Człowiek, który uczestniczy w procesie edukacji jako dawca, nigdy nie będzie dawcą samych tylko informacji. Niezależnie od własnej woli, jest także dawcą wartości i od niego zależy, jakie to będą wartości.
Nowoczesne środki nauczania wykorzystują dorobek technologiczny i naukowy ostatnich czasów. Aktualnie obserwujemy rozwój przeróżnych technik, od e-learningu przez kreatywną edukację aż do neurolingwistycznego programowania. Rozwój ten jest naturalnym i niezbędnym zjawiskiem, jednak prowadzi do pewnego zagrożenia: skupiając się na zdobyczach techniki, łatwo zapomnieć o sprawie najważniejszej dla człowieczeństwa – o kontakcie z drugim człowiekiem.
Jedną z nowych form przyswajania wiedzy jest „e- learning”, o którym wiele piszą Jerzy Mischke i Anna Stanisławska[1]. Przeciwstawiając nauczanie tradycyjne e-edukacji, rozumieją to pierwsze jako procesy dydaktyczne, których cechą charakterystyczną jest jedność miejsca i czasu uczestników. Procesy te są prowadzone metodami klasycznymi i zachowują reguły instytucji, która je organizuje. W e-edukacji miejsce nauczania zamienia się z sali szkolnej na cyberprzestrzeń. Nauczyciel pełni rolę doradcy, a nieograniczony miejscem i czasem kontakt sprzyja wymianie myśli i pozwala na wspomaganie procesu uczenia się. Sam proces jest planowany przez ucznia, więc również postępy w nauce są zależne wyłącznie od niego. Nauczyciel ma za zadanie tylko pomagać, służyć radą.
Analiza wymienionych cech e-edukacji nasuwa kilka wniosków. Najważniejsze mówią o tym, że uczeń powinien być aktywny i sam narzucać nauczycielowi tempo działania. Ponadto e-edukacja pozwala na trening wyobraźni, ponieważ liczne operacje zmuszają do wysilania wyobraźni i odnoszenia zdobytych wiadomości do realnego świata. E-learning, zdaniem autorów, zmusza także do większego niż w przypadku metod tradycyjnych, wysiłku intelektualnego i wydaje się być bardziej efektywny. Autorzy zwracają uwagę na konieczność stopniowego wprowadzania nowych metod, jak e-learning, a wprowadzanie zmian wydaje się być słuszne, zwłaszcza w kontekście przemian technologicznych, ekonomicznych, społecznych i wreszcie intelektualnych we współczesnym świecie. Tych przemian nie da się powstrzymać, a przystosowanie do nich edukacji może mieć tylko pozytywne skutki, pod warunkiem, że do reform będą przystawać idee i wzorzec człowieka, którego chce się wychować. Technologia wykorzystana w niewłaściwy sposób może prowadzić do zniekształcenia procesu kształcenia i wychowania, które są ze sobą nierozerwalnie związane.
Józef Tischner uważał[2], że najlepiej, jeśli człowiek stanie się wychowawcą, o którym Max Scheler pisze w sposób następujący:
„Osoba, albo grupa osób, która naśladuje swój wzór, nie ma nawet potrzeby poznać go w sposób świadomy i wiedzieć, że jest on ich wzorem. Stosunkowo rzadko rozpoznaje go jako swój pozytywny ideał możliwy do zdefiniowania i wie o nim tym mniej, im bardziej przemożny jest wpływ formującego oddziaływania wzorów”[3].
Przywołując teorię Schelera, Tischner mówi w swoich wykładach o uczniu jako o kimś, kto naśladuje, „znajduje się na śladach”. Ten, kto podąża, jest ożywiony nadzieją. Musi mieć nadzieję, żeby wyruszyć w podróż za przewodnikiem, ale i przewodnik nie zajdzie daleko, nie mając nadziei. To bardzo ważny dar, który pozwala mistrzowi i uczniowi współdziałać, wzajemnie tworzyć. Relacja przewodzenia może być uświadamiana przez obydwie strony, ale może też istnieć całkiem nieświadomie. Ze strony ucznia jednak wiedza o tym, że ma mistrza, jest niepotrzebna. Ktoś jest dla młodego człowieka przywódcą, chociaż ten młodszy nie zdaje sobie z tego sprawy.
