swe kapłaństwo.
Życie jak sen
Motyw życia jako snu został spopularyzowany w literaturze europejskiej przez Calderona. Hiszpański pisarz w dramacie Życie jest snem stawia całą serię pytań:
Czym jest życie? Szaleństwem?
Czym życie? Iluzji tłem,
Snem cieniów, nicości dnem
Cóż szczęście dać może nietrwałe
Skoro snem życie jest całe?
I nawet sny tylko snem.
Słowa dramaturga wskazują na przewidywanie "niepełności" ziemskiego żywota, swego rodzaju iluzję. Życie to jakiś etap, po którym ma nastąpić dopełnienie. Jego bramy otwiera śmierć.
Doskonale korespondują one z norwidowską antropologią, której najlepszą ilustracją jest wiersz <em>Sfinks</em>. Norwid wyłuszcza w nim odpowiedź na pytanie: Kim jest człowiek? Człowiek – to "kapłan bezwiedny i niedojrzały". Poeta odkrywa prostą prawdę, że człowiek jest nieświadomy swego powołania, swej roli: kapłaństwa, czyli służby Bogu. Ponadto ukazuje, że każdy z nas jest bytem spotencjalizowanym, niedojrzałym, istotą, która nieustannie "staje się", która jest wezwana do stałego rozwoju uwieńczonego osiągnięciem świętości.
Ku przebudzeniu
Nim człowiek dojrzeje do świętości, nim osiągnie swój główny cel, zmuszony jest do ciągłego "wybudzania" – rozstania się z błogim snem życia ziemskiego, snem obojętności wobec Boga, utrzymującym nadmierny dystans do Boga, snem pozwalającym mówić, chodzić i posługiwać się inteligencją, ale niepozwalającym "wypłynąć na głębię". Aby się przebudzić, wystarczy uświadomić sobie swe kapłaństwo.
Zadanie nie jest jednakże takie trywialne, na jakie wygląda. Dzisiejsi idole, z którymi rywalizuje Bóg o nasze względy, czy to ze świata show-biznesu, sportu czy polityki, dysponują mocą odciągania od tego, co najważniejsze. Usypiają, wprowadzając w świat iluzji. W świecie tym nic nie zajmuje należnego sobie miejsca. Hierarchia celów ulega pomieszaniu, a Boży tron zastępują uzurpatorzy. Tak rodzi się bałwochwalstwo –owoc wypaczenia naturalnego zmysłu religijnego.
Człowiek-kapłan – istota z natury religijna – zaczyna wielbić i oddawać cześć urozmaiconej konstelacji bóstw: bożkom władzy, bożkom przyjemności, bożkowi państwa, deifikowanej mamonie, zmarłym, politykom i tuzinowi innych bożyszcz.
Polityczne bóstwo
Jednym z bóstw lub "arcykapłanów", kierujących nasz zmysł religijny w stronę fałszywych bogów, są politycy. Potrafią oni pogrążać w twardym śnie na dwa sposoby: 1. dostarczając igrzysk, czyli rozrywki, występując w roli aktorów; 2. przedstawiając siebie jako tych, którzy mają moc wybudzania z uśpienia.
Politycy jawią się w tym kontekście jako bajkopisarze czy "twórcy narracji". W ich bajce (narracji), to rywal jest często tym, który odciąga wyborców od prawdziwych problemów, od istoty życia społecznego. Tym samym współczesny polityk--demagog, którego celem jest przekonanie całej masy ludzi do swojej osoby i swojej opowieści, tworzy kontrnarrację wobec swojego oponenta, nie wybudza przy tym ze snu, ale podejmuje próbę przyciągnięcia zdezorientowanego wyborcy na swoją stronę. Człowiek, pozostając pod wpływem politycznej narkozy, odbija się jak kula na bilardowym stole, wokół którego energicznie walczą o każdą bilę hochsztaplerzy w maskach obrońców państwa, narodu, praw człowieka i nie wiadomo czego jeszcze.
Narracja czy dramat
Klasyczni filozofowie odróżniają zazwyczaj dwa pojęcia: 1. "narrację" jako subiektywną opowieść; 2. "dramat", czyli faktyczny stan rzeczy, rzeczywistość –taką, jaka ona jest.
Katolików interesuje wyłącznie "dramat". Nie potrzebujemy iluzji, "snu cieniów" czy "nicości dna". Interesuje ich autentyczne życie ludzkie, życie w każdym jego wymiarze: społecznym, narodowym i religijnym.
Szczególnym darem roztropności i mądrości wyróżniają się ci, którzy posiedli łaskę demistyfikacji "narracji", szczególnie tej bardzo perfidnej – opowieści tych, którzy skrywają niecne intencje pod maską patriotyzmu. Najmniej odpornymi osobami na ten rodzaj "opowieści" są ci, którzy są wrażliwi na pomyślność Ojczyzny; ci, których cechuje szczególnie szlachetna wola.
"Metodę na patriotyzm" wykorzystują ci politycy, którzy chcąc odciągnąć ludzi od Boga, twierdzą, iż religia jest ułudą, przeszkodą w budowie państwa ziemskiego albo rzekomym ograniczeniem ludzkiej wolności; ci, którzy krzyż traktują jako gadżet przekładający się na głosy, którzy instrumentalnie traktują Kościół; jak i ci, którzy chcieliby wprowadzać groźną supremację władzy świeckiej: roszczący sobie prawo do ingerencji w wewnętrzne sprawy Kościoła, wyznaczania metropolitów oraz podważania decyzji papieskich w granicach danego państwa.
Patriotyczny bałwochwalca, choćby był deklaratywnym katolikiem, nie rozumie, że budowa struktur państwowych nigdy nie stoi wyżej w hierarchii niż zbawienie. Dlatego też problemów religijnych nie można traktować instrumentalnie: "Będziemy popierać katolicki punkt widzenia, ale tylko wtedy, jeżeli nie narazimy się na utratę wyborców"; "zrobimy gest wobec środowisk homoseksualnych, bo katolicy i tak na nas zagłosują".
To wielka sztuka sprawiać wrażenie, że się coś robi, ale w rezultacie nie zrobić nic. Niektórzy politycy do perfekcji opanowali tę sztukę, aby "zagospodarować" sobie wyborców.
Wyborcza nagroda
Politycy podporządkowujący interesom partyjnym problemy ważne dla katolików i od tychże interesów uzależniający decyzje dotyczące ważkich problemów moralnych, zasługują na nagrodę: adekwatne potraktowanie przy urnach: "Bye, amigos! – Tym panom już dziękujemy!"
Człowiek powołany został do rozwoju, a w konsekwencji do świętości, zatem zmuszony jest do ciągłego wybudzania z bałwochwalczego snu, łamania morfeuszowych kajdan, pętających nasze życie. Człowiek porzuciwszy jawę, a więc stan czuwania, nie może pełnić swojej priorytetowej funkcji, o której pisał Norwid. Nie tylko nie może być kapłanem, ale nie może uświadomić sobie swego przeznaczenia. I tak w dramacie ludzkiego życia pozostaje nam jedynie mieć się na baczności i czuwać. Sen to arcyszaleństwo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.