Czas wizyt kolędowych księża opisują jako czas bardzo trudny, głównie ze względu na zmęczenie fizyczne i psychiczne. Księża nie mają wtedy urlopów w szkołach, gdzie katechizują, nie są też zwalniani ze swych obowiązków duszpasterskich. Bywa, że wracają do siebie, po całym dniu na nogach, między godziną 20 a 22.
Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznawać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeśli w czymś nie domagają – roztropnie ich korygując (KPK kan. 529 &1).
Stary zwyczaj
Zwyczaj odwiedzania przez kapłanów domów wiernych ma swoją długą historię. Pisał o tym już w III wieku św. Atanazy. Spopularyzowano je w głębokim średniowieczu, a zdaniem wielu historyków Kościoła, to właśnie wizyty duszpasterskie dały podwaliny pod organizację parafii na terenach Polski. Uzasadnienia tej praktyki doszukiwano się także w zapisie Ewangelii. U św. Łukasza czytamy, że Chrystus poleca swoim uczniom, aby szli „do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść miał” (por. 10, 1-12).
Do dziś uważa się, że osoby przyjmujące księdza po kolędzie dają publiczne świadectwo swego przywiązania do Kościoła.
Kolęda oczami księży
Czas wizyt kolędowych księża opisują jako czas bardzo trudny, głównie ze względu na zmęczenie fizyczne i psychiczne. Księża nie mają wtedy urlopów w szkołach, gdzie katechizują, nie są też zwalniani ze swych obowiązków duszpasterskich. Bywa, że wracają do siebie, po całym dniu na nogach, między godziną 20 a 22.
– W jedno popołudnie mam w grafiku kilkanaście, czasem kilkadziesiąt rodzin. Idę bez względu na mróz, śnieżycę czy gołoledź. Jeśli w każdym mieszkaniu jestem 5-7 min, a to minimum, to proszę sobie obliczyć czas. I tak codziennie przez 3-4 tygodnie. Kiedyś, gdy na chwilę usiadłem na blokowym parapecie, ministranci musieli mnie budzić, bo zwyczajnie usnąłem – relacjonuje ks. Andrzej z diecezji krakowskiej. – Ale mimo to nie wyobrażam sobie duszpasterzowania bez kolędy. To często jedyna szansa na bliższy kontakt z ludźmi, których widuje się zazwyczaj na długość nawy, bo przestępując z nogi na nogę, okupują wyjście z kościoła i nim dokończę zdanie: „Idźcie w pokoju Chrystusa…” – już ich nie ma. Z takimi parafianami ucinam sobie po kolędzie pogawędkę.
– Pamiętam, jak w ostatni dzień kolędy, w ostatnim bloku, na ostatnim piętrze, zapukałem do ostatnich drzwi. Ktoś ze środka zawołał, żeby wejść. Drzwi się uchyliły, a ja zobaczyłem przed sobą potwora. Naprawdę. Sinoblady gnom, jakiś przygarbiony, z błędnym wzrokiem. W półmroku korytarza poczułem na plecach dreszcz. Po sekundzie zorientowałem się, że patrzę w lustro… – opowiada ze śmiechem ks. Marek z Katowic.
– Księża narzekają na przeciążenia, ale nie zrezygnują z chodzenia po kolędzie, bo podczas wizyty duszpasterskiej jak w soczewce można zobaczyć, kim są powierzeni nam ludzie. Jak można do nich docierać, jak pomagać, jak sprostać nowym wyzwaniom, bo czasy się zmieniają i trzeba nadążać. Widzi się masę niezawinionej biedy i bezradności. Proszę mi wierzyć, że ani ja, ani żaden ze znanych mi księży nie bierze od takich ludzi datku. Wręcz przeciwnie – często uruchamiamy potem cały caritasowski łańcuch pomocy – dopowiada ks. Andrzej.
– Raz słyszę, że byłem za krótko, drugi raz, że się rozsiadłem i za bardzo wypytywałem, że się wtrącam. Ksiądz od progu czuje, czy jest mile widzianym, oczekiwanym gościem, czy raczej chcą mieć mnie z głowy. Jak wieje chłodem, siedzą sztywno i odpowiadają mi monosylabami, to nie przeciągam wizyty. Nawet ksiądz potrafi wyczuć, że jest intruzem (śmiech). Czujemy, kiedy przyjmowani jesteśmy z obowiązku, bo „co ludzie powiedzą” albo „bo babci byłoby przykro”. A ile się człowiek nasłucha plot, kłamstw, oszczerstw i kalumnii… – mówi ks. Antoni z podkrakowskiego miasteczka.
Śp. ks. Marian Wiewiórowski, proboszcz z Gomulina w diecezji łódzkiej, mawiał, że „Niedziela” pomaga mu w wizycie kolędowej. – Tam, gdzie ludzie czytają prasę katolicką, kolęda wygląda zupełnie inaczej – przekonywał.
Jak się przygotować
Znawca dobrych manier i obyczajów – Stanisław Krajski wyjaśnia, jak bezkolizyjnie, a z klasą przejść przez wizytę kolędową. Odpowiednio przygotowany stół to podstawa, obecność całej rodziny mile widziana. I tylko rodziny, bowiem tego dnia raczej nie zaprasza się znajomych. Wizyta kolędowa ma dwa aspekty: pierwszy – ma wymiar religijny, drugi – towarzyski, o czym często zapominamy. – Kapłan jest gościem w naszym domu i obowiązują nas wobec niego wszystkie te procedury, które obowiązują wobec każdego gościa – wyjaśnia p. Krajski. Drzwi otwiera księdzu gospodarz i prowadzi do głównego pokoju, gdzie oczekuje go, stojąc, cała rodzina. Tam wita go gospodyni i następuje przywitanie z pozostałymi osobami. Gospodarz powinien rozpocząć rozmowę na jakiś niezobowiązujący temat, ale to ksiądz decyduje o jej kontynuacji. Jeśli się spieszy, może od razu zaproponować modlitwę. Jeśli proponujemy księdzu poczęstunek, a ksiądz nie skorzysta z zaproszenia, bo np. czekają na niego kolejni parafianie – nie wolno go w żaden sposób „szantażować” czy „naciskać” („Obrazimy się na księdza, jeśli ksiądz niczego u nas nie zje. Pół dnia przygotowywałam kolację specjalnie na tę okazję”), czy namawiać kilkakrotnie do dłuższego pozostania. Nie częstujmy księdza alkoholem i nie namawiajmy go do jego spożycia. Nie możemy jednak też sprawić na księdzu takiego wrażenia, że chcielibyśmy się go pozbyć jak najszybciej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.