Tischner podkreślał rolę wartości w procesie wychowania i nauczania. O wartościach nie rozpisują się twórcy nowych środków nauczania. Wydaje się, że dla nich wartością jest wiedza, indywidualność, równy dostęp do informacji i umiejętność dostosowania się do wymagań współczesnego świata. U Tischnera natomiast najistotniejsza w nauczaniu jest prawda. Bez niej edukacja nie ma sensu, jest sprawą o wiele ważniejszą niż zdawanie egzaminów i przyswajanie podręcznikowej wiedzy. Żaden z amerykańskich dydaktyków nie podkreśla, tak jak personaliści, znaczenia dialogu, zrozumienia i odpowiedzialności. Będąc mistrzami, nie możemy zdradzić, a więc nie wolno nam niepoważnie potraktować nadziei. Podejmujemy odpowiedzialność za drugiego, który przecież idzie za nami, niekoniecznie świadomie.
Personaliści nie krytykują nowoczesnych technik nauczania, jednak prawdopodobnie doradzaliby nauczycielom przedkładanie osobistego kontaktu z uczniem nad wszelkie nowoczesne udogodnienia.
Niektóre techniki nauczania i uczenia się, w ostatnich czasach uznawane za odkrywcze, przedstawia w swoich publikacjach Tony Buzan. Jego książki[4] uświadamiają, że człowiek będzie mógł nauczyć się o wiele więcej, jeśli pozna mechanizmy pracy swojego umysłu. Okazuje się, że dla mózgu nie ma wyraźnych granic i kursy szybkiego czytania lub tworzenie map myśli różnego rodzaju, łącznie z komputerowymi, może sprawić, że umysł stanie się bardziej chłonny. Buzan uważa, że nikt oprócz nas samych nie sprawi, że wiedza pojawi się w nas. O roli Mistrza pisze natomiast:
„Każdy, kto naucza innych, musi zdać sobie sprawę, że pierwszą lekcją, jaką powinien przekazać uczniom, jest nauka właściwego wykorzystania umysłu. Nauka sprawności intelektualnej jest równie ważna jak rachunki i alfabet”[5].
Buzan zwraca uwagę na ważną i lekceważoną w tradycyjnym nauczaniu rolę Mistrza. Ta rola polega na uświadamianiu uczniowi zasad, wedle których pracuje jego mózg.
To nieco inne rozumienie funkcji nauczyciela niż w przypadku najstarszego i najbardziej w filozofii popularnego Mistrza, Sokratesa, którego zadaniem jest nie uświadamianie możliwości umysłu, ale wydobycie ukrytej w uczniu wiedzy. W przypadku Buzana nauczyciel jest doradcą, który ma przekazać wiedzę o umyśle, a w przypadku Sokratesa nauczyciel to ktoś, kto nie tylko stawia ów fundament wiedzy, ale jest także przewodnikiem, powoduje, że uczeń może ciągle się rozwijać i odkrywać coraz więcej. Jest także wzorem, autorytetem, na którym młody człowiek opiera umiejętności zarówno intelektualne, jak też życiowe i moralne.
W dialogu „Menon” spisanym przez Platona, Sokrates prowadzi rozmowę z człowiekiem, który zastanawia się czym jest dzielność. Po pewnym czasie Sokrates stwierdza na temat prowadzonego rozumowania:
„[…] Tak i teraz o tej dzielności – co to jest, ja sam nic wiem. […] Ale ja jednak chcę to razem z tobą rozpatrzyć i szukać razem, co to jest”[6].
W innym przypadku Sokrates, aby pokazać mechanizm zdobywania wiedzy, prosi
o przyprowadzenie jednego z niewolników i sprawia, że ten młody, niewykształcony chłopiec dochodzi, poprzez odpowiadanie na zadawane mu pytania, do tego, jakie są cechy kwadratu. Sokrates w pewnym momencie mówi:
„[…] tylko będę go pytał, a nie będę go uczył. A ty pilnuj, czy może mnie złapiesz na tym, że go uczę i wykładam, a nie tylko wypytuję go o jego sądy”[7].
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.